- (...) Radość była na stadionie. Jak się czułem? A jak pan myśli? No, fantastycznie. Na rękach z murawy mnie nie znoszono, ale owacja na stojąco była. W Białymstoku też kilka razy taką dostałem, gdy robiłem coś dobrego dla Jagiellonii. Dominika, moja narzeczona po raz pierwszy była w Sivas na moim meczu i to pewnie dało mi siłę. Wcześniejsze oglądała w telewizji. Teraz będzie musiała chodzić na każdy mecz - mówi w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Kamil Grosicki.
Czy reprezentanta Polski można już nazwać gwiazdą ligi? - Nie za bardzo, bo media w Turcji uwagę poświęcają bogatym klubom z czołówki. To o nich pisze i mówi się najwięcej. Ja z Sivassporem walczę o utrzymanie. Po niedzielnej wygranej jesteśmy piętro nad kreską. Będzie łatwiej oddychać, ale luzu nie ma absolutnie. W Sivas ludzie żyją piłką, bo nie ma tu wiele więcej atrakcji. Więc jestem takim lokalnym bohaterem, choć pewnie w Stambule już słyszeli, że ktoś w Sivas wie jak strzelać gole i zrobił to pięć razy w krótkim czasie - dodaje.
Źródło: Przegląd Sportowy.