Polonia w meczu z Wisłą zagrała bez kompleksów i była bliższa zgarnięcia kompletu punktów. Bytomianie dwukrotnie wychodzili w tym meczu na prowadzenie, po bramkach Marcina Radzewicza i Dariusza Jareckiego. Lider tabeli za każdym razem doprowadzał jednak do wyrównania po stałych fragmentach gry. Najpierw pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się Andraz Kirm, a potem rzut karny na bramkę zamienił Patryk Małecki.
Po meczu zawodnicy niebiesko-czerwonych mieli wiele zastrzeżeń do pracy sędziego. - Wisła strzeliła bramki z wolnego i rzutu karnego, ale z mojego punktu widzenia żadnego z nich nie powinno być. Myślę, że rywal ma na tyle dobry zespół, że nie potrzebuje dodatkowej pomocy arbitra, jak to miało miejsce dzisiaj - uważa David Kobylik, rozgrywający bytomskiej drużyny.
Po końcowym gwizdku sędziego gracze drużyny z Olimpijskiej długo pluli sobie w brodę, z powodu niewykorzystanych klarownych sytuacji pod bramką Sergieja Parejki. - Szkoda, że nie wykorzystaliśmy pozostałych okazji, które sobie w tym meczu stworzyliśmy, bo wtedy Wisła na pewno by się już nie podniosła. Cieszy to, że zagraliśmy dobre spotkanie w defensywie. Pokazaliśmy w tym meczu dużą dyscyplinę taktyczną i to pozwoliło nam zapunktować - dowodzi czeski pomocnik Polonii.
Zaledwie punkt zdobyty przez bytomian w tym spotkaniu był dla podopiecznych trenera Roberta Góralczyka powodem do niedosytu. - Mogliśmy to spotkanie wygrać. Nie pozwoliliśmy w tym meczu Wiśle na zbyt wiele i to my narzuciliśmy rywalowi swoje warunki gry. Mieliśmy na to spotkanie przygotowaną specjalną strategię i udało nam się ją w znacznym stopniu wykonać. Szkoda, że znowu tracimy dwa punkty, bo zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki - przekonuje zawodnik drużyny z Olimpijskiej.