W Pogoni brakowało mi kogoś takiego jak Piotr Reiss - rozmowa z Marcinem Klattem, napastnikiem Warty Poznań

Kiedyś strzelał gola za golem w Warcie, co zaowocowało transferem do Pogoni Szczecin. Dziś Marcin Klatt ponownie przywdziewa zielone barwy. W Poznaniu chce odzyskać skuteczność i wywalczyć awans do ekstraklasy. Pierwszy krok już zrobił - zdobył bramkę w debiucie. Co będzie dalej?

Szymon Mierzyński: Powrót do Poznania był twoim pomysłem, czy też tak zasugerowano ci w Szczecinie?

Marcin Klatt: Nikt w Pogoni nie namawiał mnie do odejścia. Wręcz przeciwnie - wszyscy byli zdziwieni, gdy wyraziłem chęć powrotu do Warty. Trener pozwolił mi na ten ruch, zwłaszcza że nie miałem tam wielkich szans na regularną grę. Myślę, że zrobiłem krok naprzód. Będę mógł dalej pracować nad swoim rozwojem, a to jest przecież najważniejsze.

Jak z perspektywy czasu oceniasz decyzję o przejściu do Pogoni? Sporo wtedy pracowałeś nad swoją formą, zbierałeś niezłe recenzje, ale goli strzelałeś niewiele. To chyba trochę dołujące dla napastnika...

- Zgodzę się, że miewałem lepsze i gorsze mecze. Najsolidniej mi szło w rundzie wiosennej ubiegłego sezonu, a więc za kadencji trenera Płatka. Wtedy byłem zadowolony, bo miałem pewne miejsce w składzie. Wciąż jednak brakowało mi bramek. To był okres, w którym Pogoń spisywała się bardzo dobrze. Większość naszych rywali obierała defensywną taktykę, a my byliśmy zmuszeni do ataku pozycyjnego. Jak wiadomo, polskie zespoły mają z tym problem. Gole, które strzelaliśmy, rozkładały się na wielu piłkarzy. Tak naprawdę od odejścia Olgierda Moskalewicza żaden napastnik Portowców nie miał na koncie pokaźnej ilości bramek.

Czy osoba trenera Płatka miała duży wpływ na twoją decyzję o powrocie do stolicy Wielkopolski?

- Pod wodzą tego szkoleniowca, a także Piotra Jankowicza byliśmy dobrze przygotowani do rundy wiosennej. To wysokiej klasy fachowcy. Jednak jeśli chodzi o moje przejście do Warty, to wszystko rozegrało się dzień przed przybyciem do klubu trenera Płatka. Dlatego nie miało to decydującego wpływu na transfer. Nie wiedziałem wtedy jeszcze kto poprowadzi zespół z Poznania.

Gdy w przerwie zimowej sezonu 2009/2010 odchodziłeś z Warty, to sytuacja finansowa była kiepska. Pensje nie spływały na czas, a klub borykał się z dużymi problemami. Czy gdyby wówczas wszystko było tak poukładane jak obecnie, to zdecydowałbyś się na transfer do Pogoni?

- Trudno powiedzieć jaki byłby rozwój wypadków. Musiałem zapewnić sobie jako taką przyszłość, a Pogoń miała wysokie aspiracje i dość duży budżet. Nie chciałem poprzestawać na grze w I lidze, a ówczesne ambicje Portowców dawały mi nadzieję na walkę o awans do ekstraklasy. Dziś wierzę, że osiągnę ten sukces z Wartą. Wracając do pytania, niewykluczone, że 1,5 roku temu - przy dobrej sytuacji finansowej i wysokich aspiracjach - pozostałbym w Poznaniu i grałbym tu do dziś.

Poprzedni prezes zielonych Janusz Urbaniak nie robił ci wówczas żadnych przeszkód, bo umówiliście się, że przy dobrej ofercie będziesz mógł odejść w każdej przerwie w rozgrywkach.

- Zgadza się i dotrzymał słowa. Pan Janusz zrobił dla Warty bardzo wiele i zostawił tu dużo zdrowia. Na pewno należą mu się za to podziękowania.

Patrząc na przeszłość, a także twój ponowny debiut w poznańskiej ekipie, można powiedzieć, że Piotr Reiss to dla ciebie błogosławieństwo. W przeszłości wypracował ci sporo goli, a w sobotę w Nowym Sączu wykonał takie podanie, że już w pierwszym występie po powrocie wpisałeś się na listę strzelców. Jeśli ciążył na tobie jakiś balast psychiczny, to zrzuciłeś go bardzo szybko...

- Muszę przyznać, że z Piotrem rozumiem się bardzo dobrze. W rundzie jesiennej sezonu 2009/2010 strzeliliśmy razem ponad 20 bramek. To sporo jak na pół roku wspólnej gry.

Czy w Pogoni brakowało ci takiego partnera?

- Zdecydowanie tak. Piotr to napastnik, nawet jeśli w ustawieniu 4-2-3-1 jest nieco cofnięty. On zawsze miał sporo zadań ofensywnych i często wchodził w pole karne, udzielając mi pomocy. W Szczecinie nie otrzymywałem tak dobrych podań. Dlatego trudniej było mi dochodzić do czystych sytuacji.

Dla ciebie taka pomoc to chyba niezwykle ważna sprawa. Nie jesteś typem piłkarza, który przebiegnie pół boiska, minie kilku rywali i sam wypracuje klarowną okazję. Żyjesz głównie z podań.

- Nie nazywam się Cristiano Ronaldo, więc nie kiwnę pięciu przeciwników, kończąc akcję golem. Oczywiście jeśli zdarzy się taka szansa, to zawsze można spróbować. Głównie jednak gram tyłem do bramki, muszę walczyć o piłkę, a kiedy ją dostanę, to staram się strzelać. Moim zadaniem jest sfinalizować dobrą pracę kolegów.

Czy spodziewałeś się, że zaledwie kilka dni po powrocie do Warty wyjdziesz na boisko w pierwszym składzie?

- Raczej nie, bo przed spotkaniem z Sandecją trenowałem z zespołem zaledwie dwa dni. Cieszę się, że tak szybko dostałem szansę, ale na pewno nie stałoby się nic złego, gdybym usiadł wtedy na ławce rezerwowych.

Trener Płatek uważa, że spośród I-ligowców najsilniejszy skład ma Pogoń Szczecin. Jaka jest twoja opinia?

- Portowcy mają największy budżet i sporo uznanych nazwisk. Warto jednak pamiętać, że nazwiska nie grają, zwłaszcza w I lidze. Każdy kto zna realia tych rozgrywek, wie, że oprócz doświadczenia niezwykle istotna jest też walka. Żeby wyrywać punkty i coś osiągnąć, trzeba po prostu gryźć trawę. Ja nie będę mówił, że ktoś jest od nas lepszy. Mamy dobrą drużynę, nie brakuje nam również ogrania.

Masz jakieś obawy przed meczem z Termaliką Bruk-Bet? A może to niecieczanie powinni obawiać się Warty? To wy przecież zaliczyliście niedawno efektowne przełamanie, a w niedzielę będziecie mieć atut własnego boiska.

- Powiem tak: nie obawiamy się najbliższego przeciwnika, ale szacunek do niego trzeba mieć. Termalica jest na drugim miejscu, a w tym sezonie nie doznała jeszcze żadnej porażki. Zapowiada się trudny pojedynek, lecz w I lidze nie ma zespołu, którego nie można pokonać. Najlepszym przykładem jest wiosenny mecz Warta - Pogoń. Jechaliśmy do Poznania w okresie, gdy gospodarze byli rozpędzeni, a mimo to udało nam się zwyciężyć. Mam nadzieję, że w niedzielę będziemy się cieszyć z kompletu punktów. Stadion będzie naszym atutem, liczę też na wysoką frekwencję.

Czy twoim zdaniem ekipa z Niecieczy może atakować czołówkę do końca sezonu?

- Trudno mi się na ten temat wypowiadać. Śledzę I ligę na bieżąco, ale skupiam się przede wszystkim na swojej drużynie. Dbam o to, by u nas gra wyglądała jak najlepiej. Pełniejszy obraz możliwości Termaliki będę miał po odprawie przedmeczowej.

Dziś w czołówce jest właśnie zespół z Niecieczy, wysokich aspiracji nie ukrywają też Pogoń i Warta. Kogo jeszcze zaliczyłbyś do grona faworytów?

- Jak już wspominałem, I liga jest nieobliczalna. Sezon wciąż jest w początkowej fazie, dlatego ekipy, które podobnie jak my mają na koncie osiem punktów, mogą przesunąć się w górę. Gdybym miał pokusić się o konkrety, to wskazałbym Piasta i Zawiszę. W Gliwicach ambicje są wysokie, zaś bydgoszczanie zaliczyli dobry start. Beniaminkom zdarza się to dość często, pytanie tylko jak długo są w stanie utrzymać wysoki poziom.

Komentarze (0)