Cracovia już drugi sezon z rzędu przystępuje do derbowego pojedynku z ostatniego miejsca w tabeli, ale jej szkoleniowiec zapewnia, że w takich spotkaniach dotychczasowe wyniki schodzą na dalszy plan: - Patrząc na tabelę i na nasze dotychczasowe wyniki na swoim stadionie, za faworyta można uznać Wisłę. To jest wciąż aktualny mistrz Polski. Tylko, że w piłce już różne rzeczy się zdarzały. W niedzielę wszystko będzie możliwe. Zwycięstwo w takim meczu dałoby nam pozytywnego kopa i więcej pewności siebie.
W tygodniu poprzedzającym mecz Pasieka dbał o to, by nie przemotywować zawodników. Jak sam przyznał, zdarzyło mu się to już kiedyś w trenerskiej karierze i skutki tego miały być opłakane. Nie chciał jednak zdradzić o jaki mecz i w jakim klubie to się stało. - Nadmiar motywacji nie wpływa dobrze na zespół. Wolałbym, żeby piłkarze motywację pokazali na boisku, a nie krzykiem w szatni przed meczem. Kiedy moi piłkarze wyjdą na rozgrzewkę i zobaczą pełny stadion, to będzie dla nich największą motywacją - mówi teraz i dodaje: - Z dnia na dzień czuliśmy, że zbliża się mecz derbowy, że temperatura była coraz wyższa. Trzeba się cieszyć, że takie spotkanie z taką tradycją jest w Krakowie. Wiemy jak dużą wagę do tego meczu przykładają kibice Cracovii. Chcemy ich zadowolić pozytywnym wynikiem.
Pasieka oglądał czwartkowy mecz Wisły w fazie grupowej Ligi Europejskiej z Fulham Londyn (1:4), ale nie chce wyciągać na jego podstawie daleko idących wniosków: - To było bardzo ciekawe spotkanie, a Wisła grała z nie byle jakim przeciwnikiem, bo drużyną z Premier League. Nie chciałbym jednak dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat tego meczu. Czy Andrzej Niedzielan może być Andy Johnsonem Cracovii? Życzyłbym tego i sobie, i Andrzejowi (śmiech).
W tym roku nie udało się przeprowadzić wspólnej przed derbowej konferencji prasowej obu trenerów i można jedynie żałować, bowiem na pewno doszłoby do interesującej interakcji między Dariuszem Pasieką a Robertem Maaskantem. - Znamy się z Robertem. Myślę, że byłaby to ciekawa konferencja, ale tak się złożyło, że nie mogło do tego dojść. Kiedyś po meczu w Gdyni ucięliśmy sobie długą pogawędkę po niemiecku. Co ciekawe, pierwszą znajomą osobą, którą spotkałem na Rynku w Krakowie był właśnie trener Maaskant. On szedł z żoną na kolację, a ja właśnie wracałem z kolacji - zdradził szkoleniowiec Cracovii.