Nadolski: Znów uciekliśmy spod topora

Płocka Wisła jeszcze raz udowodniła, że nie ma dla nich meczów straconych. W starciu z Flotą przegrywała już dwoma golami, rywale egzekwowali jedenastkę, a i tak mecz zakończył się remisem. Podobny scenariusz miały dwa poprzednie spotkania płocczan, w których rzutem na taśmę urwali cztery oczka.

Podopieczni Libora Pali potrzebowali sporo czasu, aby na dobre rozkręcić się w starciu z Flotą. Przed przerwą nie ustępowali rywalom ani w posiadaniu piłki, ani pod względem organizacji gry, jednak kompletnie nie przekładało się to na zagrożenie pod bramką Artura Melona.

Efektywniej zaprezentowali się świnoujścianie, którzy po pół godzinie wyszli na prowadzenie, a przy odrobinie szczęścia mogli zejść do szatni nawet z dwubramkowym prowadzeniem.

- Poczynaliśmy sobie w pierwszej połowie nie najlepiej, ale też Flota długo nie stwarzała sobie stuprocentowych sytuacji strzeleckich. Trafili do siatki po stałym fragmencie i naszym błędzie. Takie gole bolą najbardziej - przekonywał kapitan Wisły Łukasz Nadolski.

Okres po powrocie zespołów na boisko wydawał się być decydującym dla losów widowiska. Wyspiarze dołożyli wówczas na swoje konto drugiego gola, następnie po akcji Koby Szalamberidze wywalczyli rzut karny. Gruzin wyrwał piłkę swoim partnerom i chciał sam wymierzyć sprawiedliwość, lecz katastrofalnie przestrzelił.

- Gdy straciliśmy drugiego gola, naprawdę ciężko było uwierzyć, że doprowadzimy do remisu. Po przestrzelonym przez Flotę karnym pomyśleliśmy jednak, że takie sytuacje lubią się zemścić. Tak też się stało. Kolejna piłkarska prawda "wyszła na jaw" - przyznał szczerze, powracający po kontuzji zawodnik.

Podopieczni Libora Pali nie przespali początku ligowej wiosny
Podopieczni Libora Pali nie przespali początku ligowej wiosny

Przyjezdni zaczęli pomagać szczęściu od 77. minuty, gdy gola kontaktowego zdobył Joao Paulo. Pięć minut później płocczanie wybuchnęli już niemal pełną radością. Strzał Piotra Petasza z rzutu wolnego dobił Nadolski i po mozolnie budowanym przez gospodarzy prowadzeniu pozostały wspomnienia.

- Stały fragment został podyktowany w bardzo dogodnym dla nas miejscu. Do piłki podszedł dysponujący super-silnym uderzeniem Piotrek. Powiedziałem mu przed uderzeniem tylko tyle, aby starał się trafić w światło bramki z jak największą siłą. Poszedłem na dobitkę, doskoczyłem do sytuacyjnej piłki i udało się - opowiadał na gorąco zdobywca gola.

- Z wyniku jestem bardzo zadowolony, ten punkt to dla nas cenna zdobycz. Zobaczymy, co dalej - ocenił najogólniej Nadolski, którego koledzy z zespołu odwrócili w podobny sposób losy konfrontacji z Olimpią Grudziądz oraz Ruchem Radzionków.

- Kluczem jest niezłe przygotowanie fizyczne, ale także charakter, który potwierdzamy z meczu na mecz. Kolejny raz uciekliśmy spod topora i najważniejsze, że nie przegraliśmy. Mamy taki cichy plan, aby z wyjazdów przywozić punkciki, a u siebie zwyciężać. Teraz wszystko zweryfikuje boisko - dodał kapitan Wisły, jednej z dotychczas najlepszych drużyn pierwszoligowej wiosny.

Komentarze (0)