W 2012 roku Śląskowi Wrocław ewidentnie nie idzie. Wrocławianie mają problem ze zdobywaniem punktów, a już dwa razy zwycięstwo wymknęło im się w ostatnich minutach meczu. W sobotę wicemistrzowie Polski zremisowali z Podbeskidziem Bielsko-Biała, chociaż jeszcze w 89. minucie prowadzili 1:0.
Przed potyczką z Góralami Orest Lenczyk, opiekun WKS-u znów zdecydował się na zmiany w składzie, chociaż wcześniejszą potyczkę jego podopieczni wygrali. I tak w porównaniu z meczem z PGE GKS-em Bełchatów w pierwszej jedenastce doszło do pięciu zmian. Szansę na pokazanie swoich umiejętności od pierwszej minuty dostali Jarosław Fojut, Mariusz Pawelec, Waldemar Sobota, Przemysław Kaźmierczak i Cristian Diaz. Znów mocno przemeblowana została więc defensywa, w której pojawiło się dwóch nowych zawodników. Piłkarze, którzy starcie z bełchatowianami rozpoczęli w podstawowym składzie, a więc Mateusz Cetnarski, Dalibor Stevanović czy Marek Wasiluk, nawet nie pojawili się na murawie. To wszystko pokazuje, jak ogromne są roszady w składzie zielono-biało-czerwonych.
Już w trakcie pierwszej połowy w meczu w Bielsku-Białej Orest Lenczyk zmuszony był dokonywać kolejnych zmian. Już bowiem w 29. minucie boisko musiał opuścić kontuzjowany Sebastian Mila. - To była kontuzja mięśnia dwugłowego i przydarzyła się ona w zaskakującym momencie - wyjaśniał "Oro Profesoro".
Na ławce WKS-u pojawiło się wówczas zamieszanie. Najpierw na boisku miał pojawić się Sebastian Dudek, ale ostatecznie zameldował się na nim Łukasz Madej. - To było w momencie, w którym decydowaliśmy się, czy grać w dalszym ciągu drugim napastnikiem, czy cofnąć Gikiewicza. Zdecydowaliśmy się na cofnięcie Gikiewicza. Później Dudek i tak wszedł. Wszedł też Pietrasiak, bo obawiałem się wysokich piłek, że jeszcze pomoże w obronie, a wyszło tak jak wyszło - skomentował Orest Lenczyk. Warto zaznaczyć, że Łukasz Gikiewicz to nominalny napastnik.
Sobotnia potyczka nie wyszła jednak zawodnikom drużyny z Wrocławia. Przede wszystkim bowiem nie zdobyli oni kompletu punktów. - Po meczu, w którym pewnie nie byliśmy lepsi, ale też nie byliśmy na tyle gorsi, żeby nie pokusić się o zwycięstwo, zadowalamy się jednym punktem. Nasza gra nie była najwyższego lotu, ale była taka, że mieliśmy szansę wygrać ten mecz. Sporo sil piłkarze włożyli, z grą było różnie. Od pewnego czasu jest różnie, ale to był mecz w którym można było pokusić się o trzy punkty - podsumował szkoleniowiec Śląska. - Bardzo chcieliśmy ten mecz wygrać i byliśmy tego bliscy po 90 minutach, ale potem straciliśmy bramkę - zaznaczył Waldemar Sobota.
Ten mecz mógłby się zupełnie inaczej zakończyć. Tuż przed wyrównującym golem dla Górali sytuację sam na sam z bramkarzem zmarnował Madej. - Szkoda, że opuściło nas szczęście. Udało nam się wygrać z GKS-em Bełchatów, a teraz pechowo remisujemy. Tak to już bywa, że co w jednym tygodniu dostajemy, zostaje nam to zabrane w kolejnym. Musimy z tym żyć i się z tym zmierzyć, ale też myślimy już o kolejnym spotkaniu z Lechią - podsumował skrzydłowy WKS-u.
W najbliższym meczu Śląsk w Gdańsku zmierzy się z równie słabo grającą Lechią. Jeżeli wrocławianie chcą zagrać w europejskich pucharach, albo powalczyć jeszcze o mistrzostwo Polski, to ten mecz muszą wygrać. Pytanie tylko czy w tym pojedynku będą mogli liczyć na Sebastiana Milę. Jego brak w meczu z Podbeskidziem dało się bowiem zauważyć.