Im bliżej końca rundy jesiennej, tym gra Arki Gdynia coraz gorsza. Żółto-niebiescy przegrali z GKS Katowice 1:2 i była to ich czwarta porażka przed własną publicznością, a druga z rzędu. Przyczyn słabej postawy gdynian starał się szukać Marcin Radzewicz. Doświadczony piłkarz na boisko wszedł w 46. minucie, zastępując bezproduktywnego Macieja Górskiego.
- Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Nasza gra nie wyglądała dobrze. Od razu po meczu, na gorąco, ciężko ocenić co nie zagrało. W pierwszej połowie GieKSa miała swoje sytuacje, jedną z nich zamieniła na bramkę. My takich klarownych okazji nie mieliśmy. W drugiej połowie siedliśmy na GKS, podeszliśmy wyżej, chcieliśmy odrobić straty, wyrównaliśmy, ale więcej nie mogliśmy nic zrobić. Coś z nami jest nie tak. Nie gramy to, co sobie założyliśmy - utyskiwał Radzewicz.
Jeden z najbardziej doświadczonych piłkarz Arki przyznał, że żółto-niebiescy muszą wziąć się w garść, jeśli ta runda nie ma być spisana na straty. W tej chwili Arce bliżej do strefy spadkowej, niż do czołówki.
- Zostały trzy mecze, musimy się wziąć do kupy, pokazać, że mamy jaja i te trzy spotkania zagrać najlepiej jak potrafimy - podkreślił Marcin Radzewicz.
Gdynianie mają problem ze strzelaniem bramek. Trener Petr Nemec na pomeczowej konferencji nie krył, że Arce potrzebny jest napastnik z prawdziwego zdarzenia, bo gra jego drużyny z przodu woła o pomstę do nieba.
- Czy to wina napastnika? Na pewno brakuje nam bramek. Górski i da Silva lubią grać po ziemi, w takiej grze bardzo dobrze się czują. Gorzej u nich z grą w górze. Nie możemy jednak wszystkiego zrzucać na napastnika. W poprzednim sezonie także brakowało nam klasycznego napastnika, a prezentowaliśmy się lepiej. Na gorąco ciężko to wszystko wytłumaczyć. Jest jak jest i musimy sobie z taką sytuacją poradzić. Mimo wszystko potencjał mamy większy. Choć nie gramy najlepiej, to powinniśmy być wyżej w tabeli - mówił wyraźnie przybity doświadczony zawodnik żółto-niebieskich.
Arka musi się podnieść i trzy ostatnie mecze zagrać na maksa. Co zrobić, aby drużyna uwierzyła, że można jeszcze nieco uratować jesień? - Musimy usiąść i dokładnie przeanalizować w czym tkwi problem. Nikt od nas nie wymagał awansu, ale ostatnie mecze chyba nas sprowadziły na ziemię - zauważył "Radza".