Na dobę przed rozpoczęciem spotkania rewanżowego w finale Pucharu Polski wszystkie bilety zostały wyprzedane, zatem w środowy wieczór na Pepsi Arenie zasiądzie komplet publiczności. Dla organizatorów to duża ulga, bowiem w poniedziałek wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski rozważał zamknięcie trybuny północnej, gdzie znajduje się "żyleta". W przededniu starcia doszło jednak do spotkania wojewody z prezesem Legii, Bogusławem Leśnodorskim i ostatecznie Kozłowski trybuny nie zamknął.
Przystępując do drugiego meczu finałowego w bardziej komfortowej sytuacji wydają się być Legioniści: nie dość, że na terenie rywala strzelili dwa gole sami wychodząc przy tym na zero z tyłu, to rewanż rozegrają przed własną publicznością. Chociaż nie wszystkim zawodnikom podoba się idea rozgrywania dwumeczu. Przeciwnikiem takiej formuły jest m.in. Marek Saganowski, dla którego "dwumecz to nie jest finał". Jednakże na finiszu Pucharu Polski nie ma co dywagować nad sposobem jego rozgrywania. "Sagan", który w miniony czwartek strzelił we Wrocławiu dwie bramki, ma ogromną nadzieję na uniesienie w górę trofeum. - To byłoby uwieńczenie tego całego jeżdżenia - podkreślił.
Wrocławianie wbrew pozorom nie znajdują się na kompletnie straconej pozycji. Nie tylko porażka z ubiegłego tygodnia może ich zmobilizować do gry na naprawdę wysokich obrotach, ale i przede wszystkim perspektywa gry w europejskich pucharach. W T-Mobile Ekstraklasie podopieczni Stanislava Levego zajmują obecnie 3. lokatę z szesnastoma punktami straty do lidera, warszawskiej Legii, oraz czternastoma oczkami mniej od drugiego Lecha Poznań. Z kolei po piętach depczą im Piast Gliwice i Górnik Zabrze. Jeśli zatem Śląsk chce mieć pewność gry na europejskich boiskach w przyszłym sezonie - musi zrobić wszystko, aby osiągnąć jedno z dwóch: wygrać w środę Puchar Polski lub nie oddać 3. miejsca w lidze.
- Różnie układa się w życiu. Wierzę w to, że jesteśmy jeszcze w stanie powalczyć o puchar z Legią. Wszystko jest możliwe i tym razem. Mam nadzieję, że tak się ułoży to spotkanie, że w stolicy będzie nerwowo - przyznał kapitan WKS-u, Sebastian Mila.
Również Legioniści są świadomi trudności zadania, jakie ich czeka. - Nie możemy podejść do rewanżu w ten sposób, że sprawa Pucharu Polski jest już rozstrzygnięta. To jest piłka nożna i może jakiś psikus się wydarzyć w Warszawie. Musimy być bardzo skoncentrowani, ale już zrobiliśmy bardzo duży krok w kierunku obrony trofeum - podkreślał Wojciech Skaba, który w rozgrywkach Pucharu Polski dostaje szanse od Jana Urbana i jest pewniakiem do bramki w finale.
Pełne trybuny mogą ułatwić zadanie Legii, a w szczególności Jakubowi Koseckiemu, który często podkreśla, iż właśnie po to gra w piłkę, aby prezentować się przed wypełnionymi stadionami. Nie da się ukryć, że kibice wyjątkowo nakręcają filigranowego pomocnika, który wrócił do formy po urazach żeber, z jakimi się ostatnio zmagał. - Wystarczy, że będzie pełen stadion albo blisko zapełnienia i my zrobimy swoje, a wszyscy będą zadowoleni - zapowiedział "Kosa".
W środę na murawie Pepsi Areny na pewno nie zobaczymy Marka Wasiluka i Mariusza Pawelca, którzy będą pauzować za upomnienia. Kartkowiczów brak w Legii, za to Jan Urban nie może skorzystać z kontuzjowanych Danijela Ljuboi, Bartosza Bereszyńskiego, Inakiego Astiza oraz Jakuba Rzeźniczaka. Jako plus po swojej stronie Stanislav Levy może dopisać powrót Adama Kokoszki, który powinien się pojawić od pierwszej minuty.
Przy szczelnie wypełnionych trybunach marzy się widowisko godne finału. Czy o takie właśnie postarają się piłkarze Legii i Śląska?
Legia Warszawa - Śląsk Wrocław / środa, 8.05.2013 r., godz. 20:30
Przewidywane składy
Legia Warszawa: Skaba - Jędrzejczyk, Żewłakow, Choto, Suler - Vrdoljak, Łukasik - Kosecki, Brzyski - Saganowski, Dwaliszwili.
Śląsk Wrocław: Rafał Gikiewicz - Ostrowski, Grodzicki, Kokoszka, Socha - Kowalczyk, Stevanović - Sobota, Mila, Ćwielong - Mouloungui.
Sędzia: Paweł Gil (Lublin).