Problemy Stali Rzeszów na własnym boisku

Stal Rzeszów w obecnych rozgrywkach na własnym boisku jeszcze nie zdobyła więcej niż jednej bramki. Ta przypadłość zemściła się w sobotnich derbach ze Stalą Stalowa Wola.

Sobotnie derby zakończyły się podziałem punktów. Goście ze Stalowej Woli gola na wagę punktu zdobyli w 94. minucie, zdaniem gospodarzy w kontrowersyjnych okolicznościach. Niemniej jednak w drugiej połowie Stalówka miała kilka wybornych okazji na gola. - Sytuacje z ostatnich sekund trzeba zobaczyć na wideo. Nie ma co oceniać teraz, bo z boiska się nie da. Z przebiegu meczu wynik jest sprawiedliwy, nie krzywdzi nikogo. Stalówka miała trzy dogodne okazje, ale nas boli to, że ich nie wykorzystała i nie strzeliła gola wcześniej tylko w ostatnich sekundach - powiedział obrońca rzeszowian Arkadiusz Baran.

Stal Rzeszów po zmianie stron niepotrzebnie się cofnęła w obręb pola karnego i dała grać piłką rywalom. To się zemściło. - To wszystko tkwi w podświadomości zawodnika. Krzyczy się z boiska, z boku żeby się nie cofać. Wiadomo, że chciałoby się aby pomocnicy i napastnicy przetrzymywali piłkę w okolicach pola karnego przeciwnika. To jest sport i myśli się w przypadku prowadzenia, aby utrzymać korzystny rezultat. Szkoda, że nam się nie udało tego zrobić i wygrać derbów. Najgorzej boli to, że przegrywamy w takich okolicznościach - dodał.

Rzeszowianie sami są sobie winni. W pierwszej połowie meczu powinni raz jeszcze skarcić drużynę ze Stalowej Woli i przy prowadzeniu dwoma bramkami graliby zdecydowanie spokojniej. Jednak w obecnych rozgrywkach na boisku w Rzeszowie strzelenie dwóch goli rywalom stanowi dla Stali Rzeszów spory problem. - Boli nas to, że nie umiemy na własnym terenie zdobyć więcej niż jednego gola. Moglibyśmy mieć mecz pod kontrolą a nie nerwówkę do ostatniej chwili i później dzieją się takie rzeczy jak w derbach ze Stalówką. Niepotrzebnie się też cofnęliśmy. Były zalecenia od trenera aby trochę poczekać na rywali. Może nie do końca tak, żeby stanąć na linii własnego pola karnego. Mieliśmy też atakować. Nie wyglądały one jednak zbyt dobrze, brakowało nam ostatniego podania. Koniecznie musimy się przełamać i u siebie zdobyć tego drugiego gola. Na własnym boisku mamy dominować, a my nie potrafimy dwa razy pokonać bramkarza drużyny przeciwnej - zakończył Piotr Prędota.

Źródło artykułu: