Arkadiusz Ryś wrócił na Bukową w barwach Can-Pack Okocimskiego Brzesko i mecz rozpoczął fatalnie, gdyż brał udział w akcji, po której sędzia Łukasz Szczech podyktował rzut karny dla GieKSy za faul na Przemysławie Pitrym. - Leżałem na ziemi i Przemka na pewno nie dotknąłem, ale sędzia uznał, że ktoś wytrącił go z równowagi i wskazał na "wapno" - wyjaśnia obrońca brzeszczan.
"Jedenastki" wykorzystać nie zdołał Sławomir Duda, którego strzał piękną paradą obronił Mateusz Kuchta. - Na pewno Mati Kuchta nam w tym meczu bardzo pomógł. Obronił rzut karny i kilka innych groźnych strzałów i to był dla nas bodziec do jeszcze większej walki. W końcówce zagraliśmy agresywniej pressingiem i zdobyliśmy decydująca bramkę, która była nam bardzo potrzebna. Teraz musimy zapunktować u siebie - wskazuje defensor Piwoszy.
Do Katowic outsider jechał bez respektu dla rywala. - Wiedzieliśmy, że nie możemy patrzeć przed tym meczem na tabelę. Dla nas, jak i dla GieKSy był to mecz o sześć punktów. Ta liga jest taka, że każdy z każdym może wygrać. Jesienią pokusiliśmy się już o niespodziankę i wygraliśmy w Gdyni, więc wierzyliśmy, że w Katowicach może być podobnie - przekonuje gracz brzeskiej drużyny.
Dla Rysia mecz z GieKSą był okazją do przypomnienia o sobie kibicom i działaczom katowickiego klubu. - Grałem kilka lat temu w Katowicach, a może raczej byłem, bo więcej siedziałem na ławce i trybunach, niż przebywałem na boisku. Miałem w tym meczu dwa cele i oba udało mi się zrealizować. Okocimski zgarnął trzy punkty, a mnie udało się przypomnieć o sobie kilku osobom. Dla mnie to podwójny sukces - przyznaje 25-latek.
Po trudnym okresie, w którym brzeski klub znajdował się na skraju bankructwa zimą doszło do szeregu zmian, który pozwala Okocimskiemu podnosić się z kolan. - Czujemy, że w klubie dzieje się coraz lepiej i warto jest walczyć o dobry wynik, kiedy jutro maluje się w jaśniejszych barwach. Potrzebujemy teraz serii zwycięstw, żeby sportowo utrzymać się w I lidze - podkreśla rosły zawodnik drużyny z Małopolski.