Łukasz Trałka: 0:2 do przerwy to był najniższy wymiar kary

Lech zaliczył w niedzielę koszmarną pierwszą połowę, ale finalnie czuł spory niedosyt, bo wypuścił z rąk remis w ostatnich minutach. Łukasz Trałka przyznał, że przy stanie 2:2 wierzył nawet w wygraną.

- Pierwsze 45 minut w naszym wykonaniu trzeba jak najszybciej wymazać z głów, bo 0:2 było wtedy najniższym wymiarem kary. Wisła miała tak wiele sytuacji, że spokojnie mogła strzelić nawet pięć goli. Jednak w drugiej części wszystko ułożyło się tak, że ostatecznie byliśmy niepocieszeni. Gdy wyciągasz wynik z 0:2 na 2:2, to myślisz raczej o zadaniu trzeciego ciosu, a nie przyjęciu go od rywala. Niestety zdarzył nam się błąd, straciliśmy bramkę i w tym momencie było już wiadomo, że nic nie wskóramy - powiedział Łukasz Trałka.

Biała Gwiazda zaczęła mecz ostrożnie i to Lech jako pierwszy mógł zdobyć gola. Łukasz Teodorczyk zmarnował jednak wyborną okazję, a potem krakowianie niespodziewanie ruszyli do ataku. - Mieliśmy dobry początek i mogliśmy prowadzić. Później nie radziliśmy sobie z kontrami przeciwnika. On sam grał bardzo mądrze, zwłaszcza że popełnialiśmy błędy przy wyprowadzaniu piłki. Każde prostopadłe podanie sprawiało nam problemy. Nie tak to miało wyglądać - dodał doświadczony pomocnik.
[ad=rectangle]
Dopiero po przerwie ekipa Mariusza Rumaka pokazała charakter. - Podnieśliśmy się ze stanu 2:0 i było widać, że losy meczu mogły się kompletnie odwrócić. Paradoksalnie dużo nam nie brakowało, ale niestety przegraliśmy - stwierdził.

Po niedzielnej potyczce można dojść do wniosku, że Kolejorzowi nie do końca służą częste zmiany w składzie. - Nie oceniam decyzji trenera, taki był jego wybór. On też chciał wygrać mecz - uciął Trałka.

Źródło artykułu: