Trener łodzian nie miał wątpliwości, że wynik spotkania 3. kolejki I ligi jest sprawiedliwy. - Wygrał zespół bardziej dojrzały piłkarsko, który wykorzystał nasze błędy. Mimo stworzonych sytuacji nie wykorzystaliśmy ich i jest mi z tego powodu przykro. Chcieliśmy wygrać, atakowaliśmy od samego początku, próbowaliśmy zabierać przeciwnikowi piłkę już na własnej połowie, ale niestety niewiele z tego wynikało - powiedział Włodzimierz Tylak.
[ad=rectangle]
Dwa gole dla Sandecji zdobył były Widzewiak Łukasz Grzeszczyk. Sądeczanie wyszli na prowadzenie już w osiem minut po pierwszym gwizdku, a podwyższyli w 63. minucie. W obu przypadkach Maciej Krakowiak wyciągał piłkę z siatki po strzałach głową. Widzewiakom nie pomogła nawet gra w dziesiątkę przez ostatnie kilka minut. Goście marnowali okazje na potęgę.
Dużo kontrowersji wzbudziła sytuacja z samej końcówki spotkania. Opatrywany przy linii bocznej był Rafał Augustyniak, a zespół próbował jeszcze odwrócić losy spotkania. Mimo to szkoleniowiec nie wykorzystał takiej okazji i nie przekazał wtedy uwag kapitanowi zespołu. - Kilka minut wcześniej podszedł Piotr Mroziński i wydałem mu dyspozycje. Efektem było między innymi przesunięcie Piotra do przodu i gra trójką obrońców. Chcieliśmy koniecznie jeszcze te bramki zdobyć - wyjaśnił Tylak.
Chcieć to nie zawsze móc, a taki manewr nie przyniósł efektów. Wpływ miała też na to kiepska postawa napastników na czele z Eduardsem Visnakovsem. Łotysz niby był na boisku, ale myślami już chyba gdzie indziej. Być może był to jego ostatni występ w barwach Widzewa, bo zawodnik przebywa już na testach medycznych w Ruchu Chorzów.
- Visnakovs jest zawodowcem i usłyszałem od niego, że jest w stanie podjąć walkę. Zapewniał o tym nie tylko, mnie ale też kolegów z zespołu. Trudno żebym nie wierzył w to, że jest w stanie pomóc drużynie. W drugiej połowie zmieniłem go, ale w ciągu 15 - 20 minut pokazał się kilka razy, ruszył do piłki. Miał za zadanie wychodzić na pozycje, ale równocześnie brać udział w pierwszej fazie pressingu przy odbiorze w strefie obronie przeciwnika. Niestety z biegiem czasu gasł - ocenił szkoleniowiec.
We wszystkich trzech pierwszoligowych meczach obecnego sezonu Widzew tracił jako pierwszy bramkę, co później przekładało się na brak zwycięstw. - Jest to coś wręcz niebywałego. Za każdym razem drużyna wydaje się być skoncentrowana, wszyscy przed meczem powtarzają sobie o tym, że jest to bardzo ważne. Wychodzimy i niestety dzieje się inaczej - załamywał ręce Tylak.
- Wyniki są fatalne. Mamy jeden punkt po trzech spotkaniach i niestety popełniamy te same błędy. Często mamy przewagę w polu, stwarzamy sytuacje bramkowe, gramy w piłkę, ale ciągle tracimy gole. Wtedy dochodzi dodatkowe obciążenie psychiczne, a momentami wręcz załamanie. Nie potrafię sobie tego wyobrazić, jak można marnować takie okazje, jak mieliśmy w końcówce meczu. Myślę tu przede wszystkim o strzałach Rybickiego i Kwieka z końcówki meczu. Nad czym musimy teraz pracować? Musimy poprawić grę obronną, by nie tracić bramek w tak prosty sposób. To podstawa - zakończył.