Spowiedź Sebastiana Mili: "Jestem mega zadowolony, że jestem Polakiem"

Artur Długosz
Artur Długosz
Kariera Mili nie jest jednak usłana różami. Pomocnik mówi teraz jednak, że jest w najlepszym jej momencie, a czuje się wyśmienicie. - Ten moment w którym teraz jestem, czuję się mocny pod względem i fizycznym, i psychicznym. Zastanawiałem się sam, czy byłoby to możliwe jeszcze parę lat wcześniej. To chyba jednak przychodzi z ogromnym doświadczeniem i wiekiem. Dodało mi dużo pewności bycie na zgrupowaniu reprezentacji. Jak jesteś dobrze przygotowany, to pewnie się czujesz. Tak samo było teraz. Bardzo chciałem wejść na boisko ze Szkocją, dostawać dużo piłek, stworzyć kolegom sytuacje. Trener ode mnie tego oczekiwał. Teraz to jest najmocniejszy okres jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne i psychiczne - wyjaśnia. Nie zamierza jednak spocząć na laurach, wprost przeciwnie - chce być jeszcze lepszy. - Wydaje mi się, że teraz zdecydowanie lepiej gram. Takie mam wrażenie. Mądrze się poruszam. Pracowaliśmy z trenerem nad tym zachowaniem bez piłki. Ja w tym wieku się teraz najwięcej uczę. Dużo tych detali jest do poprawienia. Mogę to poprawić, żeby być jeszcze wydajniejszym i lepszym zawodnikiem. Zamierzam jeszcze mocniej, jeszcze więcej trenować. Wiem, żeby rywalizować z takimi zawodnikami jak Goetze, Kroos, Fletcher i inni, to muszę być w jeszcze lepszej formie, jeszcze lepiej przygotowany. Tak zamierzam w następnych tygodniach robić - podkreśla.
Jego wielkiej formy nie byłoby bez kilku osób. Bez trenera Pawłowskiego, bez dietetyczki Śląska, narzeczonej Uli i... kolegów z zespołu. - Mogę tylko powiedzieć, że dzięki trenerowi i dzięki drużynie, i ludziom, którzy mi dobrze życzą, marzenia mi się spełniają. Jest mi niezmiernie miło, ale doskonale wiem, że muszę to potwierdzić w każdym kolejnym meczu jeszcze bardziej, niż do tej pory. Jestem na gotowy - deklaruje.
Sebastian Mila wiele zawdzięcza Tadeuszowi Pawłowskiemu Sebastian Mila wiele zawdzięcza Tadeuszowi Pawłowskiemu
- Mam super kolegów z drużyny. Pomagali mi w trudnych momentach, teraz się cieszą wspólnie ze mną. Z przyjemnością przyjechałem do klubu. Wiem, że tu jest mój dom. Cieszyłem się, że wracam - dodaje.


Ula, narzeczona Sebastiana Mili i jego córeczka, Michalina, to dwie bardzo ważne osoby dla tego zawodnika. To dla nich było serduszko pokazane po strzelonej bramce w spotkaniu z Niemcami. Kiedyś narzeczona Sebastiana Mili nie mogła chodzić na mecze, bo... ponoć przynosiła pecha. Teraz to się już zmieniło. - Już teraz chodzi na każdy chodzi mecz Ślaska Wrocław. Dużo się napracowała wspólnie z panią dietetyczką. Ona jest teraz częścią tej mojej reaktywacji. Trener pozwala jak wygramy mecz, to zawsze Michalinę biorę do szatni, nie ma z tym problemów. Tworzymy fajną atmosferę, rodzinną grupę, która się wspiera w trudnych momentach. Rodziny się znają. Uważam, że to wszystko powoduje, że Ula już jest też częścią tego klubu - mówi bohater ostatnich dni.

Czy bohater? Dla niektórych tak, dla innych. Swoim sąsiadom na pewno jednak sprawił wiele radości. Ci przywitali go w wyjątkowy sposób.


- To było fantastyczne. Naprawdę się napracowali. Jestem w trakcie dochodzenia, którzy to sąsiedzi, bo chciałbym się zrewanżować. To było miłe i jestem mega zadowolony, że jestem Polakiem. Uważam, że mamy takie zasoby w sobie, że wspólnie możemy tylko osiągać duże rzeczy - komentuje sam zawodnik.

Czy Sebastian Mila powinien grać w podstawowym składzie reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×