- Trochę się śmieję z tej decyzji, bo tak naprawdę trudno zamrażać coś, czego nie ma. Na razie nie wiemy przecież czy Lech na premie w Lidze Europy zapracuje. Nie ma więc pewności, że postanowienia zarządu w ogóle wejdą w życie - powiedział WP SportoweFakty Bartosz Bosacki.
Jak zatem należałoby postąpić, by Kolejorz wreszcie się przełamał? - Każdy ma jakieś przemyślenia, ja oczywiście też, ale niekoniecznie chciałbym o nich otwarcie mówić, bo nie przebywam w zespole i nie wiem jak wyglądają treningi. Nie znam też relacji między piłkarzami czy tych na linii zawodnicy - sztab szkoleniowy. Trudno stawiać obiektywne diagnozy będąc na zewnątrz - przyznał były obrońca Kolejorza.
Pięć lat temu - jeszcze z Bosackim w składzie - poznaniacy przeżyli niesamowitą przygodę i wyszli z grupy, mimo że mieli za rywali Juventus Turyn czy Manchester City. Czy dzisiejszy Lech dysponuje na tyle dużym potencjałem, że jest w stanie powtórzyć taki sukces? - Trudno porównywać te zespoły. My też mieliśmy wtedy problemy w Ekstraklasie, choć nie aż takie, bo zamiast porażek sporo meczów remisowaliśmy. Wierzę w lechitów, chciałbym, żeby pokazali się z jak najlepszej strony i w czwartek wygrali, ale naprawdę ciężko cokolwiek prognozować. Kto by się spodziewał, że ta drużyna zgromadzi cztery punkty w ośmiu potyczkach w lidze? Takich wyników nie da się łatwo wytłumaczyć, a przecież szczytem możliwości Kolejorza nie jest walka o wyjście ze strefy spadkowej - dodał.
W obecnej sytuacji nawet zwycięstwo z Belenenses niewiele by dla Lecha zmieniło, zwłaszcza jeśli w niedzielę w Białymstoku znów zawiedzie w pojedynku ligowym. - Dlatego po czwartkowym spotkaniu nie należy nikogo oceniać. Miarodajne będzie dopiero to co zobaczymy w przekroju minimum pięciu lub sześciu meczów - zakończył Bosacki.