Wszystko wskazuje na kolejną kontuzję mięśniową, taką jakich Błaszczykowski miał już wiele w swojej karierze. Po jedenastu minutach meczu na Stadionie Narodowym nasz skrzydłowy bez żadnego kontaktu z rywalem złapał się za nogę, poprosił o zmianę, położył na murawie.
Gdy schodził, dostał od kibiców burzę oklasków.
Błaszczykowski to pechowiec, jakich w naszej kadrze mało. Cały poprzedni rok miał stracony z powodu zerwanych więzadeł w kolanie. Mozolnie wracał do zdrowia, ale ciągle męczyły do mniejsze lub większe urazy. Nawet latem, niedługo przed transferem do Fiorentiny, gdy był jeszcze zawodnikiem Borussii Dortmund, też miał przerwę spowodowaną problemami z mięśniem.
- W Fiorentinie odżyłem - mówił nam w obszernym wywiadzie tuż przed meczem z Islandią. We Włoszech na niego stawiają, ostatnie trzy tygodnie miał słabsze, ale sam uspokoił, że to normalne, gdy tak długo nie było się w rytmie meczowym i ciężko trenuje.
Oby ponownie tego rytmu nie stracił.