Pierwsza połowa meczu Ruchu Chorzów z Koroną Kielce więcej wspólnego miała z szachami niż z grą w piłkę nożną. Przed przerwą gospodarze zdobyli gola i dzięki temu po zmianie stron kibice zobaczyli żywe i niezwykle emocjonujące spotkanie. - To była regularna wymiana ciosów. Zagraliśmy kombinacyjnie, Ruch po wyjściu na prowadzenie czekał na nas pod swoją bramką. Stworzyliśmy kilka sytuacji, przegraliśmy, ale nie mamy się czego wstydzić. Zabrakło spokoju pod bramką rywala - smucił się Pawłowski, który chwilę po przerwie doprowadził do remisu. - Nie miałem z czego uderzyć, piłka plątała mi się pod nogami i w końcu jakoś udało mi się ją umieścić w bramce. W sumie nawet nie wiem w którym momencie - opisał sytuację z 48. minuty piłkarz Korony.
Kielczanie szybko doprowadzili do wyrównania, ale równie szybko stracili gola. - Trenerzy zawsze nas przed tym przestrzegają, aby po zdobyciu gola cofnąć się i w pierwszych kilku minutach nie dać sobie strzelić bramki. Nam się to nie udało. Niemniej możemy być zadowoleni z naszej postawy tutaj - dodał Bartłomiej Pawłowski, który mógł mieć na koncie dwa zdobyte gole, ale po jednym z jego uderzeń zmierzającą do bramki piłkę zablokował Martin Konczkowski.