Wyglądali na tle włoskiej drużyny jak zakładowa wycieczka, która w piłkę to zagrała przy okazji, bo zasadniczo to wybrała się na grzyby.
Analizowanie postawy legionistów na stadionie Św. Pawła nie ma sensu, bo byłoby to kopanie leżących. Właściwie poza Guilherme i Prijoviciem reszta się skompromitowała. Nie poznawałem ludzi, którzy albo w reprezentacji grają, albo do niej aspirują. Zresztą nie tylko o polską kadrę chodzi, bo taki Nikolić - w lidze zachwycający - w całej fazie grupowej LE nawet nie zipnął. Normalnie papierowy tygrys.
Legię i Napoli dzieli oczywiście przepaść. Tak porażkę tłumaczył Stanisław Czerczesow. Jak głęboka jest ta przepaść, sami widzieliśmy. Ale różnica poziomów sportowych pomiędzy drużynami to jedno, a zagranie beznadziejnego meczu to drugie. Dziś mówi się wprost, że potrzebna jest gruntowna przebudowa drużyny, którą mozolnie budował Berg, a co zbudował to wiemy.
Czerczesow zażądał nowych zawodników. Już nawet jadą (np. Artur Jędrzejczyk). Kupi się nowych, wyrzuci starych, będzie ruch w interesie. A na ruchu da się zarobić. Byle z tego jakaś drużyna powstała, bo przykład Lechii Gdańsk pokazuje, że być tak nie musi. A w Legii też już było sporo "wynalazków". Na przykład w końcówce meczu w Neapolu - niczym duch na murach zamczyska - pojawił się Pablo Dyego, o którym panuje przekonanie, że nadaje się jedynie do pchania karuzeli, ale z niewiadomych przyczyn Legia próbuje z niego z na serio zrobić swojego piłkarza. A nawet nie swojego, bo wypożyczonego z Fluminense. Rozumiem, że Czerczesow uznał, że mecz już przegrany, nie ma sensu nikogo wartościowego męczyć przed meczem z Piastem i na boisko można wpuścić nawet kierownika drużyny. No chyba że rosyjski trener realizował jakieś interesy klubu, bo trzeba gdzieś upchnąć ten "odprysk" po nieudanej współpracy z Fluminense.
Całości nieszczęścia dopełnia niesmaczna akcja z Michałem Żyrą, o którym trener Czerczesow powiedział, że najpierw musi sobie wyczyścić głowę, zdecydować, w jakim klubie zamierza w przyszłości grać, a wtedy będzie można porozmawiać o jego występach na boisku. Zabrzmiało jakby Żyro miał w Legii już nie zagrać. I tak właśnie miało zabrzmieć, bo to kawałek większej układanki, w której wypowiedź trenera jest tylko zwieńczeniem akcji. Straszenie Żyry rozpoczęto dużo wcześniej.
Przy użyciu sprzedajnej "szczujni", w anonimowym artykule, szczuto na chłopaka i to w najgorszym stylu. Że prawdopodobnie już podpisał - potajemnie i nieprawnie - kontrakt z angielskim klubem; że dowiedziano się, że kupił sobie wypasionego mercedesa, itd.
Żyro, który jest w tym klubie od 10 lat, czyli od dziecka, został wygwizdany przez kibiców przy Łazienkowskiej, bo ktoś na niego brutalnie poszczuł. Nie chce pisać kto, bo dowodów nie mam, ale nie trzeba być Einsteinem, żeby umieć odkryć ciąg przyczynowo-skutkowy. Strasznie to niesmaczne i bez klasy. Gdy polonijny deweloper utworzył "klub Kokosa", który w założeniu miał zmuszać piłkarzy do tego, by rezygnowali ze swoich pieniędzy, krzywiono się, że to buractwo i przejaw absolutnej arogancji. Dziś metody zastosowane wobec Żyry nie są lepsze. A można by prościej. Przyjść na konferencję prasową i powiedzieć: - Nie będziemy promowali zawodnika, który nie wiąże z Legią swojej przyszłości i nic na nim nie zarobimy. To byłoby niezgodne z interesem klubu. Można?
Akcja "czyszczenia głowy" Żyry to wylewanie dziecka z kąpielą, bo Legia w meczu z Napoli (i nie tylko tym) wyglądała na skrzydłach bardzo biednie. A Żyro - jeśli jest zdrowy i w formie - potrafi zdziałać wiele. Ale gdy w grę wchodzi kasa, klasa często schodzi na dalszy plan.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl