Philippe Tłokiński: Syn piłkarza, który znienawidził futbol i został aktorem

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Philippe wtedy myślał, żeby zająć się prawem, bo uwielbiał argumentację, szermierkę słowną. Ale to nie było to. A miał już wtedy dryg aktorski.

- Gdybym nie miał być aktorem, pogodziłbym się z tym, że to nie jest to. Ufam temu, co świat mi sugeruje. Jesteś jak surfer, idziesz z falą. Nie tworzysz jej, ale jej szukasz - mówi.

Miał szczęście, bo fala, na którą się załapał, zaprowadziła go prosto na scenę.

- To aktorstwo mnie wybrało. W liceum College de Candolle w Genewie miałem profesora (Michel Barras - przyp. red.), który mnie do tego zachęcał. Był przekonany, że mogę zostać aktorem. Ale przez cztery lata nie mówił mi o tym. Mieliśmy wtedy obowiązkowe lekcje dykcji. Sugerował, że raz w tygodniu powinienem chodzić na salę prób. Pierwsza sztuka jaką zagrałem to Improwizacja w Wersalu ("L'Impromptu de Versailles"). Jest to tzw. metateatralność, czyli tak jakby publiczność była za kurtyną. Same monologi na 30 stron. Jak pomyślę, że tyle tekstu się nauczyłem, to nie dziwię się, że profesor coś we mnie zobaczył - śmieje się.

Philippe miał wtedy 17 lat. Przedstawienie grano na zakończenie roku szkolnego, na szkolnej sali widowiskowej. Mirosław uważa, że wtedy właśnie zrozumiał swój błąd.

- Na sali było jakieś 600 osób. Było to wspaniałe. Tego dnia doszedłem do wniosku, że miał rację. On i jego nauczyciel, który odszukał w nim prawdziwy talent. Zrozumiałem, że popełniłem błąd naciskając na niego. Przed rozpoczęciem nie wiedziałem, że tekst jest aż tak długi. Sztuka trwała ponad godzinę i on cały czas w tym uczestniczył. Było to dla mnie niesamowite, że się nie pomylił. Siedzieliśmy w jednym z pierwszych rzędów. Nie, nie płakałem, ale gdzieś wewnątrz miałem ochotę - opowiada Tłokiński senior.

To był prawdziwy debiut Philippe’a przed publicznością. Wygrał ze stresem, ze słabościami.

- Widzę tych ludzi i czuję jedną pustkę. Mozart zdaje się powiedział, że instrument, aby wibrował, musi być pusty. To taka adrenalina, jak szklana kula z rzutem karnym. Tak tata to określił.

Mirosław Tłokiński, w książce "Wielki Widzew", opowiada o karnym, który decydował o tym, czy Widzew pokona Liverpool: - Po raz pierwszy w życiu miałem moment przemyśleń... Co będzie jeśli nie strzelę? Wiedziałem, że jeśli się nie uda, będziemy na ostrzu noża. Każda ich bramka da zagrożenie. Wystarczy kilka centymetrów nie w tę stronę, potem oni trafią i wszystko jest zaprzepaszczone. Kibice, Polska, sąsiedzi, rodzina... jak zareagują, jeśli nie trafię? Dziesiątki takich przemyśleń. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie odczuwałem. Myślę, że miałem naturalne predyspozycje do strzelania karnych. Trudno powiedzieć, na czym to dokładnie polega, bo zawsze postępowałem instynktownie. Po prostu podchodziłem i strzelałem. Nigdy nad tym specjalnie nie myślałem. Zrobić swoją robotę i tyle. Aż do teraz. Teraz znalazłem się tutaj... Teraz... zamknąłem się. Skoncentrowałem. To dziwne uczucie, gdy odcinasz się od wszystkiego, nic nie słyszysz, tak jakby nie było tych 40 tysięcy ludzi. Rozmazany obraz, ktoś krzyczy, ale głos jest odłączony. Kompletna cisza. Jakbym był w jakiejś szklanej kuli, odizolowany od świata.

Tłokiński strzelił i Liverpool nie zdołał już odrobić strat. Jeden z największych sukcesów w historii naszego klubowego futbolu stał się faktem.

To było dokładnie to samo uczucie, którego doświadczył Philippe wiele lat później. Ale nie wiedział wtedy, że będzie ono jego przeznaczeniem.

- Nie myślałem jeszcze o aktorstwie. Miałem mętlik w głowie. Prawo, architektura. Moja ówczesna dziewczyna zapytała, dlaczego prawo. Wszystkie argumenty były związane z retoryką. Czytałem wtedy słownik, fascynowałem się elokwencją, więc było to dość zabawne - mówi nieco zakłopotany. A za chwilę śmieje się z samego siebie i nie do końca wiem, ile w tym było aktorstwa.

Z ojcem oczywiście doszli do porozumienia i patrzą na tamte wydarzenia z dystansem.

Philippe: - Powiedzenie "nie" też jest wyrazem silnej woli. Może gdyby nie było tego, że tata zmuszał mnie do piłki nożnej, nie było by mojej drogi, aktorstwa. Na lecący samolot działa opór powietrza. Może to o to chodzi, o fizykę?

Marek Wawrzynowski

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×