Szef Trybunału Arbitrażowego przy PKOl w sprawie Lechii i opinii Bońka

PAP / Adam Warżawa
PAP / Adam Warżawa

Zbigniew Ćwiąkalski, prezes Trybunału Arbitrażowego ds Sportu przy PKOl o tym, dlaczego Boniek nie zna przepisów, co zaniedbał PZPN i kiedy Lechia dowie się, ile ma punktów.

WP SportoweFakty: Prezes Zbigniew Boniek decyzję Trybunału Arbitrażowego przy Polskim Komitecie Olimpijskim w sprawie Lechii Gdańsk opisał jednym słowem: "Skandal".

Zbigniew Ćwiąkalski: To opinia przedwczesna, błędna i wynikająca z nieznajomości przepisów.

No to dalej, cytując prezesa Bońka w rozmowie ze sport.pl: "My musimy respektować decyzję Trybunału Arbitrażowego, ale zastanawiam się: kto ją podjął? Dlaczego nie rozpatrzono sprawy od razu, znając sytuację? Pachnie mi to polityką".

- Rozmawialiśmy z panem Zbigniewem Bońkiem w niedzielę rano. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i wiem, że dziś pan Boniek by takich słów nie użył. Postanowiliśmy doprowadzić sprawę do końca jak najszybciej niezależnie od terminów, jakie nam prawnie przysługują.

Co to znaczy najszybciej? Zdążycie przed pierwszą kolejką drugiej rundy ekstraklasy?

- Tak, zdążymy. Oczywiście, nie będzie to w poniedziałek czy wtorek, bo to za mało czasu, by podjąć merytoryczne decyzje. Musimy dać czas PZPN na zapoznanie się ze skargą Lechii Gdańsk. Wyznaczymy odpowiedni termin dla obu stron: to znaczy Lechii i PZPN, bo Ekstraklasa nie jest tutaj stroną w postępowaniu. Zwrócę się do przewodniczącego składu orzekającego, by stało się to w połowie najbliższego tygodnia.

[b]

Czy czuje pan, że w ostatnich dniach publicznie podważono kompetencje Trybunału?[/b]

- Z takimi zarzutami się nie spotkałem. Na szczęście jest tak, że strony mają możliwość odwołania się poza związki sportowe. Inaczej byłyby sędzią we własnej sprawie, a w przypadkach dyscyplinarnych to sytuacja niedopuszczalna. Chociaż orzeczenie Trybunału będzie prawomocne, to przecież także od niego przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego, gdyby zdaniem stron orzeczenie rażąco naruszało prawo. Proszę zwrócić uwagę, że zanim sprawa Lechii trafiła do Trybunału Arbitrażowego, rozpatrywana była przez dwie instancje wewnątrz PZPN. Mogły zatem powstać wątpliwości.

Ostatnio w Polsce zajmowanie się Trybunałami jest modne. Żałuje pan, że nie można wezwać Komisji Weneckiej?

- Komisja Wenecka rozpatruje sprawy dotyczące wątpliwości funkcjonowania Trybunału, a w przypadku Trybunału Arbitrażowego przy PKOl takich nie ma. Ale nie wciągnie mnie pan w rozmowę o polityce. Myślałem, że chodzi o piłkę nożną.

Ale to nie ja mówię o polityce. Powtórzę cytat z prezesa Bońka: "Pachnie mi to polityką.", a później: "Jeden facet w Trybunale Arbitrażowym podjął sobie decyzję, której nie miał prawa podjąć".

- To język zdecydowanie potoczny, a stwierdzenie - powtarzam - wynika z nieznajomości obowiązujących przepisów. Postanowienie zabezpieczające, a takie zapadło w sprawie Lechii, może podjąć jedna osoba z upoważnienia prezesa Trybunału, a ponieważ osoba, która najczęściej jest na miejscu to sekretarz Trybunału adwokat Piotr Graczyk, właśnie jemu zleciłem takie zadanie. Skarga od Lechii została opłacona w piątek i właśnie w piątek podjęliśmy odpowiednie kroki. Przecież decyzji nie podejmie sekretarka, której faks wypluwa na biurko kilka kartek. Tego typu zarzuty wobec Trybunału wiążą się z nieznajomością tematu.

Ale przyzna pan, że termin decyzji o wstrzymaniu kary dla Lechii, na jedną kolejkę przed końcem sezonu zasadniczego, był wyjątkowo niefortunny?

- Niefortunne było to, że między orzeczeniem Komisji Odwoławczej PZPN, a dostarczeniem jej w formie pisemnej do Lechii minęło 47 dni. Gdyby PZPN uzasadnił swoją decyzję z 5 lutego szybciej, nie mielibyśmy niepotrzebnych emocji pod koniec sezonu zasadniczego. My nie mogliśmy działać sprawniej. Uważam, że prawdziwe problemy pojawiłyby się, gdybyśmy podjęli decyzję o zabezpieczeniu na przykład w poniedziałek, już po ostatniej kolejce.

Czyli wszystko przez zaniedbania PZPN?

- To pan powiedział, proszę pytać prezesa Bońka.

[b]

Linia obrony PZPN jest inna. Sekretarz generalny Maciej Sawicki zarzucił Lechii Gdańsk, że złożyła apelację bezprawnie. Cytat z rozmowy z [/b]weszlo.com: "Jedyną rzecz, jaką Lechia mogła zrobić bez naszej zgody, to zgłosić skargę do Trybunału Arbitrażowego przy MKOl w Lozannie".

- Nieprawda. Nie są potrzebne żadne zgody w przypadku orzeczeń w sprawach dyscyplinarnych. Wynika to wprost z ustawy o sporcie. Komisja Odwoławcza przy PZPN to organ jurysdykcyjny, który wydaje kary tożsame z innymi z regulaminu dyscyplinarnego. Lechia po orzeczeniu tej Komisji miała prawo zgłosić się do Trybunału Arbitrażowego przy Polskim Komitecie Olimpijskim i z takiego prawa skorzystała. Ostateczną decyzję podejmie skład orzekający. Przypominam, że na razie podjęte zostało postanowienie zabezpieczające roszczenia, a nie rozstrzygnięcie.

Czy pan w ogóle interesuje się sportem? Końcówka sezonu przypomina trochę "Piłkarskiego Pokera".

- Bardzo interesuję się sportem. I jednocześnie nie kieruję się sympatią, albo antypatią do jakiegoś klubu. W sprawie Lechii Gdańsk decyzję wyda skład orzekający Trybunału. Czy ma szansę na zniesienie kary jednego punktu - nie wiem.

Rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Zobacz: O punkty powalczą prawnicy, nie piłkarze

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: