WP SportoweFakty: Gdyby miał pan jednym słowem opisać, dlaczego udało się wam pokonać Bayern?
Łukasz Piszczek: Byliśmy zdeterminowani. I konsekwentni. W pierwszej połowie świetnie sobie z tym poradziliśmy, po przerwie były ciężkie momenty. Szkoda, że Pierre-Emierick Aubameyang nie strzelił na 2:0, ale nawet jednobramkowe zwycięstwo smakuje wyśmienicie.
[b]
Traktowaliście ten mecz jak o być, albo nie być? Gdybyście przegrali, mielibyście aż dziewięć punktów straty do Bayernu, teraz macie tylko trzy.[/b]
- W ogóle o tym nie myślałem, to nie czas na liczenie punktów. Chciałem po prostu wyjść na boisko i zagrać jak najlepiej. Dopiero w szatni zorientowałem się, jak bardzo przybliżyliśmy się do naszych rywali. Po to gra się piłkę w Bundeslidze, żeby deptać Bayernowi po piętach.
ZOBACZ WIDEO Świetny rok Nawałki. "Dobrze, że to Polak, w końcu nie musimy mieć kompleksów"
Robert Lewandowski narzekał, że w środku pola w ogóle nie miał miejsca. Taki był plan?
- Tak, trener chciał zagęścić środek pola. Wiedzieliśmy, że to groźna broń Bayernu, kiedy Mats Hummels albo Jerome Boateng podają piłki między strefami do Roberta i Thomasa Muellera. Kiedy nie ma się w środku wystarczającej liczby zawodników, może być ciężko. Staraliśmy się zmusić Bayern do gry bokami.
Odpowiada panu gra w systemie z pięcioma obrońcami?
- Udało nam się wyjść obronną ręką w starciu z mistrzami Niemiec i znowu włączyliśmy się do walki o mistrzostwo, więc nie ma co marudzić. Cieszymy się, że w końcu pokonaliśmy Bayern, nie pamiętam już jak długo trwała nasza niemoc z tym przeciwnikiem. W takim systemie odpowiadam tylko za rywala, który znajduje się przy linii bocznej, w ustawieniu z czterema obrońcami często muszę schodzić do środka obrony.
Jeszcze kilka lat temu w trakcie jednego meczu próbował pan kilkanaście razy włączać się do ataku, a wychodziło z tego tylko kilka akcji. Teraz włącza się pan rzadziej, ale za to ze stuprocentową skutecznością. To doświadczenie?
- Myślę, że tak. Gram już jednak w tej lidze ładnych parę lat i wiem, co warto robić. Poza tym trener Thomas Tuchel wymaga ode mnie czego innego niż Juergen Klopp. Po prostu się przystosowałem.
Czuje pan, że po Euro wróciła już najwyższa forma?
- Początku sezonu na pewno nie straciłem, bo robiłem to, co planowaliśmy. Jeszcze pod koniec poprzednich rozgrywek trener zapowiedział, że ci, którzy na Euro zostaną dłużej, będą wolniej wprowadzani do zespołu. Po meczu reprezentacji Polski z Danią wróciłem z kontuzją kolana, miałem drobną zadyszkę w dwóch meczach w klubie, ale myślę, że wszystko już wróciło do normy.
Pamiętamy pana z 2013 roku, później przytrafiła się kontuzja biodra...
- No i po niej dochodziłem do siebie dużo dłużej, bo przez pół roku nie grałem w piłkę. Ciężko po tak długim okresie wskoczyć na dobre tory. Myślę, że wtedy za szybko wróciłem do treningów i gry, nie byłem w stu procentach przygotowany. Wcześniej, w Hercie Berlin, po pierwsze kontuzji biodra, także potrzebowałem więcej czasu.
Czuje się pan trochę, jak profesor przy kolegach z drużyny? Jest pan najstarszym zawodnikiem pierwszego składu w zespole, w którym średnia wieku wynosi 23 lata.
- Bez przesady. W środku czuję młodość! Poza tym myślę, że pasuję do tych chłopaków. Sam też kiedyś grałem z Sebastianem Kehlem czy Dede i tylko na tym korzystałem. W Borussii nie liczy się to, ile masz lat, ale co masz do zaoferowania.
Rozmawiał w Dortmundzie
Michał Kołodziejczyk
Dziecko w 1 klasie lepiej dodaje od ciebie Michale Kołodziejczyk