Steevena Langila do Legii Warszawa ściągał Besnik Hasi. 29-letni gracz z Martyniki miał za sobą całkiem udaną rundę w lidze belgijskiej. W 29 meczach strzelił sześć goli i dorzucił tyle samo asyst. W piłkarskim CV miał też ponad 50 spotkań we francuskiej Ligue 1 i mógł być sporym wzmocnieniem skrzydeł mistrza Polski.
Jednak od początku nie imponował, zawodził tak jak cała Legia i nie można było uznać go kozłem ofiarnym. Po zmianie trenera zaczęły się jego problemy poza boiskowe, chociaż zaczęło się od spotkania ze Sportingiem Lizbona, w którym debiutował Jacek Magiera. Langil zagrał od pierwszej minuty, lecz w przerwie został zmieniony. Nie wypełniał taktycznych zobowiązań i to zaważyło, że na drugą połowę już się nie pojawił.
Tymczasem kiedy leczył kontuzję, na portalach społecznościowych umieszczał zdjęcia, które nie przystoją profesjonalnemu piłkarzowi. Langil został wezwany na dywanik i obiecał poprawę, lecz kilka dni później znów przyłapano go na imprezowaniu.
Wówczas miarka się przebrała, ale na szczęście dla Legii zgłosił się belgijski Waasland-Beveren, który wypożyczył go do końca sezonu. Wydawało się, że problem został zażegnany chociażby na kilka miesięcy, ale zaraz po przyjeździe na łamach belgijskich mediów Langil zaczął się skarżyć na rzekomy rasizm w warszawskim klubie. Kapitan Legii Jakub Rzeźniczak stwierdził, że "szkoda prądu" na Langila, ale Legia wszczęła postępowanie. Wprawdzie później w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" piłkarz przekonywał, że jego słowa zostały przekręcone, to jednak pozostał niesmak.
ZOBACZ WIDEO Juventus pokonał Milan po golu w doliczonym czasie. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
Od kilku tygodni było cicho o Langilu. Nie udzielał żadnych kontrowersyjnych wypowiedzi, a przypominał o sobie w niedzielę, kiedy jego drużyna rywalizowała z Anderlechtem w Jupiler Pro League. Jednak Langil zaprezentował się z bardzo kiepskiej strony, rzadko był przy piłce i nie stwarzał zagrożenia pod bramką przeciwnika.
Jego bilans w lidze belgijskiej też jest bardzo przeciętny - ledwie asysta i gol w siedmiu spotkaniach chluby mu nie przynosi. W takiej dyspozycji Waasland-Beveren z pewnością nie zapłaci Legii pół miliona euro (za tyle kupili go Wojskowi), a kontrakt niesfornego gracza z Martyniki wygasa dopiero w połowie 2019 roku. Możliwe, że obie strony dogadają się co do przedwczesnego rozwiązania umowy, ale wówczas Legia nie odzyska części zainwestowanych pieniędzy.