Młodzieżowi reprezentanci Polski przed egzaminem dojrzałości. Usprawiedliwień nie będzie

PAP / Darek Delmanowicz
PAP / Darek Delmanowicz

Przed nimi turniej życia i tylko od nich samych zależy, czy będzie niewykorzystaną szansą, czy otwarciem drzwi do wielkich karier. Młodzieżowych reprezentantów Polski czeka matura, której wyniki mogą pokierować ich przyszłością.

Żadne usprawiedliwienia nie wchodzą w grę. PZPN zapewnił kadrze U-21 komfortowe, a w ostatniej fazie nawet luksusowe warunki przygotowań. Federacja zadbała o to, by młodym reprezentantom niczego nie brakowało i traktowała ich na równi z kadrą A, choć w poprzednich latach status "młodzieżówki" był zgoła inny. Reprezentacja U-21 w końcu przestała być cyrkiem obwoźnym, który odwiedzał mniejsze ośrodki i grał przed garstką publiczności, a stała się oczkiem w głowie związku.

Pod okiem Nawałki

W czasie przygotowań do turnieju ekipa Marcina Dorny grała na arenach mistrzostw, przed kilku i nawet kilkunastotysięczną widownią. Spała w dobrych hotelach i trenowała na świetnych płytach, a ostatnie dziesięć dni przed turniejem spędziła w Arłamowie. Na wyobraźnię kadrowiczów działało to, że rok temu w tym samym miejscu do Euro 2016 przygotowywała się drużyna Adama Nawałki. Zresztą nie dało się tego nie zauważyć - na fasadzie hotelu wisi ogromny plakat reprezentacji, zdjęcia kadry zdobią też jego wnętrza, a na boisko treningowe czujnym okiem z billboardu spogląda właśnie sam selekcjoner.

"Młodzieżówka" spała nawet w tych samych pokojach, co rok temu kadra A, choć trener Dorna stwierdził, że to nie był jego pomysł: - Dowiedziałem się o tym dopiero po fakcie. Nie jestem przesądny. Naszą rolą jest wyrwać ze szponów przypadku tyle, ile się da i do maksimum wykorzystać spędzony tutaj czas.

PZPN nie szczędził też grosza na sztab szkoleniowy. Na zgrupowaniu w Arłamowie Marcinowi Dornie pomagało aż 15 osób - sztab Adama Nawałki przed Euro
2016 liczył tylko jedną osobę więcej. Selekcjoner otrzymał wsparcie, by wykorzystać krótki obóz możliwie najefektywniej. Plan gry był szlifowany przez półtora roku i w Arłamowie nie było już na to czasu. Zgrupowanie trwało dziesięć dni, ale było tylko przyspieszonym utrwaleniem materiału przed zbliżającą się maturą.

- To czas na odbudowę automatyzmów - jak stwierdził selekcjoner. Reprezentacja przeprowadziła tylko sześć treningów w większym gronie, a w pełnym składzie z Karolem Linettym i Tomaszem Kędziorą, którzy dojechali najpóźniej, ćwiczyła tylko dwa razy. Dorna zadbał o to, by jego zespół był w pełni skoncentrowany na zbliżającym się turnieju. Na zgrupowaniu nie pojawiły się partnerki piłkarzy, choć rok temu Adam Nawałka pozwolił żonom i dziewczynom zawodników na przyjazd do Arłamowa.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik: Nie możemy tego zepsuć

Weryfikacja

Występ na mistrzostwach będzie dla młodzieżowych reprezentantów Polski pierwszą poważną weryfikacją w karierze. Nie tylko w oczach skautów zagranicznych klubów, ale też przed Adamem Nawałką. Zegar tyka, bo mistrzostwa świata w Rosji odbędą się już za rok i młodzieżowi reprezentanci Polski nie będą mieć wiele okazji na przekonanie do siebie trenera Nawałki. A podczas zbliżającego się turnieju selekcjoner otrzyma odpowiedzi na pytanie o to, czy młodzi kandydaci do gry w pierwszej reprezentacji sprawdzają się w boju o stawkę i pod presją, jakiej do tej pory nie znali.

Biało-Czerwoni jako gospodarze turnieju nie musieli brać udziału w eliminacjach, więc przez ostatnie półtora roku rozgrywali tylko mecze kontrolne. Choć trenerzy dbali o to, by nie były to klasyczne sparingi, to nawet najlepsza motywacja nie zastąpi dreszczyku emocji, jaki towarzyszy grze o realną stawkę. Teraz Polacy skonfrontują swoje umiejętności z najlepszymi rówieśnikami Starego Kontynentu, a presję zwiększają też oczekiwania środowiska i kibiców. PZPN otoczył kadrę szczególną opieką, ale ma też wobec niej wymagania. Każdy inny wynik niż wyjście z grupy, czyli awans do półfinału, będzie odebrany jako rozczarowanie.

Z tymi oczekiwaniami podopieczni Dorny mogli się jednak oswoić. Nie spadły na nich z dnia na dzień, bo PZPN od początku traktował turniej bardzo prestiżowo. Nic w tym dziwnego, bo to dla Polski szansa na odniesienie pierwszego znaczącego sukcesu od 25 lat i srebrnego medalu igrzysk olimpijskich w Barcelonie. Polski futbol jest złakniony sukcesu w piłce seniorskiej, bo tak już trzeba traktować kadry do lat 23 - to futbol młodzieżowy tylko z nazwy, skoro na turnieju zagrają głównie 22- i 23-latkowie.

Porównania do drużyny z Barcelony są jak najbardziej na miejscu, bowiem tak zdolnej generacji piłkarzy, której przedstawiciele już teraz prezentują wysokie umiejętności, nie mieliśmy od ćwierćwiecza. Może trudno w to uwierzyć, ale podopieczni trenera Dorny są bardziej doświadczeni od zawodników srebrnej ekipy Janusza Wójcika. Przemysław Frankowski rozegrał w ekstraklasie już 137 spotkań - żaden z medalistów z Barcelony nie miał takiego obycia. Do tego dochodzą Tomasz Kędziora, Karol Linetty, Bartosz Kapustka, Mariusz StępińskiDawid Kownacki czy Bartłomiej Drągowski, którzy już jako 18-latkowie odgrywali kluczowe role w swoich zespołach. Owszem, Andrzej Juskowiak czy Mirosław Waligóra jechali na igrzyska jako królowie strzelców ekstraklasy, ale Stępiński, Kownacki, Jarosław Niezgoda czy Krzysztof Piątek też "wiedzą, gdzie stoi bramka".

Bez drużyny marzeń

O tym, jak wiele mistrzostwa znaczą dla PZPN niech świadczy to, że federacja stawała na głowie, by namówić Napoli na występ Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego. Drużyny marzeń w oparciu o duet z Neapolu nie udało się stworzyć, ale nawet bez Milika i Zielińskiego młodzieżowi reprezentanci czują się mocni. W Arłamowie dało się wyczuć, że są przekonani o swojej sile, ale przy tym twardo stąpają po ziemi. Pracowali z pokorą, mając przed oczami wspólny cel, jakim jest medal mistrzostw Europy i nie bali się o tym głośno mówić.

Nie bez znaczenia jest też to, że w polskiej kadrze jest aż trzech uczestników Euro 2016 - w żadnej z jedenastu innych ekip nie ma tylu uczestników zeszłorocznych mistrzostw, co w zespole trenera Dorny. To Bartosz KapustkaMariusz Stępiński i Karol Linetty, który w ogóle nie brał udziału we wcześniejszych przygotowaniach i dołączył do zespołu dopiero pięć dni przed meczem otwarcia mistrzostw ze Słowacją. Pojawienie się Linettego nie zmąciło jednak atmosfery w drużynie i nie zachwiało hierarchią w zespole.

Nawet gdyby zejście Linettego z kadry A nie spodobało się Radosławowi MurawskiemuJarosławowi Kubickiemu czy Patrykowi Lipskiemu, których droga do wyjściowego składu się przez to wydłużyła, to żaden z nich nie mógłby sobie pozwolić na okazanie niezadowolenia. Linetty to bowiem serdeczny kolega dwóch najważniejszych ludzi w zespole trenera Dorny: Tomasz Kędziora i Mariusza Stępińskiego. To też zaufany człowiek samego selekcjonera, a przede wszystkim bronią go umiejętności. Poza tym pomocnik Sampdorii jest typem człowieka, który szybko stanie się jednym z trybików dobrze pracującej maszyny, a nie będzie gwiazdą, na którą muszą pracować inni.

Największym odkrycie zgrupowania może być Krystian Bielik. Najmłodszy, bo ledwie 19-letni i najpóźniej dokoptowany do zespołu piłkarz na treningach w Arłamowie robił wrażenie na kolegach z zespołu. Gdyby trafił do kadry Dorny ciut wcześniej, bez wątpienia zacząłby turniej w wyjściowym składzie. Dwa lata w Arsenalu pod okiem Arsene'a Wengera, który oszlifował już niejeden diament i pół roku gry w wymagającej i bezwzględnej Championship, sprawiły, że Bielik już jesienią może awansować do kadry A i być alternatywą dla Kamila Glika i Michała Pazdana.

Trzy egzaminy

W sześć dni Biało-Czerwoni rozegrają trzy mecze - testy, od których w dużej mierze będzie zależała ich przyszłość. Jeśli się spiszą, plusy przy ich nazwiskach postawią i skauci europejskich klubów, i Adam Nawałka. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że każdy reprezentant Polski poza Karolem Linettym i Krystianem Bielikiem traktuje turniej jak okno wystawowe. Dobry występ pozwoli im wskoczyć na półkę wyżej, zarówno w piłce klubowej, jak i reprezentacyjnej.

Na mistrzostwach nie ma drużyn przypadkowych, bo sito eliminacji było drobne, ale grupa A wcale nie jest najtrudniejsza. Polska miała szczęście w losowaniu, bo udało jej się uniknąć rywalizacji z Hiszpanią czy Włochami. Biało-Czerwoni trafili na Anglię, Słowację i Szwecję. Szwedzi to teoretycznie obrońcy tytułu, ale z zawodników, którzy dwa lata temu wygrali turniej w Czechach, w Polsce zagrają tylko Simon Tibbling i Kristoffer Olsson.

Słowacy zagrają bez Ondreja Dudy, a pod nieobecność byłego zawodnika Legii Warszawa ich największymi gwiazdami są Adam Zrelak, który stracił sezon przez kontuzje oraz Jaroslav Mihalik, który wiosną nie potrafił przebić się do "11" Cracovii. A jeśli w pierwszym składzie drużyny Pavla Hapala znajdzie się inny piłkarz Pasów, Tomas Vestenicky to będzie wiele mówiło o jej sile...

Największym zagrożeniem dla Biało-Czerwonych są Anglicy. W drużynie Adriana Boothroyda brak gwiazd Premier League, ale przez eliminacje przeszła bez porażki. Mecz 3. kolejki Polska - Anglia, który zostanie rozegrany w Kielcach, może decydować o być albo nie być w turnieju. Do półfinału awansują bowiem tylko mistrzowie trzech grup i najlepszy wicemistrz.

Cztery znaki zapytania

W czasie zgrupowania w Arłamowie trener Dorna miał cztery znaki zapytania w wyjściowym składzie na mecz ze Słowacją: kto stanie w bramce, kto zagra u boku Jana Bednarka na środku obrony, kto wystąpi obok Karola Linettego w środku pola i kto zastąpi na skrzydle Dawida Kownackiego, który musi pauzować z powodu kartek.

O miejsce między słupkami rywalizują Bartłomiej DrągowskiJakub Wrąbel, obok Bednarka mogą zagrać Paweł Dawidowicz i Jarosław Jach, partnerem Linettego może zostać Paweł DawidowiczJarosław KubickiRadosław Murawski bądź Patryk Lipski, a w miejsce Kownackiego wskoczy najprawdopodobniej Przemysław Frankowski.

Komentarze (2)
córka leśniczego
14.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pytanie w ankiecie powinno być, czy wyjdą z grupy. 
avatar
yes
14.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Młodzieżowych reprezentantów Polski czeka matura, której wyniki mogą pokierować ich przyszłością" - to nie ten egzamin....