Ronaldo oraz Romario, dwóch najwybitniejszych brazylijskich napastników przełomu wieków nie łączy jedynie wspólna narodowość, bądź medal za zdobycie mistrzostwa świata. Łączy ich też fakt, że obu z nich nakryto na współżyciu z transwestytami.
Gdy "Il Fenomeno" zapytano o to, kogo z obecnych piłkarzy pragnie porównać do samego siebie, bez wahania odpowiada - Gabriela Jesusa. - Gdy go widzę, przypominam sobie o własnej przeszłości - mówi. Na szczęście podobieństwa kończą się wraz z zejściem z boiska.
Jesus. Po prostu król
Gabriel Jesus. Nastolatek, który nie doczekał się nawet swoich dwudziestych urodzin, a już w rodzinnym Sao Paulo był otoczony statusem żywej legendy. Miano uzyskane w swoim rodzinnym mieście "tylko", bądź "aż" poprzez zdobycie przez lokalny Palmeiras Sao Paulo pierwszego od 1994 tytułu mistrza Brazylii. Nastoletni napastnik za swój wkład w triumf został nagrodzony statuetką MVP sezonu brazylijskiej ekstraklasy (wręczaną przez prestiżowy miesięcznik "Placar"). Lecz nawet i bez niej Jesus mógł być pewien, iż po sezonie rozpoczną się brudne podchody europejskich gigantów pod jego własny podpis na umowie.
Głównie napędzane przez agentów piłkarza, którzy posiadali 70 procent praw do karty zawodnika. Dlatego też, gdy przedstawiciele Realu Madryt oraz Barcelony wyłożyli na stół brazylijskim pośrednikom 7-zerowe kwoty za transfer dla każdego z nich, rozpoczęło się czyste szaleństwo. Tonowane zresztą przez samego zainteresowanego.
Parę lat temu polskie media opanowała informacja, jakoby Łukasz Piszczek pozostał jedynym zawodnikiem, który odmówił podpisania kontraktu z Królewskimi prowadzonymi wówczas przez Jose Mourinho. Śladami wytyczonymi przez prawego obrońcę Borussii Dortmund podążył Jesus, a wszystko poprzez namowy kolegi z Manchesteru City - Fernandinho.
ZOBACZ WIDEO Barcelona traci punkty w Madrycie. Zobacz skrót meczu z Atletico [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Powiedziałem Gabrielowi, aby przyjrzał się składom Barcelony i Realu i zastanowił się, ilu 19-latków gra tam w podstawowej jedenastce – wyznał w rozmowie z brytyjskim "The Sun" Brazylijczyk, który rozgrywa w Anglii już swój piąty sezon.
I Jesus poprzez namowy starszego kolegi wstrzymywał decyzję o podpisaniu kontraktu z nowym klubem. Gdy nareszcie udało mu się przekonać własnych współpracowników, bądź raczej wynegocjować takie warunki, które by ich zadowoliły, na początku tego roku podpisał kontrakt z zespołem City. Anglicy zapłacili 32 mln euro.
Według zapisków w umowie, zawodnik otrzymuje od klubu tygodniowo 70 tysięcy funtów. Pieniądze może i mniejsze niż oferowane przez hiszpańskie zespoły, lecz w otoczeniu takich piłkarzy, jak Cristiano Ronaldo, Lionel Messi, bądź Luis Suarez, Brazylijczyk nie miałby co liczyć na przydomek "Król". A właśnie tak jest dziś nazywany przez kibiców Manchesteru City.
Matka wojowniczka
Wychowany na jednej z najczarniejszych faweli Sao Paulo, dzielnicy Jardim Peri, Jesus jest w pełni świadomy, iż pieniądze nie muszą być wcale synonimem szczęścia. W dzieciństwie cała rodzina piłkarza mogła liczyć jedynie na skromne zarobki mamy zawodnika, Very Lucii. Sprzątaczki pobliskich galerii oraz hoteli. To właśnie ona powstrzymywała skutecznie swojego syna od pokus, które czyhają na najmłodszych mieszkańców faweli. Zamiast współpracy z lokalnymi gangami, piłkarz był zmuszony zająć swój czas malowaniem ulic pod swoim domem. - Od zawsze było ją przedryblować ciężej niż jakiegokolwiek innego obrońcę. Ta kobieta to wojownik walczący o naszą rodzinę - opowiadał zawodnik.
Jak mocno walczący? Łatwo się o tym przekonać, gdy posłucha się samego zawodnika. Dlaczego Jesus gra z numerem 33 na koszulce? To pamięć o Chrystusie i wieku, w którym został ukrzyżowany. Skąd pomysł odbierania telefonu jako sposób świętowania radości po bramce? To nauczka dla kobiet podobnych do byłej dziewczyny piłkarza. Gdy grał w Palmeiras, przestała odbierać od niego połączenia. Gdy trafił do Premier League, zaczęła mu wysyłać miłosne wiadomości.
Dziś piłkarz nie ma szans, aby cierpieć z powodu kolejnego zawodu miłosnego, gdyż jego matka... zabroniła mu bycia w związku. I jest to tylko jeden z wielu zakazów. W końcu dla odpowiedniego rozwoju 20-latka, Vera Lucia wraz z drugim synem Filipe przeprowadziła się do Manchesteru. Ba! Wszystkie pieniądze z kontraktu Jesusa przechodzą bezpośrednio na jej konto. Piłkarzowi pozostaje jedynie kieszonkowe, którego kwota pozostaje owiana tajemnicą. Wszystko po to, aby świat piłki nożnej, który kusi swoją brudną twarzą nie mniej niż brazylijska fawela, nie przesiąknął inteligencji oraz etosu pracy Brazylijczyka.
A w piłkę gra świetnie. Dwa gole strzelone przez Jesusa w debiucie dla reprezentacji Brazylii zapewniły Canarinhos zwycięstwo w wyjazdowym starciu przeciwko Wenezueli. Oraz kolejne jakże ważne punkty w eliminacjach do mistrzostw świata 2018. W Manchesterze City w tym sezonie w 10 meczach strzelił już 7 goli.
I kiedy wydaje się, iż w przypadku 20-latka wyjątkowo ciężko "nie odlecieć" z własnym ego aż nad chmury, przychodzi po raz kolejny matka piłkarza. Kobieta po wspomnianym debiucie wysłała swojemu synowi tylko jedną wiadomość. - Zbyt często dawałeś się łapać na spalonym.