Reprezentacja Niemiec od wielu lat należy do ścisłej światowej czołówki, na każdej wielkiej imprezie (od 2006 r.) dociera do strefy medalowej. Za kilka miesięcy podopieczni Joachima Loewa bronić będą w Rosji tytułu wywalczonego w 2014 r. w Brazylii. Drużyny młodzieżowe także spisują się znakomicie - mogliśmy się o tym przekonać m.in. podczas niedawnych mistrzostw Europy do lat 23 w naszym kraju, które wygrała drużyna prowadzona przez Stefana Kuntza. W Bundeslidze - jednej z najlepszych lig globu - występują znakomici piłkarze, a zainteresowanie rozgrywkami stale rośnie.
Teoretycznie wszystko jest w najlepszym porządku, a niemiecki kibic powinien się uważać za prawdziwego szczęściarza. Tymczasem na każdym meczu z trybun płyną pod adresem piłkarskiej federacji obraźliwe przyśpiewki.
Wspólny front
Od pierwszej kolejki tego sezonu za naszą zachodnią granicą trwa akcja protestacyjna kibiców. Krzyczą z trybun: "Scheiss DFB" (pierwsze słowo oznacz "gó**o", drugie to skrót od Deutscher Fussball-Bund, czyli Niemiecki Związek Piłki Nożnej). Wywieszają transparenty: "Fick dich DFB" ("Pie***l się DFB").
Doszło do sytuacji, która jeszcze nie tak dawno byłaby nie do pomyślenia. Do niespotykanego na taką skalę zjednoczenia kibiców. Kiedyś wrogowie, pałający do siebie nienawiścią, dziś sprzymierzeńcy, działający we wspólnej sprawie. Podczas meczów obie grupy jednoczą się w obrażaniu niemieckiej federacji. Śpiewają na przemian "Scheiss DFB". Łącznie, według szacunków mediów, protest prowadzi ok. 40-50 grup kibicowskich, nie tylko z Bundesligi, ale także z niższych szczebli rozgrywek.
Co do tego doprowadziło? - To trudny temat - mówi nam Uli Hesse, dziennikarz magazynu "11 Freunde", autor książki "Tor. Historia niemieckiej piłki nożnej". - Konflikt między kibicami - głównie ultrasami - a DFB narastał od dłuższego czasu. Przez kilka lat większość go nie zauważała, dotyczył m.in. takich rzeczy jak stosowanie pirotechniki. Rzeczy, które były ważne dla ultrasów, ale nie dla większości zwykłych kibiców. Jednak ostatnio doszło do kilku wydarzeń, które doprowadziły do eskalacji - podkreśla Hesse.
Punktem krytycznym była decyzja Trybunału Sportu Niemieckiej Federacji Piłki Nożnej, który ukarał Borussię Dortmund za wybryki grupy jej kibiców przy okazji lutowego spotkania z RB Lipsk. Atakowali oni przyjezdnych, którzy zmierzali na stadion. Obrzucili ich kamieniami i puszkami. Na stadionie rozwiesili wiele obraźliwych transparentów pod adresem rywali sponsorowanych przez koncern Red Bull. Ostro protestowali przeciwko drużynie, która w krótkim czasie awansowała na szczyt dzięki pompowaniu w nią ogromnych pieniędzy.
Trybunał nałożył na Borussię grzywnę w wysokości 100 tys. euro, nakazał zamknięcie największej trybuny na stadionie (południowej) na spotkanie z VfL Wolfsburg. - Zabroniono 25 tysiącom fanów wejścia na mecz tylko dlatego, że grupa idiotów rzucała kamieniami. Wiele osób uznało wówczas, że ta kara była zbyt surowa - tłumaczy Hesse. To było jedną z przyczyn wspólnego frontu kibiców przeciwko federacji.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga: Kuba z golem i asystą! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
"Monachijski Muppet Show"
W maju sytuacja jeszcze się zaogniła. Tym razem poszło o… muzykę. W ostatniej kolejce Bundesligi Bayern Monachium podejmował SC Freiburg. Robert Lewandowski rywalizował o koronę króla strzelców (ostatecznie jej nie zdobył), ale generalnie dla Bayernu było to spotkanie "o pietruszkę". Już wcześniej zapewnił sobie tytuł. Organizatorzy postanowili umilić czas kibicom, aranżując w przerwie meczu występ piosenkarki Anastacii. Problem w tym, że trochę się przeciągnął. Piłkarze wznowili grę z ok. 8-minutowym opóźnieniem. A co najważniejsze: Freiburg, w przeciwieństwie do Bayernu, miał o co grać. Walczył bowiem o udział w rozgrywkach Ligi Europy.
"Monachijski Muppet Show" - pisał "Frankfurter Rundschau", a zdumienia nie kryli nawet główni bohaterowie spotkania. - Z całym szacunkiem do artystki, to jest stadion piłkarski. I to szaleństwo, że musieliśmy czekać osiem minut na rozpoczęcie gry - denerwował się Christian Streich, trener Freiburga. - To było niefortunne - dodał obrońca Bayernu Mats Hummels. - Nie uważam, żeby to było coś wspaniałego podczas meczu - dodał.
Szybko sytuacja się powtórzyła. Tydzień później w Berlinie odbywał się finał Pucharu Niemiec pomiędzy Borussią Dortmund i Eintrachtem Frankfurt. - DFB wynajął niemiecką piosenkarkę pop i zorganizował show w przerwie. Helene Fischer została wygwizdana, a okrzyk "Scheiss DFB" skandowały obie grupy kibiców. Występ piosenkarki odebrali jako kolejny przykład tego, jak futbol staje się częścią przemysłu rozrywkowego. Pustym spektaklem - mówi nam Uli Hesse z magazynu "11 Freunde".
Zobacz fragment występu Fischer na Stadionie Olimpijskim w Berlinie.
"Chodzi tylko o kasę"
W dzienniku "Die Zeit" ukazała się rozmowa z dwoma przywódcami grup kibicowskich. Zrobili wyjątek, bo zwykle nie chcą się udzielać w mediach. Nazwisk woleli nie ujawniać, wystąpili pod pseudonimami. Dziennikarz rozmawiał z Lehmim z grupy ultrasów Dynama Drezno oraz Heidim, szefem ultrasów Herthy Berlin.
- Piłka nożna była kiedyś sportem narodowym. Teraz chodzi już tylko o jak największy zysk. Nie o sam zysk, lecz o jego maksymalizację. To jest problem - mówił Heidi z Berlina. - Nie chodzi już wcale o sport. Wszyscy patrzą tylko na to, skąd można zebrać jak najwięcej kasy. Federacje, kluby, piłkarze. Wszyscy - dodał Lehmi.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., JAKĄ ROLĘ W KONFLIKCIE KIBICÓW Z FEDERACJĄ ODEGRALI CHIŃCZYCY, A TAKŻE DLACZEGO ULTRASI ZARZUCAJĄ DFB PODWÓJNĄ MORALNOŚĆ
[nextpage]Komercjalizacja futbolu - to jeden z głównych zarzutów kierowanych pod adresem DFB. Drugim jest internacjonalizacja. W czerwcu w Niemczech wybuchła prawdziwa bomba.
Władze DFB oraz DFL (Niemiecka Liga Piłkarska) zawarły porozumienie o współpracy z rządem Chin. Jednym z jego punktów było dopuszczenie reprezentacji Chin do lat 20 do rozgrywek IV ligi niemieckiej (Regionalliga Suedwest). Młodzi Azjaci mieli ogrywać się w Europie, by odnieść sukces na igrzyskach olimpijskich w Tokio w 2020 r. W południowo-zachodniej grupie Regionalligi jest nieparzysta liczba drużyn (19), dlatego padł pomysł, by z Chińczykami grał ten zespół, który ma w terminarzu pauzę. Za taki występ każdy klub z Niemiec ma otrzymać 15 tys. euro. Będą to mecze towarzyskie (nieuwzględniane w tabeli).
- To była kropla, która przelała czarę - podkreśla Uli Hesse.
Zbuntowali się nie tylko kibice, ale także część klubów Regionalligi. Nawoływały one do bojkotu meczów z Chińczykami. Trzy z nich wytrwały w swoim postanowieniu i nie zamierzają rywalizować z Azjatami - to Waldhof Mannheim, TuS Koblenz i Stuttgarter Kickers. Pozostałe kluby - po długich negocjacjach - zgodziły się zagrać z olimpijską kadrą Chin, ale tylko w rundzie rewanżowej (rozpocznie się pod koniec listopada).
Tego kibicom było już za wiele. - Ultrasi z różnych klubów podjęli decyzję o rozpoczęciu protestów. Wielu zwykłych kibiców albo do nich dołączyło, albo przynajmniej z nimi sympatyzuje. Moim zdaniem protesty są w znacznej mierze usprawiedliwione, ponieważ DFB wielokrotnie okazywał całkowicie lekceważący stosunek nie tylko do kibiców, ale także małych, amatorskich klubów, które wciąż przecież tworzą kręgosłup tej gry - tłumaczy Hesse.
"Zakaz? Dla Franza"
W połowie sierpnia szef DFB Reinhard Grindel wyciągnął rękę w kierunku kibiców, gdy zapowiedział zniesienie zbiorowych kar. - To czas, by się zatrzymać. Czas na przemyślenia. Chcemy ustawić znak, by następnie wspólnie prowadzić dialog - to cytat z oświadczenia wydanego przez szefa związku.
Jednak kibice zareagowali na te słowa z rezerwą. Twierdzą, że przez długi czas nie byli traktowani poważnie przez związek, wolą więc pozostać ostrożni i poczekać na rozwój sytuacji. A do tego podkreślają, że sam związek ma sporo za uszami.
- DFB sam jest przedmiotem śledztwa w sprawie korupcji i łapówek w związku z mistrzostwami świata w 2006 r. - przypomina Uli Hesse. Franz Beckenbauer, ówczesny szef komitetu organizacyjnego MŚ, podejrzewany jest przez szwajcarską prokuraturę o oszustwa finansowe.
- To Beckenbauer powinien dostać zakaz stadionowy, nie my - mówi Lehmi, jeden z przywódców kibiców Dynama Drezno. - Zostajemy ukarani za to, że ktoś na dworcu w Lipsku ukradł ananasa. Później nie może przez to wejść na stadion we Freiburgu. Zawsze jest to przedstawiane tak, że działaliśmy na szkodę futbolu. A Beckenbauer i jego banda pozostawili takie szkody w futbolu, a i tak są teraz w każdej strefie VIP - komentuje w "Die Zeit". - To podwójna moralność, która wielu wkurza. DFB z jednej strony sam nie jest czysty, ale z drugiej pokazuje palcem na innych - dodaje Heidi z Berlina.
Przedmiotem sporu jest jeszcze jedna kwestia. Sobota, godz. 15.30 - kiedyś w Bundeslidze była to świętość. Jednak w ostatnich latach drużyny grają także w innych dniach i o innych porach. We wrześniu kibice z Moenchengladbach zaprezentowali przed meczem ze Stuttgartem specjalną oprawę. "Nasz problem z wami: godziny rozpoczęcia meczów". Na kilku mniejszych transparentach wypisali terminy rozgrywania meczów, m.in. środa 18:30, sobota 18:30, wtorek 20:30, niedziela 13:30, poniedziałek 20:15, wtorek 18:30.
Fani obawiają się, że będzie jeszcze gorzej. Chińczycy coraz bardziej interesują się meczami Bundesligi, a to tak potężny rynek, że należy się z nim liczyć. Niemieccy fani już teraz wyobrażają sobie mecze, które rozpoczną się na przykład o 9:30.
Czyli prawie jak dawniej - o 15:30. Tyle że... czasu pekińskiego.
Michał Fabian
Współpraca Jacek Stańczyk