W ostatnich tygodniach strzelanie bramek przychodziło Kolejorzowi z trudem, lecz w niedzielę szczęście wreszcie się do niego uśmiechnęło i otworzył wynik już w 13. minucie. To była ładna indywidualna szarża Macieja Makuszewskiego, który zbiegł ze skrzydła przed pole karne i pokonał Seweryna Kiełpina płaskim uderzeniem. Piłka nie sunęła idealnie przy słupku, jednak bramkarz Wisły był zasłonięty i przez to spóźnił się z interwencją.
Gra poznaniaków nie różniła się wiele od tej z poprzednich spotkań, ale rywalizacja szybko ułożyła się po ich myśli i wydawało się, że będą mieć kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Nic z tych rzeczy! Nafciarze się nie podłamali i w 28. minucie wysłali pierwsze ostrzeżenie. Z rzutu wolnego niewygodnie dośrodkował Semir Stilić, lot piłki źle przeciął Robert Gumny i zapachniało golem samobójczym. Matus Putnocky zdążył jednak z interwencją, a dobijający Jose Kante miał już niemal zerowy kąt i trafił tylko w boczną siatkę.
Co się nie odwlecze, to nie uciecze. Minęło osiem minut i prowadzenie Lecha było historią. Płocczanie wyprowadzili znakomity kontratak. Nico Varela ruszył do prostopadłego podania, cudowne odegrał piętą do Kante, a ten wypatrzył zupełnie niekrytego na środku pola karnego Stilicia i właśnie Bośniak wykonał egzekucję, posyłając piłkę do siatki między nogami Putnocky'ego.
Ten gol mocno zirytował poznańską publiczność, która czekała na ligowe zwycięstwo swoich ulubieńców już 56 dni i zaczęła się go domagać w dość niewybrednych słowach. Piłkarzom Lecha szybko jednak udało się ją uspokoić i tuż przed przerwą znów prowadzili, choć przy dużej dozie szczęścia. Alan Uryga bez trudu mógł oddalić zagrożenie po dośrodkowaniu Mihaia Raduta, lecz zamiast od razu wybijać piłkę próbował ją przyjmować, w efekcie kompletnie się pogubił. Na 5. metrze takie błędy niemal zawsze kończą się katastrofą. Christian Gytkjaer sprytnie dołożył nogę i na trybunach znów zapanowała radość.
ZOBACZ WIDEO Popis Griezmanna i Gameiro - zobacz skrót meczu Levante UD - Atletico Madryt [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
W pierwszej połowie padły trzy bramki, choć samo widowisko nie było porywające. Po zmianie stron zabrakło nawet goli. Wisła ambitnie walczyła o ponowne odrobienie strat, lecz stwarzanie sytuacji przychodziło jej z trudem. Kolejorz natomiast grał przede wszystkim ostrożnie. Zabezpieczał tyły, a dopiero w następnej kolejności myślał o kontrach. Emocji niestety było tyle co kot napłakał, a sytuacji stuprocentowych nie oglądaliśmy wcale.
Lech dowiózł skromne 2:1 do ostatniego gwizdka i zrealizował zasadniczy cel. Odniósł pierwsze zwycięstwo od 56 dni i spotkania z Legią Warszawa, które 1 października wygrał 3:0. Płocczanie natomiast wpadli w bardzo poważny dołek. Porażka w Poznaniu była dla nich już czwartą z rzędu.
Lech Poznań - Wisła Płock 2:1 (1:0)
1:0 - Maciej Makuszewski 13'
1:1 - Semir Stilić 36'
2:1 - Christian Gytkjaer 45'
Składy:
Lech Poznań: Matus Putnocky - Robert Gumny, Emir Dilaver, Rafał Janicki, Wołodymyr Kostewycz, Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Maciej Makuszewski, Darko Jevtić, Mihai Radut (84' Nicklas Barkroth), Christian Gytkjaer (62' Nicki Bille Nielsen, 71' Deniss Rakels).
Wisła Płock: Seweryn Kiełpin - Cezary Stefańczyk, Alan Uryga, Adam Dźwigała, Kamil Sylwestrzak (87' Jakub Łukowski), Dominik Furman, Damian Szymański, Giorgi Merebaszwili, Semir Stilić (81' Kamil Biliński), Nico Varela (70' Konrad Michalak), Jose Kante.
Żółte kartki: Mihai Radut (Lech Poznań) oraz Cezary Stefańczyk, Dominik Furman (Wisła Płock).
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).
Widzów: 13 587.