Mariusz Lewandowski: Rosja wpadła i koniec. Wojna

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Trudno się było odzwyczaić od takich standardów?

Nie było tak od początku. Ale jak się jest na pewnym poziomie, to tak to funkcjonuje.

Słyszeliśmy, że premie w Szachtarze też były kosmiczne.

Nigdy źle nie mieliśmy.

Zyskał pan szacunek na Ukrainie w momencie zdobycia Pucharu UEFA w 2009 roku czy już wcześniej go pan odczuwał?

Kibice Szachtara bardzo cenią ludzi, którzy budowali ten klub od początku. Podobnie Achmetow. Wie, co dla niego zrobiliśmy. Dziś każdy w Europie bez wahania rozpoznaje i docenia markę tej drużyny.

Niestety Szachtar zmuszony jest grać w Kijowie z powodu wojny na terenach Donbasu.

Ja oraz inni zawodnicy, mieliśmy dużo wspólnego z Donieckiem. Interesy, nieruchomości, znajomych. I nagle w jednym momencie straciliśmy wszystko. Przyjaciele potracili kolosalne majątki, a nawet życie. Nie chcę jednak wypowiadać się na temat polityki i wojny. Niektóre emocje są mocne, wole zachować je dla siebie.

Niewiele brakowało, a w Szachtarze grałoby dwóch Lewandowskich.

Robert był bardzo blisko podpisania umowy z Szachtarem, jeszcze przed transferem z Lecha Poznań do Borussii Dortmund. Pytał się mnie o klub, dużo rozmawialiśmy. Niewiele zabrakło.

Wie pan czego?

Wiem, ale nie powiem.

Roberta Lewandowskiego wziął pan pod swoją opiekę w reprezentacji Polski. Co to znaczy, że jest pana wychowankiem?

W 2008 roku widziałem, że do zespołu wchodzi chłopak z potencjałem. Powiedziałem wtedy, że Lewi muszą się trzymać razem. Byłem w tamtej kadrze wicekapitanem, później kapitanem. Rozmawialiśmy z Robertem na boisku, poza nim. Ale nie tylko ja.

Robert jest panu wdzięczny?

Utrzymujemy kontakt, nawet bardzo dobry.

Było widać już wtedy, że to gość z tak wielkim potencjałem?

Ma charakter do piłki, trochę szczęścia. Co ważne, on się nie zniechęcał, mógł zrobić tak w Legii, jak go pogonili. Ale szybko odrodził się w Zniczu Pruszków.

A który Lewandowski jest na Ukrainie bardziej popularny: pan czy Robert?

Dobre pytanie. Myślę, że na Ukrainie bardziej szanują mnie. Też ze względu na to, że tam grałem. Roberta może bardziej rozpoznają. Była raz taka sytuacja, że Ołeksandr Kuczer pytany przed meczem Polski z Ukrainą o to jak gra Lewandowski odpowiedział, że Mariusz to bardzo dobry piłkarz. A dziennikarzowi chodziło o Roberta. Często też ludzie myśleli, że Robert jest moją rodziną. Cieszę się, że zrobił taką karierę w klubie i reprezentacji Polski.

Obecna kadra pod względem sportowym i organizacyjnym jest podobna do tej, w której pan występował?

Poziom sportowy jest porównywalny. Choć obecnie jest o kadrze, jej piłkarzach, bardziej głośno. Można się wypromować w mediach społecznościowych. Ja na przykład nie mam fanpage'a na Facebooku, nie potrzebuje. Dziś niektórych odbiera się jako piłkarzy, innych jako showmanów. Wcześniej była jedna telewizja i boisko.

Szatnia Zagłębia poznała pana spojrzenie w tej kwestii?

Podzieliłem się swoimi przemyśleniami na ten temat. Mamy swoje zasady, ale czasem zawodnik jest jak dziecko: musi się nauczyć na własnych błędach.

Miał pan oferty z innych klubów przed podpisaniem umowy z Zagłębiem?

Były wstępne rozmowy na rynku arabskim. Tylko, że nie takie, jakie mnie interesowały. Dziś była rozmowa, jutro też, ale ja lubię konkrety. Godzinami można debatować przy stole wigilijnym. Nie dla mnie wróżenie z fusów. Ja lubię konkretne oferty.

Czym pan przekonał prezesów Zagłębia, że warto na pana postawić? Na karuzelę trenerską w Polsce jest bardzo trudno wskoczyć. I jeszcze szybciej można z niej zlecieć.

Już wcześniej mieliśmy z prezesem dobre relacje, wychowałem się tu, znałem klub bardzo dobrze. Po meczu ze Śląskiem Wrocław dostałem telefon z konkretną propozycją. Przyjąłem ją i przyjechałem.

Nie obawia się pan, że po pół roku trzeba będzie wracać do Dubaju?

To oczywiste, że jeżeli nie wykonujesz dobrze pracy, to ją stracisz. Ale jak jest widoczny pomysł na zespół, postęp, to inaczej się taką kwestię rozpatruje. Koncepcja Zagłębia jest prosta: wdrażanie zawodników do pierwszej drużyny poprzez Akademię. Nie uważam, że Zagłębie musi dokonywać wielkich transferów. W dłuższym okresie klub będzie dążył do tego, żeby czerpać korzyści z Akademii.

Ale w Polsce liczy się wynik. Prezesi Zagłębia są cierpliwi?

Każdy musi nad tym pracować. I odpowiedzieć na pytanie: co chce osiągnąć. Czy mistrzostwo, czy wprowadzenie jak największej liczby wychowanków. Ja zawsze stawiam sobie wysokie cele.

Czyli mistrzostwo Polski.

Nie powiem tego głośno. Chcemy grać fajną piłkę dla oka. Jest czym, nie brakuje talentów, ale talent trzeba poprzeć pracą.

ZOBACZ WIDEO Maciej Makuszewski walczy o powrót. "Nie czułem bólu, bo nie czułem nogi"
Czy Zagłębie Lubin to zespół z potencjałem na mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×