Agnieszka Kiołbasa: Po meczu z ŁKS-em ustabilizowaliście swoją sytuację w lidze. Nad ostatnimi w tabeli zespołami Górnika i Cracovii macie sześć punktów przewagi, a to już spora zaliczka…
Paweł Gamla: - Spora, ale niedająca jeszcze stuprocentowego utrzymania, więc nadal musimy zdobywać te punkty. Wiadomo, że teraz przyjeżdża Wisła. Będzie na pewno bardzo ciężko, ale nie poddajemy się, walczymy i wierzymy, że uda się nam coś ugrać w tym meczu.
Ty wracasz do gry po kilkutygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją. Wszystko wskazuje na to, że wybiegniesz w piątek w pierwszym składzie, bo Mateusz Kowalski nie może wystąpić przeciwko Wiśle, a Mariusz Muszalik pauzuje za kartki. Jesteś gotowy na to starcie?
- Jak jestem zdrowy, zawsze jestem gotowy na walkę. Czy zagram, to oczywiście od trenera zależy, ja jestem do jego dyspozycji. Jeżeli wyjdę, będę się starał tak, jak każdy z nas, dać z siebie wszystko i grać jak najlepiej.
Gdyby to od ciebie zależało, na której pozycji wolałbyś zagrać: w obronie czy jednak w pomocy?
- Na obrońcach ciąży zdecydowanie większa odpowiedzialność, z kolei na środku pomocy można więcej improwizować, więcej dawać od siebie, bo wiadomo, że za mną są jeszcze obrońcy. Defensorzy nie mogą sobie pozwolić na zabawę, bo to może się źle skończyć, mając na uwadze fakt, że z tyłu jest już tylko bramkarz.
W piątek na waszej drodze stanie Wisła. W tym sezonie już raz w Gliwicach pokonaliście mistrzów Polski…
- Fajnie by było powtórzyć tamten wynik, bo w Pucharze Ekstraklasy wygraliśmy tutaj 1:0. Nie będzie jednak łatwo, bo Wisła dysponuje naprawdę świetnymi zawodnikami. W jej szeregach grają reprezentanci kraju. Będzie ciężko.
Spotkanie z Wisłą będzie już dla was ostatnim meczem z zespołem ze ścisłej ligowej czołówki. Później na waszej drodze będą stawały niżej notowane drużyny, więc teoretycznie o te punkty powinno być łatwiej.
- Dobrze powiedziane, teoretycznie. Wiadomo, że jakbym miał grać i walczyć o punkty, to teoretycznie łatwiej z Ruchem, Odrą, Lechią, aniżeli z Wisłą czy Legią. W tym sezonie, w meczach z drużynami z czołówki do tej pory nie udało się nam nawet ugrać punktu, ale całe szczęście, dobrze nam idzie z tymi zespołami ze środka i dolnej części tabeli, z którymi walczymy.
Do niedawna mogło się wydawać, że o to utrzymanie będzie łatwiej, bo wedle pierwotnej decyzji Jagiellonia miała zostać karnie relegowana do niższej ligi. W środę okazało się, że tej degradacji nie będzie, zatem walka o utrzymanie będzie tym bardziej zacięta…
- Co zrobić. Mamy trochę tych punktów, ale jeszcze musimy ich troszeczkę ugrać. Jeszcze jest pięć kolejek i piętnaście oczek do zdobycia. Przewaga jest w miarę bezpieczna, ale punkty nadal musimy gromadzić.
Piłkarze Jagiellonii na razie mogą spać spokojnie, ale przyszłe rozgrywki rozpoczną z dziesięcioma ujemnymi punktami na koncie, więc jeżeli pozostaniecie w ekstraklasie, w kolejnym sezonie o to utrzymanie powinno był łatwiej…
- Tak, ale to będzie tylko jedna drużyna. Nie jest też powiedziane, że będzie stała na straconej pozycji, bo my bodajże dwa sezony temu, na zapleczu ekstraklasy startowaliśmy z dziesięcioma ujemnymi punktami, a skończyło się to naprawdę nieźle. Gdyby nie te karnie odebrane nam oczka, bylibyśmy na trzecim miejscu. Na pewno jak Jagiellonia będzie grała dobrze, będzie miała szanse. Te minusowe punkty niczego nie przesądzają.
Po tym spotkaniu z ŁKS-em możecie być chyba optymistami, bo to utrzymanie jest już naprawdę blisko…
- Na pewno. Nawet nie po tym ostatnim meczu, ale w ogóle z przebiegu tej całej rundy możemy być na dzień dzisiejszy zadowoleni, zarówno z wyników, jak i ze swojej postawy, bo wygląda to w miarę nieźle. Nie chcę mówić, że dobrze, ale tą grę w porównaniu z poprzednią rundą na pewno poprawiliśmy.