Łukasz Piszczek dla WP SportoweFakty: Nadszedł moment, by się pożegnać

- Nadszedł odpowiedni moment dla mnie i dla reprezentacji, by się pożegnać. Nie zagram już dla Polski. To nie jest łatwa decyzja, ale już czas, by ktoś mnie zastąpił - mówi Michałowi Kołodziejczykowi piłkarz Borussii Dortmund.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Łukasz Piszczek Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek
Michał Kołodziejczyk, redaktor naczelny WP SportoweFakty: Kto zagrał na mundialu w Rosji w koszulce z pańskim nazwiskiem? Łukasz Piszczek: Też chciałbym wiedzieć. Nie znam gościa. Najgorsze jest to, że przez długi czas przygotowujesz się do jednego z najważniejszych sprawdzianów w swojej karierze, do turnieju, o którym marzyłeś, a później wychodzisz na boisko i grasz mecz, który przez ostatnie cztery lata ci się nie przydarzył. To najbardziej boli.

Forma wracających po kontuzji była zagadką, forma tych, którzy nie grali w klubach - także. Pan był pewniakiem, wiedzieliśmy, że na pana można liczyć.

Nie chcę powiedzieć, że tak do tego podchodziłem, ale to, co pokazałem, także dla mnie było dużym zaskoczeniem.

Dlaczego tak się stało?

Zawiodło przygotowanie fizyczne. Nie miałem dynamiki, nie była na takim poziomie, jak normalnie. W inny sposób nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie byłem w stanie dać z siebie nic więcej, naprawdę. Nie rozumiałem tego, ale nie byłem w stanie tego zmienić.

Mówi pan o swoim indywidualnym przygotowaniu czy drużyny na zgrupowaniach?

Nie jestem człowiekiem, który lubi się pastwić nad rzeczami, które się już wydarzyły, kiedy ktoś popełnił błąd i nie da się go już naprawić. W okresie przed mundialem można było pewne rzeczy zrobić inaczej, ale szliśmy tą samą drogą co przed mistrzostwami Europy przed dwoma laty. Wydaje mi się jednak, że wtedy zawodnicy przed ostatnimi zgrupowaniami byli jednak na innym poziomie przygotowania fizycznego, niż teraz. Tym razem robienie tego samego, co przed Euro, nie zdało egzaminu.

W innych drużynach jest tak, że kiedy coś wydaje się nie działać, najstarsi zawodnicy idą do trenera i mu o tym mówią.

Pracowaliśmy z trenerem Adamem Nawałką i całym sztabem na tyle długo, by wytworzyło się wzajemne zaufanie. Uwierzyliśmy, że powtórzenie schematu sprzed Euro może się udać, chcieliśmy w to wierzyć.

Na meczu z Senegalem w Moskwie siedziałem w czwartym rzędzie. Wydawało mi się, że już po kwadransie wiedział pan, że dzieje się coś złego.

Tylko początek meczu nie zwiastował kłopotów, później, z każdą minutą było gorzej. Śmiesznie to brzmi z ust profesjonalnego piłkarza, ale kiedy po kwadransie odcina prąd, kiedy czuje się, że nogi już nie niosą, to jest to trudne do wytłumaczenia. Ciężko na tym później zapanować. Starałem się jakoś poukładać w przerwie, nastąpiła delikatna korekta pozycji, ale już do końca nie poszło tak, jak sobie życzyliśmy.

W każdym meczu graliście nie tylko innym składem, ale jeszcze inną taktyką.

Gdyby poszło nam dobrze, wszyscy biliby brawo i mówili, jak to cudownie, że udało się zmienić ustawienie i to tak pięknie zadziałało. No nie zadziałało. Odpadliśmy w takich okolicznościach, że szuka się przyczyn we wszystkim, co możliwe. Także w planie taktycznym trenera.

To może trzeba było po prostu nie zmieniać planu, który przez tyle lat działał?

Byliśmy drużyną, która przez cztery lata grała w jednym ustawieniu i całkiem nieźle nam to wychodziło. Mieliśmy świetne eliminacje do mistrzostw Europy, później bardzo udany turniej, a następnie bardzo dobre eliminacje mundialu. Później rozpoczęło się szukanie systemu, który miał być do nas jeszcze bardziej dopasowany. Tyle tylko, że byliśmy już drużyną ukształtowaną, graliśmy tymi samymi piętnastoma, siedemnastoma zawodnikami i każdy wiedział, jakie ma zadania i czego się od niego wymaga. W taktyce z czterema obrońcami każdy wiedział o co chodzi, dla mnie wszelkie zmiany były ryzykiem, ale to trener Nawałka podejmował decyzje.

Powtórzę pytanie. To może trzeba było mu to podpowiedzieć?

Nieraz rozmawialiśmy. Ja mówiłem swoje argumenty, trener miał swoje. Szukaliśmy kompromisu, ale to trener ostatecznie mówił, jak będzie.

Zrozumiał pan to, że będzie źle dopiero w Moskwie czy już wcześniej?

Raczej dopiero podczas meczu z Senegalem, wcześniej starałem się wszystko sobie tak poukładać, żeby nie było złych myśli. Wiadomo, że kontuzja Kamila Glika miała na nas wpływ. To jest stoper z wielkiego klubu, grający w kadrze wszystko, grający świetnie i do tego piłkarz, którego doskonale znaliśmy i mogliśmy poruszać się po boisku na pamięć. Jego uraz na pewno w psychice każdego piłkarza reprezentacji zostawił ślad, ale musieliśmy mówić dziennikarzom, że kontuzje się zdarzają i musimy być na nie przygotowani. Tyle, że Kamil dawał jakość, której nie dał się ot tak zastąpić.

Czyli nie byliście przygotowani na jego kontuzję.

Tak do końca nigdy się nie da na to przygotować, bo nikomu nie życzy się źle. Dopiero, kiedy coś się wydarzy, staje się przed ścianą. Wtedy szuka się najlepszych rozwiązań, jakie pozostały. Przecież nie mogliśmy chodzić do telewizji i opowiadać w gazetach, że kontuzja Glika to dramat i koniec reprezentacji. Szukaliśmy innej drogi.

Nawałka zbudował wcześniej sukces konsekwencją. W Rosji zburzył pięć lat swojej pracy nagłymi decyzjami?

No bez przesady, że zburzył swoje pięć lat. Tak daleko bym nie poszedł w ocenianiu jego pracy.

Czy Nawałka był sobą? Czy był trenerem jakiego znaliście?

Zmiany personalne czy taktyczne, jakie robił, musiały być czymś spowodowane. Jakąś trudną sytuacją, może także kontuzją Glika. Wiem, że chciał jak najlepiej, nie planował wszystkiego zepsuć. Tym razem nie trafił ze swoimi decyzjami, ale pewnie szukał jak najlepszych rozwiązań.

Po meczu z Senegalem wiedział pan, że to już koniec?

Nie. Ale było mi bardzo ciężko samemu ze sobą. Nie wiem, jak inni koledzy, ale po tym, co się wydarzyło, potrzebowałem dwóch dni, żeby w ogóle się poskładać. Ciężko było mi się pogodzić z losem, zaakceptować przebieg tego spotkania. Rozmawiałem wtedy z kilkoma osobami, bo męczyło mnie to, że nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie "dlaczego?".

Ale dlaczego co? Dlaczego przegraliście?

Dlaczego tak słabo zagrałem w tym meczu.

Nie spał pan?

Rozmyślałem za dużo, szukałem przyczyn. Byłem skrajnie przygnębiony. Bo przecież miałem swoje ambicje, jako doświadczony piłkarz wiedziałem, że mecz może mi nie wyjść, ale że aż tak nie wyjść, to jednak się nie spodziewałem. Wtedy włączyła się głowa, myśli się o różnych rzeczach. Nie umiem o tym opowiadać w wywiadzie.

Rozmawialiśmy w Dortmundzie dwa lata temu. Powiedział pan: "wypracowałem w głowie schematy, nauczyłem się odpowiednio reagować". Te schematy teraz nie zadziałały?

Ostatnie pół roku przed mundialem, jakie przeżyłem w Borussii, miało na mnie taki wpływ, że wypracowane wcześniej mechanizmy po porażce z Senegalem nie były w stanie się przebić do mojego myślenia. Mieliśmy w Dortmundzie bardzo ciężki sezon, niby awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, ale cały czas był niepokój. Czułem się zmęczony mentalnie. Później przyszedł wyczekiwany mundial, zdarzyła się porażka w pierwszym meczu i schemat uciekł. To było dla mnie za mocne.

A to przecież nie jest tak, że się do kogoś zadzwoni i usłyszy: "to teraz weź niebieską pigułkę". Albo czerwoną.

To trzeba przepracować. Ja od dłuższego czasu mam spotkania z psychologiem sportowym, ale nie na wszystko można się przygotować. Są różne sytuacje życiowe, nawet jeśli znajdzie się sposób reakcji na coś podobnego, to jednak każda kolejna jest inna, różnią się, co sprawia, że stare lekarstwa nie działają. Trzeba sobie poradzić w trybie ekspresowym. Potrzebowałem dwóch dni, żeby się ułożyć i wyjść na boisko, by walczyć z Kolumbią.

To tłumaczenie pana kolegów: "Kolumbia to inny poziom. Zawsze byśmy z nią przegrali" tylko dolało oliwy do ognia. Gdybyście tak zawsze myśleli, to nie wygralibyście w eliminacjach Euro z Niemcami.

Myślę, że wpływ na takie wypowiedzi miał mecz z Senegalem. Zostawił ślad w drużynie, bo przecież bramki, jakie traciliśmy to było kuriozum. Weszliśmy w mecz z Kolumbią całkiem nieźle, stwarzaliśmy okazje po stałych fragmentach gry i szkoda, że któregoś nie wykorzystaliśmy. Ale później gola strzelili Kolumbijczycy i nas wypunktowali. Pierwszą połowę graliśmy jeszcze na równym poziomie, ale później - patrząc z perspektywy - nasi rywale grali w sposób wyrachowany. Czekali na kontrę, przyszły dwie. Przegraliśmy 0:3 z drużyną, z którą na naszym normalnym poziomie z eliminacji mogliśmy powalczyć o zwycięstwo.

Też długo się pan zbierał po porażce czy tym razem szybciej?

Z nową sytuacją oswajałem się po Senegalu, zależało mi na tym, by z Kolumbią było znacznie lepiej i chociaż sam wynik tego nie pokazuje - moim zdaniem było lepiej. To był nasz drugi mecz na mundialu, wiedzieliśmy, że jeśli go wygramy, to pozostajemy w grze, a jeśli przegramy, to żegnamy się z turniejem. Pierwszy raz rozmawiam o mistrzostwach świata i nie mam jeszcze dokładnie przemyślanego tematu, nie wiem jakie regułki pana przekonają.

Trzeba mówić szczerze.

Szczerze, to liczyłem wtedy na to, że wygramy chociaż z Japonią. I może nie był to super ekstra mecz, ale wygraliśmy. To zwycięstwo nic nie znaczyło tylko dla losów mundialu, bo dla nas znaczyło bardzo wiele - nie chcieliśmy wracać do Polski bez punktów.

Jak zwykle - mecz o honor.

Myślę, że nie rozpatrywaliśmy meczu z Japonią w takich kategoriach. To nie było spotkanie towarzyskie, to było spotkanie o odpowiedzialność na wielkim turnieju, z którego już odpadliśmy, ale były jeszcze punkty do zdobycia.

Pan w tym meczu już nie zagrał.

Rozmawiałem o tym z trenerem, miałem problemy mięśniowe. Trenowałem dzień przed meczem w Wołgogradzie, ale okazało się jednak, że nie dam rady zagrać przeciwko Japonii.

Kuba Błaszczykowski stoi tam nadal przy linii i czeka na zmianę czy wrócił do Wolfsburga?

Wrócił, dzwoniłem do niego, rozmawiałem. To była bardzo dziwna sytuacja, cała końcówka meczu. Tak grać nie przystoi, nie może to tak wyglądać.

Ale co nie przystoi - grać "niskim pressingiem" czy dopuszczać, by legenda reprezentacji przez kilka minut nie doczekała się wejścia na boisku?

W głowach zawodników i trenera była pewnie świadomość, że prowadzimy 1:0 i chcemy wygrać. Na początku nikt nie zorientował się o co chodzi Japończykom. Dopiero później poszedł sygnał, że mają swój wynik i próbują grać na utrzymanie. Ciężko mi oceniać, może gdybym był na boisku, zareagowałbym tak samo, jak inni. Na mistrzostwach świata tak się nie powinno nigdy grać, ale czasu nie cofniemy.

ZOBACZ WIDEO: Jakie kolejne wyzwania przed Andrzejem Bargielem? "Potrzebuję poczuć głód powrotu w góry"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×