Była 88. minuta. Tuż przed narożnikiem pola karnego Jagiellonii zderzyli się Dominik Nagy i Ivan Runje. Sytuacja nie była jednoznaczna, ale sędzia Mariusz Złotek gwizdnął faul piłkarza gospodarzy. Strzał Martinsa odbił się od poprzeczki, a skuteczną dobitką remis Legii uratował Sandro Kulenović. Trener Ireneusz Mamrot nie mógł się z tym pogodzić. - Straciliśmy gola kilka minut przed końcem spotkania i to w kontrowersyjnych okolicznościach. Nie tylko ja uważam, że tego rzutu wolnego absolutnie nie powinno być. Zwycięstwo mieliśmy na wyciągnięcie ręki, a tak pozostajemy z olbrzymim poczuciem niedosytu - mówił tuż po meczu.
Kiedy pierwsze emocje opadły, trener "Jagi" na spokojnie skomentował przebieg meczu, odnosząc się do okazji jakie wypracowały oba zespoły. - Legia miała świetną szansę Szymańskiego, ale my odpowiedzieliśmy okazją Świderskiego, po której trafił w słupek. Najbardziej jednak szkoda nerwowego zachowania Frankowskiego w samej końcówce. Gdyby tylko lepiej przyjął piłkę mógłby zrobić z nią wszystko, po drugiej stronie stał świetnie ustawiony Świderski. Przy 2:0 rywal już by nas nie dopadł.
Przez większość meczu przeważała Legia, ale mimo iż miała niemal całe spotkanie na odrobienie strat to udało się dopiero rzutem na taśmę. To zasługa świetnej gry bloku obronnego Jagiellonii. Podkreślali to wszyscy, dlatego nie dziwi, że Ireneusz Mamrot chwalił swoich piłkarzy. - Nasza organizacja gry w defensywie stała na bardzo dobrym poziomie. Znakomicie współpracowaliśmy i wzorowo przesuwaliśmy się po boisku. Tak to powinno wyglądać w każdym meczu. Mankamentem był brak wyprowadzania kontrataków, szczególnie w drugiej połowie - powiedział trener lidera Lotto Ekstraklasy.
ZOBACZ WIDEO Reprezentanci Polski oszukali przeznaczenie. Mogli zginąć w katastrofie