Zasilenie konta piłkarskiej spółki środkami, które miały zostać przeznaczone na uregulowanie najpilniejszych zobowiązań, przede wszystkim wobec piłkarzy, trenerów i pracowników, którzy poza kilkoma wyjątkami nie otrzymują wynagrodzenia od lipca, było warunkiem sine qua non przejęcia Wisły SA przez Vannę Ly i Matsa Hartlinga.
Pieniądze miały pojawić się na koncie piłkarskiej spółki do północy w piątek, ale do godziny zero przelewu nie zaksięgowano. Do północy w sobotę nowi właściciele mieli natomiast czas na to, by przedstawić Towarzystwu Sportowemu "Wisła" potwierdzenie wykonania przelewu. Tego terminu Ly i Hartling również nie dotrzymali i teraz transakcja sprzedaży Wisły SA może zostać anulowana.
Przelew miał wykonać Ly, który poprzez fundusz inwestycyjny Alelega SARL wszedł w posiadanie 60 proc. akcji, ale jego wspólnicy nie mają z nim kontaktu. Jedyną nadzieją na to, że rzekomy członek kambodżańskiej rodziny królewskiej zlecił przelew jest jego słowne zapewnienie, które przekazał swoim partnerom: Hartlingowi i Adamowi Pietrowskiemu.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Kołodziejczyk o przejęciu Wisły. "To wszystko jest szyte grubymi nićmi"
"W czwartek, 27 grudnia Alelega Luxembourg reprezentowana przez pana Vanna Ly poinformowała swoich wspólników: Noble Capital Partners i pana Pietrowskiego, że przelew zostanie wytransferowany z jego rachunku bankowego dnia 28 grudnia. Zarówno NCP, jak i pan Pietrowski nie mają powodów, by wątpić, że wspomniany przelew zostanie potwierdzony najbliższego dnia pracy banku, tj. 31 grudnia" - oświadczył w sobotę Hartling, reprezentujący Noble Capital Partners Ltd, do którego należy 40 proc. akcji.
Co ciekawe, od tego czasu wspólnicy nie mają kontaktu z Ly, czego nawet nie ukrywają. "NCP i pan Pietrowski oczekują jednak potwierdzenia i wyjaśnień od pana Ly, który ze względu na okres świąteczny przebywa w podróży i kontakt z nim jest utrudniony" - czytamy w komunikacie Hartlinga.
Umowa sprzedaży Wisły SA, którą 18 grudnia Towarzystwo Sportowe "Wisła" zawarła z funduszami Ly i Hartlinga, była warunkowa. Weszła w życie 22 grudnia, kiedy dymisję złożyli członkowie zarządu i rady nadzorczej piłkarskiej spółki, co było jednym z warunków porozumienia, a przypieczętowaniem umowy miał być przelew na konto Wisły SA. Ta transakcja miała uwiarygodnić nowych właścicieli i pozwolić klubowi na zatrzymanie piłkarzy, którzy w każdej chwili - ze względu na pięciomiesięczne opóźnienia w wypłatach - mogą złożyć wnioski o rozwiązanie kontraktów z winy klubu. Zawodnicy to jedyne aktywa piłkarskiej spółki - ich ewentualna sprzedaż mogłaby nieco zmniejszyć zadłużenie klubu.
W razie gdyby Ly i Hartling nie spełnili warunku o przelewie, umowa miała przestać obowiązywać i Wisła SA miała wrócić do Towarzystwa Sportowego "Wisła", ale poprzedniemu właścicielowi nie pali się do odzyskania zadłużonej na ponad 40 mln zł piłkarskiej spółki. W sobotę stowarzyszenie ogłosiło, że głos w sprawie zabierze dopiero w poniedziałek.
Wisła znalazła się w największym kryzysie w 112-letniej historii. Nie dość, że piłkarska spółka stoi na skraju przepaści, to jeszcze jej status właścicielski jest niejasny, nie ma zarządu i rady nadzorczej. Według "Sportu", Pietrowski z chwilą niedotrzymania warunków umowy stracił prawo do podejmowania decyzji jako tymczasowy prezes Wisły SA, a TS nie ma dokumentacji spółki, którą 22 grudnia przejęli nowi właściciele.
Prezesa nie ma też TS "Wisła" - w piątek do dymisji podała się Marzena Sarapata, która od sierpnia 2016 roku była prezesem Wisły SA, a od czerwca 2017 roku łączyła oba podmioty unią personalną. Zarząd stowarzyszenia zbierze się na posiedzeniu dopiero po Nowym Roku, czyli najwcześniej w środę.
Tą są skutki prowadzenia klubu przez bandziorów