Polski futbol odstrasza milionerów. "Wszędzie hieny i złodzieje"

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Stworzył przy Konwiktorskiej 6 prawdziwy dwór. Jego doradcami byli m.in. Michał Listkiewicz, Włodzimierz Lubański, Henryk Apostel czy Marek Citko, ale też Józef Oleksy, który z futbolem nie miał nic wspólnego. Lubańskiego, jedną z największych legend polskiej piłki, potraktował jak podrzędnego brygadzistę, zwalniając go po trzech miesiącach.

W końcu zmęczył się Polonią, a kibice Czarnych Koszul też mieli dość niestabilnego prezesa, który wystawia ich klub na pośmiewisko i dawali upust swojej frustracji na trybunach. "Śpiewają miasta, śpiewają wioski, największa k*** to Wojciechowski" - niosło się przy Konwiktorskiej 6. W lipcu 2012 roku, po kolejnym niepowodzeniu, Wojciechowski pozbył się Polonii, sprzedając ją Ireneuszowi Królowi, a rok później klub zniknął z piłkarskiej mapy Polski.

O swoją porażkę w futbolu obwiniał wszystkich: dziennikarzy ("Jak będę chciał, to więcej pieniędzy na ten klub nie dam. O to Wam chodzi?! Cały czas mnie zniechęcacie do inwestowania"), leniwych polskich piłkarzy ("Oni za każde kolejne spotkanie dostawali rosnące premie. To są ogromne pieniądze, a mimo to nie przekonały zawodników do lepszej pracy. Ja tego nie rozumiem") i PZPN. Sobie miał do zarzucenia tylko niewłaściwy dobór współpracowników.

- Zawiodłem się na ludziach, którzy są w tej piłce, pewnego rodzaju hienach. Takiego typu elementu, jaki funkcjonuje w futbolu, nie spotka się w biznesie. Są to ludzie bez skrupułów, bez zasad moralnych. Jak znajdą okazję, to okradną cię bez zmrużenia oka - przyznał w rozmowie z "Faktem" tuż po sprzedaniu Polonii.

Ofiara korupcji
Imię i nazwisko: Krzysztof Klicki
Miejsce na liście "Forbesa": 52.
Szacowany majątek: 820 mln zł

Wojciechowski padł ofiarą własnego ego, a Krzysztofa Klickiego zniechęciła do piłki korupcja. W 2002 roku założyciel Kolportera przejął tonącą w długach III-ligową Koronę Kielce. Mógł zainwestować w każdy klub ekstraklasy, ale po pierwsze, jest kielczaninem i przemówił przez niego lokalny patriotyzm, a po drugie, chciał udowodnić, że w futbolu, tak jak w biznesie, też można zbudować coś niemal od podstaw. Udało mu się częściowo, bo trzy lata później złocisto-krwiści pierwszy raz w historii awansowali do ekstraklasy, a po kolejnym roku Korona przeniosła się na nowy stadion. W tamtym czasie był to najnowocześniejszy obiekt piłkarski w Polsce, którego kieleckiemu klubowi zazdrościł cały kraj. Stadion powstał, bo Klicki potrafił znaleźć wspólny język z samorządowcami.

Korona wyglądała wtedy jak wzór do naśladowania dla innych klubów, ale sielankę brutalnie przerwało śledztwo dotyczące afery korupcyjnej w polskim futbolu. Pod koniec marca 2008 roku CBA zatrzymało Dariusza Wdowczyka i Andrzeja Woźniaka, którzy prowadzili zespół w latach 2002-2004. Okazało się, że w sezonie 2003/2004 szkoleniowcy ustawili bądź usiłowali ustawić wyniki 28 z 30 spotkań. Obaj przyznali się do winy.

A Klicki błyskawicznie, bo już 2 kwietnia, ogłosił wycofanie się z finansowania Korony. - Byłem oszukiwany. Zawiodłem się, jest to moja największa życiowa porażka. Nie mogę pozwolić, żeby w przyszłości marka Kolporter była szargana. Nie mam pewności, że za kilka miesięcy znów nie będę targany w mediach za jakieś kombinacje ligowe lub ustawianie wyników w zakładach piłkarskich - tłumaczył.

Zainwestował w Koronę ponad 40 mln zł, a warte kilkadziesiąt milionów złotych akcje klubu sprzedał miastu za symboliczną złotówkę. W 2014 roku znów pomógł Koronie, kiedy jego Kolporter kupił prawa do nazwy stadionu, ale jego zaangażowanie ograniczyło się do trwającego cztery lata sponsoringu.

Życzenie śmierci
Imię i nazwisko: Mariusz Walter
Miejsce na liście "Forbesa": 98.
Szacowany majątek: 495 mln zł

Grupa ITI została większościowym udziałowcem Legii w 2004 roku, a już dwa lata później przy Łazienkowskiej 3 cieszono się z odzyskania mistrzostwa Polski, przerywając trwające trzy sezony panowanie Wisły Kraków. Mariusz Walter i Jan Wejchert nie chcieli jednak stawać z Cupiałem do wyścigu zbrojeń. Zamiast prężyć muskuły w stronę Krakowa, Walter wolał zrobić porządek na trybunach i wypowiedział wojnę chuliganom, rozpoczynając kilkuletni konflikt, nad którym nikt już nie mógł zapanować. Kibice bojkotowali mecze, a jeśli już pojawiali się na trybunach, to po to, by obrażać właścicieli. Z demonstracją wybrali się nawet do siedziby ITI.

- Chcecie mnie wywieźć na swoich taczkach z mojego własnego domu? To my dajemy pieniądze i mamy prawo prowadzić taką politykę, jaką uznajemy za słuszną - mówił wtedy Walter. W innych wywiadach mówił, że na trybunach rządzi mafia, a członkowie zarządu klubu dostali ochronę. W odpowiedzi chuligani zdemolowali stadion w Wilnie i doprowadzili do przerwania spotkania z Vetrą, przez co Legia została wyrzucona z europejskich pucharów.

Konflikt przekroczył jakiekolwiek granice w 2009 roku, gdy przed meczem spiker Legii poprosił o minutę ciszy ku pamięci Wejcherta, zmarłego współwłaściciela Legii i wieloletniego przyjaciela Waltera. Gniazdowy Legii, osławiony Piotr Staruchowicz, zaintonował wtedy: "Jeszcze jeden! Jeszcze jeden!". Przekaz nie był trudny do zinterpretowania.

Walter nie ugiął się jednak pod presją "Żylety”" a życzenie śmierci go nie odstraszyło, lecz co najwyżej ostudziło jego zapał - do Legii zniechęciły go kolejne sportowe porażki. Gdy w sezonie 2011/2012 na ostatniej prostej Wojskowi stracili szansę na mistrzostwo Polski, zrezygnował z kierowania radą nadzorczą i usunął się w cień. Wtedy do głosu doszła Aldona Wejchert. To właśnie za sprawą wdowy po wspólniku Waltera w grudniu 2012 roku prezesem Legii został Bogusław Leśnodorski.

Nowy prezes miał ugasić konflikt z kibicami i przygotować spółkę do sprzedaży. Rok później sam z Dariuszem Mioduskim odkupił klub od ITI. Tym samym z polskiego futbolu odszedł nie tylko Walter, ale też wspomniana Aldona Wejchert, której majątek szacowany jest na 763 mln zł, co daje jej 55. miejsce w rankingu "Forbesa". Koncern wpompował w Legię przeszło 200 mln zł, a ze sprzedaży odzyskał 60 mln zł.

Zlicytowany

Dziś Sylwestra Cacka, twórcy Dominet Banku i właściciela sieci restauracji Spinhx, nie ma wśród 100 najbogatszych Polaków wg "Forbesa", ale gdy w 2015 roku wychodził z Widzewa Łódź, był sklasyfikowany na 86. miejscu z majątkiem szacowanym na 330 mln zł. Aż jedną piątą tej sumy zainwestował w klub, ale zamiast wprowadzić go do Ligi Mistrzów, co hucznie zapowiadał, doprowadził go do upadku.

Gdy w 2007 roku przejął klub z rąk Zbigniewa Bońka i Wojciecha Szymańskiego, był witany jak zbawca. Dzięki jego pieniądzom długo przy al. Piłsudskiego żyto ponad stan. Wysokie, nieproporcjonalne do umiejętności zarobki ściągały do Łodzi wielu zagranicznych piłkarzy i ich chciwych agentów. Miał zbudować "Wielki Widzew", ale z jego planów nic nie wyszło. Największym sukcesem za jego rządów był awans do ekstraklasy po karnej degradacji za korupcję (2006) i zajęcie 9. miejsca w najwyższej lidze (2011).

Po pięciu latach Widzew miał na siebie zarabiać, tymczasem pod wodzą Cacka długi klubu przekroczyły 20 mln zł. W grudniu 2013 roku zawarto z wierzycielami postępowanie układowe, a pół roku później Widzew spadł z ekstraklasy. Chwilę wcześniej doszło do absurdalnej sytuacji: komornik zlicytował należący do milionera zegarek na poczet spłaty zadłużenia klubu wobec piłkarza Dudu Paraiby. Jakby tego było mało, wylicytował go skonfliktowany z Cackiem łódzki biznesmen i kibic Widzewa - Grzegorz Waranecki.

Widzew leciał na łeb na szyję. 21 maja 2015 roku, po przypieczętowaniu spadku do II ligi, Cacek zrezygnował z funkcji prezesa klubu i sprzedał akcje Waraneckiemu. Spółki nie udało się jednak uratować. RTS Widzew Łódź przestał istnieć, a jego miejsce zajął nowy twór, który wystartował w IV lidze.

Upadek Cesarza

Przez blisko dwadzieścia lat Ryszard Krauze był największym mecenasem sportu w Polsce. Sponsorował turniej tenisowy Idea/Orange Prokom Open, pomagał siostrom Radwańskim na początkowym etapie ich karier i wspierał też finansowo Jerzego Janowicza. Na początku wieku dzięki jego pieniądzom koszykarską ligę zdominował Prokom Trefl Sopot (dziś Arka Gdynia).

W 2000 roku jego Prokom Investments został głównym udziałowcem nowo powołanej SSA Arka Gdynia. W piłce Krauze nie odniósł takich sukcesów jak w koszykówce. Owszem, przeprowadził klub z III ligi do ekstraklasy (2005), ale potem (2007) Arka została zdegradowana z najwyższej ligi za korupcję w drodze do elity. Mimo to pozostał w klubie, nie zmniejszając swojego zaangażowania i już po roku Arka z powrotem zameldowała się w ekstraklasie.

Mógł sobie na to pozwolić, bo jego majątek był wówczas wyceniany na 4,5 mld zł, co dawało mu piąte miejsce na liście najbogatszych Polaków. Wtedy "Cesarz" był na szczycie, ale hossa się skończyła. Ze względu na niekorzystną dla niego zmianę na scenie politycznej w kraju zdecydował się na sprzedaż Prokomu, a wcześniej zdecydował się na zupełnie nietrafioną inwestycję w wydobycie ropy w Kazachstanie. To sprawiło, że jego majątek zaczął topnieć w zatrważającym tempie. Kolejne spółki Krauzego ograniczały zaangażowanie w klub, a w 2013 roku były miliarder oficjalnie wycofał się z Arki, choć 75 proc. udziałów w klubie posiadał jeszcze do 2017 roku, kiedy odkupiła od niego rodzina Midaków

Skok na ropę doprowadził Krauzego do ruiny, a symbolem jego upadku była licytacja jego willi w Konstancinie, do której doszło w 2015 roku.

Wielka piłka na prowincji

Gdy w 1993 roku Zbigniew Drzymała zainwestował w podupadającą Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski, był to mariaż piątoligowego klubu z małomiasteczkowym biznesmenem, który produkował tapicerkę do dużych fiatów i maluchów. Inter Groclin Auto rósł jednak w siłę, a wraz z nim rozwijała się też Dyskobolia.

W 1997 roku zameldowała się w ekstraklasie, a na początku XX wieku klub z liczącego kilkanaście tysięcy mieszkańców Grodziska Wielkopolskiego wyrósł na czołową siłę ligi. Dwukrotnie sięgnął po wicemistrzostwo Polski, a w europejskich pucharach grał jak równy z równym z Herthą Berlin czy Manchesterem City.

W 2008 roku Drzymała uznał jednak, że formuła się wyczerpała i nie zrobi w Grodzisku Wielkopolskim wielkiej piłki. Chciał przenieść klub do Wrocławia, łącząc go ze Śląskiem, ale zniechęcili go do tego kibice. - Po prostu mnie nie chcieli, zdawałem sobie z tego sprawę. Na meczu z Lechią Gdańsk pokazali swoją siłę urządzając bitwę z policją i niszcząc część sektora. Widocznie takim zachowaniem chcieli mi pokazać, ile oni mogą i jaką mają destrukcyjną siłę - mówił.

Potem zwrócił się do Szczecina, ale II-ligowa wówczas Pogoń była zainteresowana jedynie sponsoringiem, a nie wystartowaniem w elicie na licencji Groclinu. Ostatecznie sprzedał klub Józefowi Wojciechowskiemu, który połączył klub ze swoją Polonią. Z wpompowanych w klub 150 mln zł odzyskał 20.

Czy Lotto Ekstraklasa urośnie w siłę bez zaangażowania najbogatszych Polaków?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×