Każdy w Anglii wie, że zawsze trzeba grać do końca. Półfinały obecnej edycji Ligi Mistrzów są tego najlepszym potwierdzeniem. Ale trudno będzie komukolwiek przebić osiągnięcie Manchesteru City z sezonu 2011/12.
13 maja City musieli wygrać z Queens Park Rangers. Gdy w 20. minucie rozgrywanego równolegle meczu z Sunderlandem Wayne Rooney strzelił bramkę na 1:0 dla Manchesteru United, zespół lokalnego rywala był dwa punkty przed City. Kilkanaście minut później City objęło prowadzenie w meczu z QPR po golu Pablo Zabalety.
Porażka z przeciętnym przeciwnikiem nie wchodziła w grę, tak przynajmniej się wydawało. Ale druga połowa to był szok dla fanów City. Wyrównującą bramkę dla QPR strzelił w 48. minucie Djibrill Cisse, zaś w 66. minucie rywale prowadzili już 2:1 po bramce Jamie Mackiego. To było o tyle sensacyjne, że goście grali już w dziesięciu, po tym jak z boiska wyleciał Joey Barton.
City cisnęło, ale nic z tego, bramka londyńczyków byłą zaczarowana. W 91. minucie meczu mistrzem Anglii był jeszcze United. I wtedy nastąpił cud. W 92. minucie Edin Dzeko wyrównał na 2:2. Ale to wciąż było za mało. Gospodarze potrzebowali zwycięstwa. Cud drugi nastąpił w 95. minucie, gdy na 3:2 trafił Sergio Aguero.
ZOBACZ: Jak Juergen Klopp zbudował potęgę Liverpoolu
Dla fanów City, którzy przez tyle lat żyli w cieniu United, to był cudowny moment. Gdy "Czerwone Diabły" przeżywały najwspanialsze chwile, "Citizens" patrzyli na sukcesy sąsiada i zaciskali pięści z bezsilności. I teraz to, pierwszy tytuł od 44 lat dodatkowo zdobyty w takich okolicznościach? Nic lepszego nie może się zdarzyć.
Manchester City czy Liverpool? Możliwy dodatkowy mecz
Ale w tej wygranej było coś więcej. Był to pierwszy wielki krok City w triumfalnym marszu na szczyt świata. Marszu, który trwa do dziś.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Milan wygrywa, ale Krzysztof Piątek nie strzela [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]