Damian Węglarz: Trzeba mieć sporo pokory

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Czego nauczyło pana 1,5 roku w Suwałkach?

Dużo tego było, trudno wymieniać wszystko konkretnie. Słuszną decyzją było na pewno to, by po pierwszym półroczu tu wrócić, ponieważ trafiłem na nowy sztab szkoleniowy i u trenera Sochy np. znacząco poprawiłem grę nogami. Doskonale współpracowało mi się ze szkoleniowcem bramkarzy Karolem Salikiem. To świetny fachowiec, wiele mu zawdzięczam. Nie chodzi tu zresztą tylko o same treningi, ale też analizy wideo, z których wiele mogłem wyciągnąć. Nic nie zastąpi jednak zbierania doświadczenia na boisku. Same treningi nie zastąpią tego co jest w meczu. Nawet ta walka o utrzymanie była pozytywna dla rozwoju, bo gra pod taką presją na pewno zaprocentuje. Jeśli więc miałbym ocenić, to lepiej nie mogłem trafić. A do wszystkiego dodatkowego kopa dały mi też narodziny syna.

Pana droga przypomina trochę początki Grzegorza Sandomierskiego: kilka meczów w Ekstraklasie, wypożyczenie do Wigier...

Co ciekawe, z Grześkiem też się już znamy tylko z Zawiszy. Dzięki temu wiem czego mam się spodziewać. To jednak nic nie znaczy, tak jak ewentualna rywalizacja nie oznacza kłopotów. Do każdego mam bowiem ogromny szacunek. Poza tym dobre jest to, że wspólną pracą na treningu możemy się napędzać i wtedy obaj robimy postępy. W moim wieku właśnie to jest najważniejsze. Dlatego też cały czas patrzę tylko przez pryzmat rozwoju, a nie pieniędzy.

Podobnie było kiedy przychodził pan do Jagiellonii.

Oczywiście. To był okres, gdy trenerem był Michał Probierz i to głównie zadecydowało o wyborze Jagi. Imponowały mi nie tylko jego umiejętności oraz warsztat, ale też charyzma. Ponadto klub był bardzo zdeterminowany, by mnie pozyskać. Swoje znaczenie miał też fakt, że wielu młodych piłkarzy dostawało tu wtedy szansę. Długo się nie namyślałem, wystarczył praktycznie jeden dzień.

ZOBACZ WIDEO Michał Probierz zaskoczył. "Nie sprzedajemy nikogo i za rok chcemy walczyć o mistrzostwo!"

Na start wszyscy porównywali pana do Bartłomieja Drągowskiego.

Może nie denerwowało to mnie, ale w moim odczuciu było bezpodstawne. "Drążek" przecież zaczął grę w tej Ekstraklasie bardzo szybko, występował regularnie i wyjechał zagranicę. Ja zaś nie miałem nawet debiutu. Spotkaliśmy się później raz, na kadrze U-20 i obaj się z tego śmieliśmy. Owszem, jak tak się dłużej zastanowić, to coś tam może i by się znalazło podobnego, ale ogólnie porównywanie nas było przesadą.

Czytaj także: Bartłomiej Drągowski może trafić do Premier League

Na debiut w Lotto Ekstraklasie poczekał pan kilka miesięcy. Wyszło nietypowo, bo ze Śląskiem Wrocław praktycznie nie dotknął pan nawet piłki.

Dokładnie. Nie miałem wtedy za dużo roboty, wygraliśmy 4:0. Na kolejną okazję czekałem zaś prawie rok i na dodatek pech chciał, że już w drugim meczu złamałem palec. Mimo to grałem, chociaż brakowało trochę koncentracji. W efekcie popełniłem błąd przy golu dla Lechii i zremisowaliśmy. To mnie jednak zmotywowało do tego stopnia, że w następnym starciu z Legią zagrałem na własne ryzyko. Strasznie chciałem bowiem pokazać, że coś potrafię.

Wyszło nieźle, skończył pan z czystym kontem. Domyślam się jednak, że to nie było przyjemne 90 minut.

Dawałem radę. To miejsce miałem jakoś znieczulone, a sam zaprogramowałem sobie w głowie, że muszę pomóc drużynie i samemu sobie coś udowodnić.
Damian Węglarz podczas interwencji w trakcie meczu Jagiellonii z Cracovią w 2017 roku (fot. Krzysztof Porębski/WP SportoweFakty)  Damian Węglarz podczas interwencji w trakcie meczu Jagiellonii z Cracovią w 2017 roku (fot. Krzysztof Porębski/WP SportoweFakty) 
Krytyki po tamtych meczach i tak pan jednak nie uniknął. Jeden z kibiców napisał do pana na Twitterze: "i tak nic już z ciebie nie będzie".

Tak to niestety już funkcjonuje, że po dobrym meczu jesteś chwalony, a po słabszym do niczego się nie nadajesz. Szkoda na to czasu, szczególnie że zazwyczaj są to osoby, które mnie nie znają. Tak naprawdę nikt nie wie ile robię, na ile się poświęcam. Takie jest po prostu życie, że czasem zdarzy się słabszy mecz. Najważniejsze jednak by wyciągnąć wnioski, a nie przejmować się komentarzami. Dlatego jeśli chodzi o krytykę, to powiem szczerze, że w ogóle nią się nie przejmuje. Przyjmuję ją tylko od trenerów, no i może czasem od rodziny. Obcy ludzie często tak naprawdę ze sobą mają jakiś problem. Z drugiej strony nie jestem też osobą zawistną, bo wiem że kibice przychodzący na stadion płacą za bilety i oczekują jakiegoś poziomu, a są zawiedzeni. Później nie raz jest tak, że szukają wyładowania na jakimś zawodniku, ale po 1-2 dniach już inaczej na wszystko patrzą.

Teraz będzie mógł pan udowodnić, że zbyt szybko pana skreślono. 

Cóż, wcześniej byłem w Jagiellonii i mogłem się uczyć od chyba najlepszego bramkarza w Ekstraklasie jakim był Marian Kelemen. Teraz złapałem dużo minut i doświadczenia w I lidze, więc na pewno chciałbym pokazać na co mnie stać poziom wyżej. Na to właśnie będę pracował podczas letnich przygotowań. Wiem bowiem, że na wszystko muszę zasłużyć na treningach.



Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy Damian Węglarz powinien dostać szansę w Jagiellonii Białystok?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×