Totolotek Puchar Polski. Śląsk był za mało aktywny, a Widzew był cierpliwy

WP SportoweFakty / Krzysztof Sędzicki / Na zdjęciu: trener Marcin Kaczmarek
WP SportoweFakty / Krzysztof Sędzicki / Na zdjęciu: trener Marcin Kaczmarek

- To dla nas bonus w całym działaniu. Kibice Widzewa zasługują na takie momenty - podkreślił trener łódzkiego drugoligowca Marcin Kaczmarek po zwycięstwie w 1/32 finału Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław 2:0.

Łodzianie powrócili do szczebla centralnego rozgrywek o krajowe trofeum po pięciu latach i to z powodzeniem. Choć trafili na przedstawiciela PKO Ekstraklasy, i to z górnej części tabeli, potrafili go spacyfikować i pokonać na boisku.

Czytaj także: Kibice Śląska przerwali mecz w Łodzi

- To są zawsze bardzo fajne i dobre momenty w życiu trenera, kiedy zespół niżej notowany w meczu o stawkę gra z przeciwnikiem z Ekstraklasy, który jest na fali wznoszącej. W dodatku gra dobrze, z olbrzymim sercem, zaangażowaniem i finalnie wygrywa mecz. Mogę pogratulować zespołowi charakteru, momentami niezłego grania w piłkę. Ale to już jest historia, nie mamy czasu się cieszyć, bo wiemy, co przed nami - zszedł na ziemię Marcin Kaczmarek - Generalnie jako trener muszę myśleć o tym, co nas czeka za chwilę, co nie umniejsza dobrego, fajnego momentu dla każdego kibica Widzewa, dla każdego człowieka, któremu ten klub jest drogi - powiedział na konferencji prasowej.

- Widzewiacy zgrali bardzo dobry mecz, gratulacje dla nich. A my nie możemy być zadowoleni. Chcieliśmy wywalczyć zwycięstwo i grać dalej, ale nasza gra nie była taka, jak oczekiwaliśmy. Popełniliśmy błędy w obronie w kluczowych sytuacjach - najpierw przytrafiła nam się strata po której padła pierwsza bramka. Rywale zastosowali wysoki pressing i oddali strzał po rykoszecie. A drugi gol z karnego, też po błędzie - ocenił trener Vitezslav Lavicka.

ZOBACZ WIDEO: Piłkarskie podsumowanie tygodnia. "Polski kibic jest najbardziej oszukiwany w całej Europie"

Czeski trener postanowił dokonać eksperymentu w składzie i posłał do gry wielu piłkarzy dotąd niezbyt ogranych w rozgrywkach ligowych. Był to dla nich test przed kolejnymi wyzwaniami w sezonie.

- W składzie grali zawodnicy, którzy czekali na swoją szansę. To była moja decyzja. Chcieliśmy zrobić kilka roszad, ale ci, którzy zagrali, nie poradzili sobie z elektryzującą atmosferą na stadionie w Łodzi. Dla mnie to cenne informacje o drużynie na przyszłość. Teraz dla nas ważne jest to, aby znowu wrócić do podstawowych rzeczy, które utrzymywaliśmy w ekstraklasie. To ma być droga do naszego sukcesu - zaznaczył szkoleniowiec Śląska Wrocław.

W pierwszej części gry to goście byli stroną dominującą - stwarzali więcej sytuacji oraz mieli więcej posiadania piłki. W drugiej jednak stopniowo oddawali pole do popisu rywalom, a sami ograniczali się do kontrataków.

- Przed przerwą mieliśmy strzał głową Gąski. W drugiej połowie Pich miał okazję, ale to było za mało. Uważam, że byliśmy za mało aktywni. Zrobiliśmy kilka zmian i chcieliśmy, by nowi zawodnicy dali jakość. Staraliśmy się wywierać presję na przeciwniku. W drugiej części gry posłaliśmy zmienników i liczyliśmy, że będziemy atakować. Brakowało organizacji gry, a bramki - jak wspomniałem - padły po błędach - uważa Lavicka.

Inna sprawa, że na drugą połowę to Widzew Łódź wyszedł odmieniony. Trener Kaczmarek ujawnił przed dziennikarzami, że apelował w przerwie meczu o spokój do swoich zawodników.

- W przerwie powiedzieliśmy sobie parę słów na pełnym spokoju, że możemy grać lepiej. W pierwszej połowie było sporo momentów, które przy większym spokoju mogliśmy lepiej wykorzystać. Po przechwycie przy średnim pressingu mogliśmy skontrować i zdobyć bramkę. Byliśmy niecierpliwi. Mówiłem zawodnikom od razu po meczu, że to są cenne momenty. W przerwie byliśmy z siebie niezadowoleni, a i tak potrafiliśmy wygrać z przeciwnikiem będącym wyraźnie wyżej w hierarchii. To powinno dać nam więcej pewności siebie i spokoju, bo co może być lepszego pod tym względem dla nas? Wygraliśmy z wiceliderem ekstraklasy, ale to też możę być pułapka. Przed nami wszystko do wygrania, bo niewiele zrobiliśmy wciąż w tym sezonie. Czekamy na kolejnego rywala. To bonus w całym działaniu. Priorytetem jest liga i to, co nas czeka w weekend - podkreślił szkoleniowiec czerwono-biało-czerwonych.

Sprawdź także: Gryf - Lechia. Milimetry dzieliły od tragedii, sędzia kazał grać! Zlatan Alomerović w szoku

- Pierwszy raz graliśmy nie będąc faworytem. To też było widać. Cieszę się, ze ci, którzy dostali szansę, pokazują, że są ważni i potrzebni. To jest istotne, że możemy na nich stawiać i wygrywać. Na przykład Łukasz Turzyniecki czy Kornel Kordas, którzy dawno nie grali, weszli i nie pękli - dodał Kaczmarek.

Na koniec trener widzewiaków raz jeszcze potwierdził, że musi być tym, który sprowadzi na ziemię - nie tylko piłkarzy, ale i kibiców, a także... dziennikarzy.

- Ja się cieszę, że kibice Widzewa - mówię o tym za każdym razem - zasługują na takie momenty. My nie przegraliśmy jeszcze meczu u siebie w tym sezonie. A z wami, dziennikarzami... nigdy nie jest łatwo. Zdaje sobie sprawę, że tak jest. Mogę dyskutować na argumenty, na tyle, na ile mi się uda. Teraz jestem szczęśliwy, zadowolony, ale jestem jednocześnie też pragmatyczny. Nie zamierzam się chełpić i opowiadać, że jesteśmy aż tacy świetni - tłumaczył.

Najbliższe wyzwanie przed Widzewem to sobotnia potyczka z Górnikiem Polkowice w 11. kolejce II ligi. A na myślenie o 1/16 finału Totolotek Pucharu Polski przyjdzie czas dopiero pod koniec października, kiedy będzie zbliżało się to spotkanie. Najpierw jednak łódzka ekipa musi jeszcze poznać przeciwnika.

Źródło artykułu: