PKO Ekstraklasa. Stałe fragmenty gry koszmarem Jagiellonii Białystok

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu (od lewej): Jesus Imaz, Jakub Wójcicki, Zoran Arsenić (tyłem) i Juan Camara
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu (od lewej): Jesus Imaz, Jakub Wójcicki, Zoran Arsenić (tyłem) i Juan Camara

7 na 10 ostatnich goli w PKO Ekstraklasie Jagiellonia Białystok straciła po stałych fragmentach gry. - Nie może być tak, że piłka kopnięta w pole karne jest dla nas zagrożeniem - złości się Ireneusz Mamrot.

Stałe fragmenty gry miały być jedną z głównych broni Jagiellonii Białystok w tym sezonie. Dośrodkowujący Guilherme Sitya i Martin Pospisil oraz doskonale grający głową Taras Romanczuk i Ivan Runje mieli nękać obronę rywali kilkoma wypracowanymi wariantami rzutów rożnych oraz wolnych, a skoncentrowana defensywa nie dopuszczać do zagrożenia pod swoją bramką przy identycznych sytuacjach. I na początku tak było, ale później wszystko się posypało.

Wejście w sezon i pierwsze 7 kolejek mogło napawać kibiców Jagi dużym optymizmem. 3 gole autorstwa wyżej wymienionej dwójki po różnych rozwiązaniach stałych fragmentów gry były niezłym wynikiem, a do tego należałoby nadmienić jeszcze o anulowanym trafieniu Tomasa Prikryla z Lechią Gdańsk (1:1; spalony Patryka Klimali, który absorbował uwagę bramkarza - przyp. red.) oraz bramce Bartosza Bidy z Górnikiem Zabrze (3:1) po tym, gdy piłka wróciła w pole karne po wybitym kornerze. Dla przeciwwagi Damian Węglarz musiał tylko raz wyciągać piłkę z siatki, gdy Tomas Petrasek  z Rakowa Częstochowa (0:1) wykończył głową długą centrę z rzutu wolnego.

Coś załamało się jednak po wrześniowej przerwie na zgrupowania reprezentacji. Nagle jakby białostoczanie zapomnieli jak rozgrywać stałe fragmenty gry, a do tego pod swoją bramką zaczęli popełniać błędy. Zaczęło się od głupiego zagrania ręką Martina Kostala, w efekcie którego w meczu z Lechem Poznań (1:1) stracili gola z rzutu karnego co rozwiązało worek. Przeciwko Pogoni Szczecin (2:3) był już rzut rożny i kolejna bezsensownie sprokurowana "jedenastka", a z Cracovią (3:2) i Wisłą Płock (1:3) dla odmiany łącznie aż 3 rzuty wolne. Na dodatek z tym ostatnim rywalem doszedł jeszcze... wrzut z autu.

ZOBACZ WIDEO PKO Ekstraklasa. Radosław Sobolewski imponuje na początku swojej kariery trenerskiej. "Widać autorytet"

- Zdaję sobie sprawę, że to trzeba poprawić. Na pewno musi być więcej determinacji przy bronieniu tych stałych fragmentów gry. Pracujemy nad tym. Najgorsze jest jednak to, że ostatnio nie były one wykonywane blisko bramki. Nie może być tak, że piłka kopnięta w pole karne z któregokolwiek sektora boiska jest dla nas zagrożeniem - złości się Ireneusz Mamrot.

Czytaj także: Mamrot oczekuje wygranej nie tylko z ŁKS-em Łódź

Trenera Jagiellonii małym optymizmem może zaś napawać fakt, że w meczu z Wisłą Płock ofensywne stałe fragmenty gry wyglądały już nieco lepiej. Dzięki nim udało się stworzyć kilka okazji, a pośrednio po rzucie rożnym (pierwsza piłka została wybita przez przeciwników - przyp. red.) gola strzelił Klimala. Niemniej to również wciąż poniżej oczekiwań.

Źródło artykułu: