Euro 2020. Maciej Kmita: Jakub Błaszczykowski do reprezentacji Polski, czyli wykopmy hejterów ze stadionów (komentarz)

Newspix / Tomasz Jastrzębowski / Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski
Newspix / Tomasz Jastrzębowski / Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski

Miarą wielkości społeczeństwa jest to, jak traktuje seniorów. Dla polskiego środowiska piłkarskiego wielką próbą będzie to, jak zareaguje na powrót Jakuba Błaszczykowskiego do reprezentacji. Nie pozwólmy stadu hejterów wpływać na wybory selekcjonera.

W dobie Internetu rację ma nie najmądrzejszy, a najgłośniejszy. Świat futbolu jest (jeszcze) wolny od fake newsów, ale jego wykrzywiony obraz, jak w każdej innej dziedzinie życia, maluje przemysł pogardy. To smutne, ale prawdziwe: rzeczywistość kreują twórcy memów, bezlitośni internetowi trolle, zwykli sfrustrowani hejterzy.

Sugestywny obrazek z odpowiednim komentarzem wpływa na szeroko rozumianą opinię publiczną bardziej niż fachowa opinia Roberta Podolińskiego, Artura Wichniarka czy Marcina Żewłakowa - telewizyjnych ekspertów z najwyższej półki.

To przez tych prześmiewców Jerzy Brzęczek nie jest srebrnym medalistą Igrzysk Olimpijskich 1992, byłym kapitanem reprezentacji czy selekcjonerem, który w dobrym stylu wprowadził Polskę na Euro 2020. Nie. Jest "wują", który nie dojeżdża, nie domaga, a "Lewy" spadł mu z nieba. Tym, który na Stadionie Śląskim nadal goni Fredrika Ljungberga.

ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty

Kiedy mówi, że czeka "aż Piotrowi Zielińskiemu coś przeskoczy w głowie", przemysł pogardy mieli go na drobny wiór. A kiedy Carlo Ancelotti mówi to samo, ale innymi słowami ("Zieliński musi popracować mentalnie") i co ważniejsze: w innym języku, wtedy ci sami ludzie klaszczą: fachowiec zdefiniował problem! Typowa polska zaściankowość. Zaburzenie leczone arteterapią. Warsztatami z robienia memów.

W przypadku Błaszczykowskiego to, co miało być nieuchronnym, ale niewinnym internetowym żartem, stało się dominującą narracją. Nie jest już 108-krotnym reprezentantem kraju, nie jest już drugim po Robercie Lewandowskim najlepszym naszym piłkarzem XXI wieku, nie jest bohaterem, który rzucił się na ratunek Wiśle i z narażeniem zdrowia i reputacji utrzymuje ją na powierzchni.

Nie. Jest siostrzeńcem "wuji". Tym, który przy linii w Wołgogradzie wciąż czeka na wejście na boisko. Szklanym, bo ciągle kontuzjowanym, ze śmiesznej polskiej ligi. I do tego jedną nogą w piłkarskim grobie. Tymczasem pogłoski o jego sportowej śmierci są mocno przesadzone.

Wisła wiosną jest najlepszą drużyną PKO Ekstraklasy - jako jedyna po zimowej przerwie zdobyła komplet punktów i nie straciła ani jednego gola, a Błaszczykowski jest w formie reprezentacyjnej. Wypracowuje bramkowe akcje, asystuje i sam też strzela. W niedzielnym meczu z Koroną Kielce (2:0) zdobył piękną bramkę uderzeniem z rzutu wolnego. Pierwszy raz w karierze strzelił gola w ten sposób. Za faule na nim rywale zarobili trzy żółte kartki.

Gra z werwą i poświęceniem właściwym nowicjuszowi, a nie weteranowi, który dźwiga na barkach odpowiedzialność za cały klub. Stać go na to, bo w końcu jest w pełni zdrowy. Odkąd uporał się z urazem pachwiny, którego doznał we wrześniowym meczu kadry, gra od deski do deski. W okresie przygotowawczym nie miał taryfy ulgowej i grał we wszystkich sparingach.

Jest w formie fizycznej i piłkarskiej, a polskiego futbolu po prostu nie stać na rezygnację z będącego w odpowiedniej dyspozycji "Kuby". Nawet 34-letniego. Fetyszyzujemy metryki. Im młodszy, nowszy, tym lepszy. Nie doceniamy doświadczenia. Tymczasem plebiscyt "Piłki Nożnej" na ligowca 2019 roku wygrał rówieśnik Błaszczykowskiego, Janusz Gol. I zasłużenie, proszę państwa.

A ligowi skrzydłowi, którzy rywalizują z kapitanem Wisły o wyjazd na Euro 2020, muszą się jeszcze wiele uczyć. Odkąd pod koniec listopada Błaszczykowski wrócił do gry, strzelił trzy gole, a przy dwóch asystował. Nie są to liczby rzucające na kolana, ale wschodzące gwiazdki polskiej ligi Kamil Jóźwiak z Lecha Poznań i Przemysław Płacheta ze Śląska Wrocław w tym okresie były mniej efektywne.

Dorobek pierwszego to dwa gole i asysta, a drugiego: gol i dwie asysty. A grają przecież w zdecydowanie lepszych drużynach. Także Paweł Wszołek z Legii Warszawa, którego wielu już wpychało do kadry, w tym czasie dołożył w klasyfikacji kanadyjskiej trzy punkty (1+2). Innych skrzydłowych, których powołanie Brzęczek mógłby rozważać, nie ma.

Błaszczykowski nie jest już dynamiczny, na czym zrobił furorę kilkanaście lat temu, ale zestarzał się z godnością. A raczej dojrzał. Czerpie z doświadczenia, bardziej gra głową niż stopami. Każdy jego kontakt z piłką znamionuje wielką klasę. Kto ogląda mecze Wisły, od razu to widzi. A kto wyrabia sobie opinię na podstawie suchych statystyk, ten nie rozumie futbolu. "Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko".

Siostrzeniec dostarczył Brzęczkowi piłkarskich argumentów, ale i tak zapraszając go na marcowe zgrupowanie drużyny narodowej, selekcjoner będzie musiał przyjąć porcję żółci, a liderzy opinii ugną się pod presją tłuszczy i będą na poważnie dyskutowali o tym, czy to już nepotyzm. Lodu.

Przestańmy w końcu być zakładnikami hejterów. Memiarzy, dla których strzelający najwięcej w Serie A goli przy pierwszym kontakcie z piłką Arkadiusz Milik nadaje się do blind footballu, dla których Piotr Zieliński jest nieefektywnym nieudacznikiem, a Grzegorz Krychowiak turystą i kreatorem mody. Nawet Sławomir Peszko nie zasłużył na to, jak potraktował go przemysł pogardy.

Skończmy z tym. Brzęczek to nie wuja tylko selekcjoner, a Błaszczykowski to nie jego siostrzeniec tylko jeden z najlepszych polskich piłkarzy. Nadal, co pokazuje wiosna. Jego doświadczenie i charyzma będą na Euro 2020 niezbędne. Gdy innym będą drżały łydki, on będzie wiedział, co robić.

I broni się po piłkarsku. Zdrowy "Kuba", to "Kuba" na Euro 2020. Nie pojedzie na mistrzostwa w roli "Atmosferovicia", ale jako wartościowy zmiennik i mocna osobowość w szatni. Nie ma już ambicji bycia graczem pierwszej "11". W czasie el. Euro 2020 był zmiennikiem. Zna swoje miejsce w szeregu i to też jego mądrość.

Gdy Łukasz Piszczek zrezygnował z gry w drużynie narodowej, Błaszczykowski wyznał, że nie stać go na taką decyzję: - Dla mnie każdy mecz w reprezentacji jest jak spełnienie marzenia. Mam swoje lata, ale z reprezentacji nie zrezygnuję. Z marzeń się nie rezygnuje. Kiedyś przyjdzie ten moment, że będę za słaby, ale sam nie zrezygnuję. Sam świadomie tego nie zrobię, bo to jedna z najważniejszych rzeczy, którą miałem i ciągle mam przyjemność robić w życiu.

Niech o tym, czy Błaszczykowski się nadaje, czy nie, zadecyduje Brzęczek. Bez presji stada sfrustrowanych hejterów. Życiowych przegrywów, którzy ściągają innych w dół do swojego poziomu. Błaszczykowski nie zasłużył na odchodzenie z kadry jako bohater memów.

Maciej Kmita 

Czytaj również -> Robert I Nienasycony. Lewandowski władcą absolutnym
Czytaj równieź -> Buksa: Koniec z obwąchiwaniem muraw

Źródło artykułu: