W dobie Internetu rację ma nie najmądrzejszy, a najgłośniejszy. Świat futbolu jest (jeszcze) wolny od fake newsów, ale jego wykrzywiony obraz, jak w każdej innej dziedzinie życia, maluje przemysł pogardy. To smutne, ale prawdziwe: rzeczywistość kreują twórcy memów, bezlitośni internetowi trolle, zwykli sfrustrowani hejterzy.
Sugestywny obrazek z odpowiednim komentarzem wpływa na szeroko rozumianą opinię publiczną bardziej niż fachowa opinia Roberta Podolińskiego, Artura Wichniarka czy Marcina Żewłakowa - telewizyjnych ekspertów z najwyższej półki.
To przez tych prześmiewców Jerzy Brzęczek nie jest srebrnym medalistą Igrzysk Olimpijskich 1992, byłym kapitanem reprezentacji czy selekcjonerem, który w dobrym stylu wprowadził Polskę na Euro 2020. Nie. Jest "wują", który nie dojeżdża, nie domaga, a "Lewy" spadł mu z nieba. Tym, który na Stadionie Śląskim nadal goni Fredrika Ljungberga.
ZOBACZ WIDEO: Menadżer Kamila Grosickiego zdradza kulisy transferu. Potwierdził, że były dwie inne ciekawe oferty
Kiedy mówi, że czeka "aż Piotrowi Zielińskiemu coś przeskoczy w głowie", przemysł pogardy mieli go na drobny wiór. A kiedy Carlo Ancelotti mówi to samo, ale innymi słowami ("Zieliński musi popracować mentalnie") i co ważniejsze: w innym języku, wtedy ci sami ludzie klaszczą: fachowiec zdefiniował problem! Typowa polska zaściankowość. Zaburzenie leczone arteterapią. Warsztatami z robienia memów.
W przypadku Błaszczykowskiego to, co miało być nieuchronnym, ale niewinnym internetowym żartem, stało się dominującą narracją. Nie jest już 108-krotnym reprezentantem kraju, nie jest już drugim po Robercie Lewandowskim najlepszym naszym piłkarzem XXI wieku, nie jest bohaterem, który rzucił się na ratunek Wiśle i z narażeniem zdrowia i reputacji utrzymuje ją na powierzchni.
Nie. Jest siostrzeńcem "wuji". Tym, który przy linii w Wołgogradzie wciąż czeka na wejście na boisko. Szklanym, bo ciągle kontuzjowanym, ze śmiesznej polskiej ligi. I do tego jedną nogą w piłkarskim grobie. Tymczasem pogłoski o jego sportowej śmierci są mocno przesadzone.
Wisła wiosną jest najlepszą drużyną PKO Ekstraklasy - jako jedyna po zimowej przerwie zdobyła komplet punktów i nie straciła ani jednego gola, a Błaszczykowski jest w formie reprezentacyjnej. Wypracowuje bramkowe akcje, asystuje i sam też strzela. W niedzielnym meczu z Koroną Kielce (2:0) zdobył piękną bramkę uderzeniem z rzutu wolnego. Pierwszy raz w karierze strzelił gola w ten sposób. Za faule na nim rywale zarobili trzy żółte kartki.
Gra z werwą i poświęceniem właściwym nowicjuszowi, a nie weteranowi, który dźwiga na barkach odpowiedzialność za cały klub. Stać go na to, bo w końcu jest w pełni zdrowy. Odkąd uporał się z urazem pachwiny, którego doznał we wrześniowym meczu kadry, gra od deski do deski. W okresie przygotowawczym nie miał taryfy ulgowej i grał we wszystkich sparingach.
Jest w formie fizycznej i piłkarskiej, a polskiego futbolu po prostu nie stać na rezygnację z będącego w odpowiedniej dyspozycji "Kuby". Nawet 34-letniego. Fetyszyzujemy metryki. Im młodszy, nowszy, tym lepszy. Nie doceniamy doświadczenia. Tymczasem plebiscyt "Piłki Nożnej" na ligowca 2019 roku wygrał rówieśnik Błaszczykowskiego, Janusz Gol. I zasłużenie, proszę państwa.
A ligowi skrzydłowi, którzy rywalizują z kapitanem Wisły o wyjazd na Euro 2020, muszą się jeszcze wiele uczyć. Odkąd pod koniec listopada Błaszczykowski wrócił do gry, strzelił trzy gole, a przy dwóch asystował. Nie są to liczby rzucające na kolana, ale wschodzące gwiazdki polskiej ligi Kamil Jóźwiak z Lecha Poznań i Przemysław Płacheta ze Śląska Wrocław w tym okresie były mniej efektywne.
Dorobek pierwszego to dwa gole i asysta, a drugiego: gol i dwie asysty. A grają przecież w zdecydowanie lepszych drużynach. Także Paweł Wszołek z Legii Warszawa, którego wielu już wpychało do kadry, w tym czasie dołożył w klasyfikacji kanadyjskiej trzy punkty (1+2). Innych skrzydłowych, których powołanie Brzęczek mógłby rozważać, nie ma.
Błaszczykowski nie jest już dynamiczny, na czym zrobił furorę kilkanaście lat temu, ale zestarzał się z godnością. A raczej dojrzał. Czerpie z doświadczenia, bardziej gra głową niż stopami. Każdy jego kontakt z piłką znamionuje wielką klasę. Kto ogląda mecze Wisły, od razu to widzi. A kto wyrabia sobie opinię na podstawie suchych statystyk, ten nie rozumie futbolu. "Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko".
Siostrzeniec dostarczył Brzęczkowi piłkarskich argumentów, ale i tak zapraszając go na marcowe zgrupowanie drużyny narodowej, selekcjoner będzie musiał przyjąć porcję żółci, a liderzy opinii ugną się pod presją tłuszczy i będą na poważnie dyskutowali o tym, czy to już nepotyzm. Lodu.
Przestańmy w końcu być zakładnikami hejterów. Memiarzy, dla których strzelający najwięcej w Serie A goli przy pierwszym kontakcie z piłką Arkadiusz Milik nadaje się do blind footballu, dla których Piotr Zieliński jest nieefektywnym nieudacznikiem, a Grzegorz Krychowiak turystą i kreatorem mody. Nawet Sławomir Peszko nie zasłużył na to, jak potraktował go przemysł pogardy.
Skończmy z tym. Brzęczek to nie wuja tylko selekcjoner, a Błaszczykowski to nie jego siostrzeniec tylko jeden z najlepszych polskich piłkarzy. Nadal, co pokazuje wiosna. Jego doświadczenie i charyzma będą na Euro 2020 niezbędne. Gdy innym będą drżały łydki, on będzie wiedział, co robić.
I broni się po piłkarsku. Zdrowy "Kuba", to "Kuba" na Euro 2020. Nie pojedzie na mistrzostwa w roli "Atmosferovicia", ale jako wartościowy zmiennik i mocna osobowość w szatni. Nie ma już ambicji bycia graczem pierwszej "11". W czasie el. Euro 2020 był zmiennikiem. Zna swoje miejsce w szeregu i to też jego mądrość.
Gdy Łukasz Piszczek zrezygnował z gry w drużynie narodowej, Błaszczykowski wyznał, że nie stać go na taką decyzję: - Dla mnie każdy mecz w reprezentacji jest jak spełnienie marzenia. Mam swoje lata, ale z reprezentacji nie zrezygnuję. Z marzeń się nie rezygnuje. Kiedyś przyjdzie ten moment, że będę za słaby, ale sam nie zrezygnuję. Sam świadomie tego nie zrobię, bo to jedna z najważniejszych rzeczy, którą miałem i ciągle mam przyjemność robić w życiu.
Niech o tym, czy Błaszczykowski się nadaje, czy nie, zadecyduje Brzęczek. Bez presji stada sfrustrowanych hejterów. Życiowych przegrywów, którzy ściągają innych w dół do swojego poziomu. Błaszczykowski nie zasłużył na odchodzenie z kadry jako bohater memów.
To musiała być #AkcjaMeczu! Piękny strzał Jakuba Błaszczykowskiego z rzutu wolnegopic.twitter.com/KTVX3FGcBb
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 23, 2020
Czytaj również -> Robert I Nienasycony. Lewandowski władcą absolutnym
Czytaj równieź -> Buksa: Koniec z obwąchiwaniem muraw
Oglądaj mecze reprezentacji Polski w Pilocie WP (link sponsorowany)