Jacek Stańczyk: Polonia Warszawa uratowana. Więcej wariatów w polskiej piłce!

Facebook / PoloniaWarszawa / Na zdjęciu: Gregoire Nitot
Facebook / PoloniaWarszawa / Na zdjęciu: Gregoire Nitot

Jeśli Gregoire Nitot zdecydował się wyłożyć własne pieniądze na polski futbol, to w jakimś sensie musi być wariatem. I takich ludzi potrzebujemy.

W tym artykule dowiesz się o:

Francuski biznesmen przejął Polonię Warszawa, jeszcze w piątek puści pierwszy przelew na ratowanie zasłużonego, stołecznego klubu. Czarne Koszule są w czarnej dziurze - wloką się w ogonie III ligi, zadłużenie wobec piłkarzy wynosi pół miliona euro. Nitot wjeżdża więc na Konwiktorską na białym koniu, a my wszyscy powinniśmy mu na drogę rzucać płatki czerwonych róż.

Polski futbol nie daje gwarancji zarobku. Ba, nie daje nawet gwarancji satysfakcji z dobrze wykonanej roboty. Ktokolwiek zdecyduje się więc w tym kraju zmarnować własne pieniądze na piłkę nożną, ten powinien być witany z najwyższymi honorami. Szczególnie gdy decyduje się jeszcze na pracę u podstaw, na pomoc w stanięciu z kolan i budowę od nowa. Wiedząc, że prędzej czy później będzie za to wysłuchiwał jobów.

Nawet Janusz Filipiak, który wyciągnął Cracovię z dna, władował w nią miliony i umieścił w Ekstraklasie, słyszał na trybunach od własnych kibiców, że niszczy "Pasy".

ZOBACZ WIDEO: Polska akademia na Zielonej Wyspie. Mariusz Kukiełka otworzył szkółkę w Irlandii

Nitot już przeczytał na stadionie wrogiej Legii, żeby lepiej dać sobie spokój z Polonią, jeśli nadal chce w spokoju prowadzić informatyczną firmę Sii. Kibice z Łazienkowskiej dali mu jasno do zrozumienia, że nie życzą sobie w tym mieście drugiego poważnego klubu. Napisali na transparencie: "Panie Nitot. Nie jest za późno, żeby się wycofać. Masz jeszcze klientów, przedsiębiorstwo jeszcze funkcjonuje". Nitot - jak widać - potraktował te "groźby" raczej jako niegroźne piszczenie wściekle ujadającego ratlerka, który nieudolnie próbuje nadgryźć nogawkę.

Francuz wiedział, co robi, bo poważny biznesmen takich niepoważnych ataków poważnie traktować nie może. Wytłumaczył mi to Jakub Ceglarz z finansowej redakcji WP. Jak powiedział, polska tradycja pokazuje, że bojkoty, czarny PR w naszym kraju nie działają. Nie zadziałały po homofobicznych wypowiedziach twórcy marki Ciechan, nie zadziałały też wtedy, gdy okazało się, że firma LPP produkowała odzież w Azji oraz płaciła podatki poza Polską.

I nie zadziała w tym przypadku. - Poza tym Sii działa na rynku B2B, czyli jej klientami są głównie firmy lub przedsiębiorcy, a nie pojedynczy kibice. Do tego dostała nagrodę za "najlepsze miejsce do pracy", przyznawane przez niezależne instytucje. Nie wiem więc, czy ktokolwiek na poważnie weźmie sugestie, że w firmie panuje mobbing, wyzysk czy nawet koronawirus - powiedział mi Ceglarz.

Nitot może więc spać spokojnie i cieszyć się - przynajmniej na razie - że ma klub piłkarski. Janusz Filipiak powiedział kiedyś trochę w żartach, a trochę na poważnie, że woli mieć Cracovię niż kolejnego Bentleya albo samolot odrzutowy.

Też w sumie zabawka, a można przy okazji coś pożytecznego zrobić. Albo przynajmniej spróbować.

Legia nie umie powiedzieć "won" - Czytaj więcej

Dariusz Mioduski: Nic mnie z tą akcją nie łączy - Czytaj więcej

Źródło artykułu: