Lorenzo Sanz. Dzięki niemu Real Madryt odzyskał blask (wspomnienie)

Przez pięć lat jego rządów Real Madryt dwa razy wygrał Ligę Mistrzów. Lorenzo Sanz zasłynął też z częstych zmian trenerów i krytyki drogich transferów. Hiszpan zmarł w wieku 76 lat z powodu zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2.

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Lorenzo Sanz Getty Images / Cover / Na zdjęciu: Lorenzo Sanz
Gdy Lorenzo Sanz zaczynał prezydenturę w Realu Madryt, to mijało aż 29 lat od ostatniej wygranej tego klubu w Pucharze Mistrzów. Zdjęcie tej klątwy było jego głównym zadaniem. Był 1995 rok, po trzech latach udało się i sam wzniósł trofeum. - Teraz mogę umrzeć w spokoju - powiedział ze łzami w oczach po finale z Juventusem Turyn (1:0).

Hiszpan przeżył jeszcze ponad dwie dekady, osiągnął kolejne sukcesy. Zabiło go dopiero COVID-19.

Spełnione marzenie

Real przez całe życie był marzeniem Sanza. Jako dziecko oglądał jego mecze z babcią, widział m.in. rewanż finału PEMK z Fiorentiną (2:0). Kariera piłkarska go tam jednak nie zaniosła. Grał jako bramkarz tylko w miejscowych zespołach niższych lig. Lepiej poszło mu poza boiskiem. Miał głowę do interesów: już jako młody chłopak zarabiał na handlu z bagażnika swojego samochodu, a fortunę zgarnął na nieruchomościach i budownictwie. Dzięki temu pojawił się w swoim ukochanym klubie jako działacz.

To były lata 80., prezydentem "Królewskich" był Ramon Mendoza. Sanz pojawił się najpierw w roli jednego z dyrektorów i członków zarządu, by później zostać prawą ręką szefa i wiceprezesem. W połowie ostatniej dekady XX wieku przejął jego obowiązki. - To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu - nie krył podczas prezentacji.

Przejęcie Realu w tamtym momencie stanowiło duże wyzwanie ze względu na ogromne długi i średnią jakość sportową drużyny (w sezonie 1994/95 udało się zdobyć mistrzostwo, ale było to jedyne trofeum na przestrzeni ostatnich 5 lat - przyp. red.). Sanz je jednak podjął i nie mógł żałować.

Oko do piłkarzy i trenerzy-rękawiczki

Start Sanza w Realu nie był udany. W pierwszym roku jego rządów zespół najpierw bowiem przegrał Superpuchar Hiszpanii, a później odpadał w 1/8 finału Pucharu Króla i ćwierćfinale LM, zaś La Liga ukończył na dopiero 6. miejscu. To były jednak złe dobrego początki, spowodowane sporą przebudową składu. Ostatecznie udaną, bo kolejne sezony przyniosły m.in. mistrzostwo i dwa Puchary Europy.

Hiszpański biznesmen postawił na cięcie kosztów i początkowo ograniczył transfery. Do tego stopniowo rezygnował ze starszych graczy o uznanych nazwiskach z wysokimi kontraktami, a na ich miejsce sprowadzał nie gorszych i tańszych w utrzymaniu. Kilku doskonale się sprawdziło i osiągnęło tu status gwiazd, m.in. Davor SukerRoberto Carlos, Predrag Mijatović czy Fernando Morientes. To był jego duży sukces, szczególnie że wielu z nich sam wcześniej obserwował na żywo, negocjował kontrakty, dopinał szczegóły transakcji między klubami. - Kiedy zakasam rękawy, potrzebuję tylko 24 godziny, żeby kogoś pozyskać - przytacza jego przechwałki "Marca".

Plan dotyczący piłkarzy sprawdzał się świetnie. Sanz dużo uwagi poświęcał też trenerom, których w latach 1995-2000 Real miał aż siedmiu! W pierwszym sezonie zaczynał Jorge Valdano, a kończył Arsenio Iglesias. W kolejnym drużynę poprowadził Fabio Capello, którego po roku zmienił Jupp Heynckes. Gdy minęło kolejne 12 miesięcy, to jego miejsce zajął Guus Hiddink, ale już na początku 1999 roku zastąpił go John Toshack. Kilka miesięcy później szansę dostał zaś Vicente del Bosque, który przekonał do siebie niecierpliwego szefa i po zakończeniu sezonu otrzymał od niego dłuższy kontrakt.

Odejście z pucharem i rządy z synem

Przyszły selekcjoner mistrzów świata realizował umowę, gdy Sanza już nie było w klubie. O jego odejściu przesądził sezon 1999/2000, w którym zaledwie 5. miejsca w lidze nie osłodził nawet kolejny triumf w LM (wygrana 3:0 z Valencią w finale - przyp. red.). Kibice oczekiwali dużych transferów i niby dostali je latem, ale wydawanie pieniędzy nie poszło w parze z jakością. Nicolas Anelka kupiony za 31,5 miliona funtów okazał się rozczarowaniem, zaś pozyskany za 23 miliony dolarów Elvir Baljić  był totalną klapą. Kontrkandydat Florentino Perez za zbliżoną sumę obiecał pozyskać Luisa Figo (wówczas czołowego piłkarza Europy i zarazem kapitana znienawidzonej przez kibiców Barcelony - przyp. red.), którego chcieli "socios". Do tego na jaw wyszły wielomilionowe straty klubu za ostatni rok. To przesądziło o zwycięstwie rywala.

Sanz miał nadzieję, że wróci do Realu w charakterze prezydenta. W wyborach w 2004 i 2006 roku poniósł jednak kolejne porażki i zaczął poszukiwania innego klubu, który mógłby poprowadzić. Próbował zakupić włoską Parmę, ale zakończyło się to niepowodzeniem. Udało się natomiast z Malagą, gdzie grał jego syn. Zresztą, gdy został jej właścicielem to właśnie Fernando skończył karierę i został prezesem klubu.

Przez 4 laty rządów Sanzów (2006-10) Malaga powróciła do Primera Division i ugruntowała tam swoją pozycję, po czym odkupili ją szejkowie. W tym czasie utrzymywał dobre stosunki z Perezem, choć potrafił mu wbić szpilę. - Ktokolwiek zapłacił za Cristiano Ronaldo takie pieniądze, jest idiotą. Żaden piłkarz nie jest tyle warty - stwierdził po zakupie Portugalczyka przez Real w 2009 roku.

Umarł przez wrażliwość?

Wbrew pozorom Sanz nie żył samym futbolem. Podczas jego rządów w Realu duże sukcesy osiągała drużyna koszykarska, której również chętnie poświęcał czas. Był żonaty, miał czwórkę dzieci (jedna z córek to żona Michel Salgado - przyp. red.). Ponadto był miłośnikiem koni i różnych wyścigów, lubił grać w karty i palić kubańskie cygara.

Hiszpańskie media określały hiszpańskiego biznesmena i działacza jako człowieka o wesołym charakterze, otwartego, lecz czasem także łobuza i zarazem osobę wrażliwą. To ostatnie potwierdziło się po tym, gdy został zarażony COVID-19. Mimo objawów odmawiał pójścia do szpitala, by dodatkowo nie obciążać służby zdrowia. Długo sam walczył z gorączką, na badania trafił dopiero po ośmiu dniach. - Miał problemy oddechowe, poczuł się gorzej. Zbadali go i powiedzieli, że jest źle, ma małą ilość tlenu we krwi - relacjonował Fernando na antenie radia "COPE".

Organizm nie dał rady, Sanz odszedł w wieku 76 lat. "Dziś całe 'Madridismo' jest w żałobie po śmierci prezydenta, który ogromną część swojego życia poświęcił swojej wielkiej pasji: Realowi Madryt. Był świetnym człowiekiem i wielkim prezydentem, jednym z najlepszych w historii" - tak pożegnał go jego ukochany klub w specjalnym oświadczeniu.

Na Twitterze Real załączył specjalny film ku jego pamięci:



Czy Lorenzo Sanz był jednym z najlepszych prezydentów w historii Realu Madryt?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×