Koronawirus. Karol Klimczak: Obyśmy nie doczekali upadku klubów

Newspix / Rafał Oleksiewicz / Na zdjęciu: Karol Klimczak
Newspix / Rafał Oleksiewicz / Na zdjęciu: Karol Klimczak

- Obyśmy nie doczekali upadku klubów, ale to nam grozi - przyznał Karol Klimczak. Prezes Lecha Poznań uważa, że problemy klubów mają realny wpływ na gospodarkę i dlatego nie powinno się ich lekceważyć.

- Straty będą duże. To oczywiście nie czas, by o nich mówić, gdyż najważniejsze jest zdrowie nas wszystkich, jednak nie ma sensu chować głowy w piasek. Im dłużej to będzie trwało, tym większe będą problemy wielu branż, w tym piłkarskiej. Obyśmy nie doczekali upadku klubów, ale to nam grozi - powiedział sternik "Kolejorza" podczas audycji "Sportowa Arena" na antenie "Radia Poznań".

Karol Klimczak nakreślił moment, w którym powrót do gry mógłby poskutkować mniejszymi reperkusjami. - Mam nadzieję, że w dającej się przewidzieć przyszłości, za miesiąc czy półtora zacznie wszystko wracać do normy. Wtedy może będziemy poobijani, także pod względem finansowym, lecz damy radę. Jeśli przerwa potrwa dłużej, np. do jesieni albo, jak niektórzy mówią, do wiosny, sytuacja będzie niesamowicie trudna. Już przecież słychać w jakich tarapatach mogą być kluby Bundesligi. Obserwujemy cały czas ile małych działalności i punktów usługowych jest zamkniętych.

Epidemia koronawirusa i związana z nią pauza w rozgrywkach generuje namacalne, wielomilionowe straty. - Żyjemy z usług. Sport to sprzedaż emocji, usług, rywalizacji. Płacą za to kibice, ale także nabywcy praw marketingowych i telewizyjnych. To dość proste do oszacowania. Przy takim zainteresowaniu, jakie budził np. mecz z Legią Warszawa, biorąc pod uwagę środki, które już wpłynęły, i których wpłynięcie było pewne, możemy dziś mówić o stracie 2 mln zł - zaznaczył Klimczak.

- Cała liga dostaje sygnały od sponsorów, bo nie mamy czego zaoferować rynkowi. Piłkarze nie rywalizują, nie pokazują koszulek, nie są emitowane spoty reklamowe. Nie ma za co nam płacić. Jesteśmy proszeni o wstrzymanie wystawiania faktur, gdyż nie realizujemy usług, za które mielibyśmy dostać wynagrodzenie. Firmy sponsorują kluby po to, by wzmacniać swoją markę, a my nie możemy tego teraz robić - wyjaśnił.

Klimczak uważa, że sprowadzanie problemów futbolu do pensji piłkarzy jest podejściem całkowicie niewłaściwym. - Być może kibice tego nie doceniają, ale tworzymy miejsca pracy. Piłka to także ważna gałąź gospodarki. To nie jest tylko kwestia kontraktów zawodników, ich obniżenia czy braku wypłaty. Przy organizacji każdego meczu wydajemy 250 tys. zł na zewnątrz, kupując różne usługi, przede wszystkim w małych lokalnych firmach. Teraz one nie dostają tych pieniędzy, bo nie możemy kupić usług, dlatego że sami ich nie sprzedajemy. Apeluję do kibiców, by wzięli pod uwagę, że inna jest perspektywa kogoś, kto sprzedaje nasiona traw, naprawia kosiarki, czy pracuje w ochronie i zarabia na życie podczas spotkań piłkarskich - oznajmił.

Czytaj także:
Koronawirus. Mickey van der Hart przez tydzień nie opuszczał mieszkania. "Polacy traktują sprawę bardzo poważnie"
"Już się tym waszym nie będzie chciało". Gest Kozakiewicza, załamany Stawowy, Cracovia odarta z marzeń we Wronkach

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Ciężka sytuacja klubów sportowych. "Ratunkiem może być wprowadzenie odpowiednich przepisów"

Źródło artykułu: