Grzegorz Lato: Wiadro lodu na głowę

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Grzegorz Lato
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Grzegorz Lato

- Wszystkim, którzy rozważają zmianę selekcjonera, proponuję wiadro lodu na głowę - mówi nam Grzegorz Lato. Król strzelców MŚ 1974 wieszczy reprezentacji Polski trudny rok, lecz pomysły o radykalnych zmianach uważa za absurdalne.

Grzegorz Lato ma na koncie 100 występów w seniorskiej reprezentacji Polski, w których zdobył 45 goli. Dwukrotnie wywalczył z nią 3. miejsce na mistrzostwach świata, a na mundialu w RFN w 1974 roku uzbierał siedem bramek i został królem strzelców. Z kadrą olimpijską świętował złoto na igrzyskach w Monachium w 1972 roku i srebro w Montrealu cztery lata później.

Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Jaki to był rok dla polskiego futbolu?

Grzegorz Lato: Trudno oceniać, bo awans na mistrzostwa Europy wywalczyliśmy już wcześniej, ale nie będę krytykował. Czekamy na turniej finałowy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol! Ręce same składały się do oklasków

Awans jest, jednak styl gry reprezentacji nie zachwyca.

Zwycięzców się nie sądzi, mówi się nawet, że oni nie podlegają krytyce. Nie jesteśmy potentatami. Zajmujemy określone miejsce w tej drabince. Popatrzmy tylko na naszą ligę. Nie mamy klubu w Lidze Mistrzów, w Lidze Europy też pojawiamy się sporadycznie. Lech Poznań ostatnio akurat awansował, ale faza grupowa okazała się dla niego dużą porażką. To też się przekłada na sytuację reprezentacji.

Kadra nie ma skąd czerpać świeżej krwi?

Nasze kluby sprzedają wszystko, co mają najlepsze, a ściągają w to miejsce kiepskiej jakości obcokrajowców. Potem juniorzy, którzy mogliby szerzej wchodzić do składów, giną w tłoku. Kiedyś, w najlepszych czasach mieliśmy mocną ligę, bo wielu świetnych zawodników w niej zostawało.

Mamy awans, jedziemy na mistrzostwa Europy, ale optymizmu wokół kadry brakuje. Sądzi pan, że uda się go wzniecić przed startem turnieju?

Myślę, że siłą rzeczy, im bliżej będzie turnieju, tym entuzjazm zacznie rosnąć. Tak jest zawsze. Gdy nadchodzi wielka impreza, a Polacy biorą w niej udział, oczekiwania są murowane. Za tym pójdzie też atmosfera, która przed samymi mistrzostwami Europy powinna się poprawić.

Za nami losowanie kwalifikacji mistrzostw świata. Anglia, Węgry, Albania, Andora i San Marino - jak pan ocenia ten zestaw rywali?

Bezpośrednio awansuje tylko jeden zespół, więc na pewno nie można powiedzieć, że czeka nas łatwe zadanie. Sama grupa też jest ciężka. Anglicy zawsze sprawiali nam kłopoty, wygraliśmy z nimi raptem jeden mecz. To oni będą głównym faworytem do 1. miejsca, na Węgrów też trzeba uważać.

Nie brakuje głosów, że cel minimum to 2. miejsce. Pan się z nimi zgadza?

To mi się akurat całkowicie nie podoba. Gdy sam byłem zawodnikiem, nigdy nie przyświecało mi myślenie, że 1. miejsce można właściwie odpuścić, a głównym celem będą baraże. To wygląda jak poddanie się. Powalczmy z Anglikami, zobaczymy, ile ugramy. Mówienie od razu, że nie ma szans i podniesienie rąk do góry, to fatalne podejście. W 1973 roku jedyny raz pokonaliśmy tego rywala, u siebie zwyciężyliśmy 2:0, a na wyjeździe był remis 1:1. Jeśli nasz zespół będzie dobrze przygotowany i w wysokiej formie, to kto wie, co się wydarzy. Bardzo ważne, żebyśmy regularnie punktowali ze słabszymi przeciwnikami. Albańczyków też bym nie lekceważył, tu jednak musi być sześć punktów w dwumeczu, o Andorze i San Marino już nie wspominając.

Eliminacje zaczniemy w marcu od wyjazdu na Węgry. Potem gramy u siebie z Andorą i na wyjeździe z Anglikami. Ile punktów musi zdobyć reprezentacja, żeby Jerzy Brzęczek zyskał święty spokój przed mistrzostwami Europy?

Trochę wróżymy z fusów, bo nie wiemy, jaka będzie sytuacja za trzy miesiące. Porozmawiajmy, gdy ruszy runda wiosenna w ekstraklasie, a później selekcjoner roześle powołania na mecze. Dzisiaj niczego nie przewidzimy, bo nie wiadomo na przykład, kto wypadnie z powodu kontuzji. Jeśli chodzi o ten spokój, Jerzy Brzęczek nie będzie go mieć nigdy. Takie jest życie na jego stanowisku.

Jakie ma pan oczekiwania, jeśli chodzi o nasz występ na mistrzostwach Europy?

Powiem jedno: grupę mamy straszną. Hiszpania i Szwecja to niesamowicie niewygodni rywale, którzy w dodatku nigdy nam nie leżeli. Na początek zagramy ze Słowacją. To kluczowy mecz. Jeśli go wygramy, można będzie powalczyć o coś konkretnego.

Może jeszcze dojść do zmiany selekcjonera przed Euro, czy to już wykluczone?

Wszystkim, którzy rozważają taki scenariusz, proponuję wiadro lodu na głowę. Jerzy Brzęczek wprowadził tę kadrę na turniej, więc dajmy mu dokończyć zadanie. Kogo niby mielibyśmy za niego wziąć? Zasada jest prosta: selekcjoner zrobił awans i to on powinien tam pojechać. Oceniać go będziemy później. Latem są wybory prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, będzie nowy zarząd i on zdecyduje o przyszłości trenera reprezentacji. Skoro pan pyta o zmianę, to ja też mam pytanie: czy Brzęczek miał wyniki?

W eliminacjach Euro tak, w Lidze Narodów już niekoniecznie. I cały czas wracamy do stylu...

Ale to są rozgrywki o mniejszym znaczeniu. Mistrzostwa Europy mają zupełnie inną rangę, tak samo eliminacje.

Czego pan życzy selekcjonerowi w nowym roku?

Przede wszystkim, żeby uderzył pięścią w stół i zakomunikował piłkarzom, że jeśli zgrupowanie zaczyna się danego dnia, to wszyscy właśnie wtedy na nie przyjeżdżają. Mówiłem o tym już wcześniej. Nie ma wymówek, że trzeba nagrać reklamę, albo załatwiać inne sprawy. To można zrobić poza zgrupowaniem.

A pod względem sportowym?

Zarówno drużynie, jak i samemu Brzęczkowi życzę sukcesu na Euro - takiego, żeby kibice mieli dobry powód, by powoli zapominać o kadrze Kazimierza Górskiego czy Antoniego Piechniczka. Robert Lewandowski z klubem wygrał już wszystko, lecz wciąż brakuje mu czegoś wielkiego z reprezentacją. Życzę mu, by jako kapitan w końcu się tego doczekał.

Zostawmy tematy reprezentacyjne. Jesienią po raz pierwszy od kilku lat mieliśmy drużynę w fazie grupowej Ligi Europy. Początek w wykonaniu Lecha Poznań był dobry, ale końcówka już bardzo słaba. Do tego dochodzi sprawa nieszczęsnego wyboru składu na wyjazdowe spotkanie z Benficą Lizbona. Jak pan to odebrał?

O składzie decyduje trener Dariusz Żuraw i do niego trzeba z tym pójść. Dla mnie o wiele większym problemem była porażka w Liege po golu w ostatniej minucie. Lech pogrzebał wtedy szanse na awans.

Kiedy polska piłka klubowa będzie wreszcie gotowa, by pokazać się w Europie?

Mamy wspaniałą młodzież, którą hurtem sprzedajemy do zagranicznych klubów, a w to miejsce ściągany jest często siódmy sort obcokrajowców. Cały czas wracam do starszych czasów, gdy kluby zatrzymywały wychowanków, a oni grali i stanowili o sile ligi. Mam wrażenie, że teraz wszyscy chcieliby funkcjonować jak najtańszym kosztem.

Gdy jednak przychodzi oferta powyżej 10 mln euro za Jakuba Modera, trudno się jej oprzeć.

Trzeba podpisywać z zawodnikami dłuższe umowy. Wtedy nie będzie konieczności ich szybkiego sprzedawania i da się zarobić, nawet gdy pograją w Polsce dłużej. Wytworzył się klimat, w którym nikt tego minimalistycznego podejścia nie krytykuje.

Da się odwrócić ten trend?

Nie wiem, ale mam wątpliwości. To nie jest niestety tylko nasz problem. Rozkupowane są też ligi czeska, słowacka, czy węgierska.

Czytaj także:
Lech Poznań stracił legendę. Eugeniusz Głoziński - człowiek instytucja, któremu ufano bardziej niż trenerom
Nieprawdopodobna historia Mateusza Kuzimskiego. Od pracy przy obróbce warzyw do bramek w PKO Ekstraklasie

Źródło artykułu: