To były trudne tygodnie dla Marco Mancosu. Kapitan US Lecce walczy z klubem o awans do Serie A. Ma ogromny wpływ na zespół. Strzelił 8 goli i zaliczył 9 asyst. To jednak nie jedyna walka, jaką w ostatnim czasie stoczył 32-letni napastnik. W marcu przeszedł operację usunięcia nowotworowego guza.
Klub ogłosił wtedy, że Mancosu przeszedł atak wyrostka robaczkowego. Jego przerwa w treningach trwała dwa tygodnie. Gdy wrócił już do gry, wyznał, że to nie wycięcie wyrostka było powodem jego nieobecności. O wszystkim napisał w mediach społecznościowych.
Jego wpis chwyta za serce. "Widziałem świat, o którym nigdy nie myślałem, że będę widzieć. Widziałem przerażenie w oczach moich bliskich. Żona z tego samego powodu latem zeszłego roku straciła ojca. Bałem się, że nie będę mógł patrzeć, jak dorasta moja córka. W szpitalu nie ma znaczenia czy jesteś prawnikiem, piłkarzem czy prezydentem. Wszyscy jesteśmy tacy sami i wszyscy mamy do czynienia z czymś, czego nie możemy kontrolować" - napisał Mancosu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się wydarzyło? Chciał tylko wybić piłkę rywalowi
Lekarze powiedzieli mu, że to dla niego koniec sezonu. Jednak po dwóch tygodniach wrócił do treningów. "Po miesiącu miałem wrócić do szpitala, by sprawdzić, czy potrzebuję chemioterapii. Jeszcze tego nie zrobiłem, gdyż chcę robić to, co kocham najbardziej na świecie, czyli grać w piłkę" - dodał.
Mancosu zaczął też przepraszać tych, których okłamał mówiąc o stanie swojego zdrowia. "Nie czułem się gotowy. Postanowiłem o tym mówić dopiero teraz. Przepraszam tych, których okłamałem, aby ukryć prawdziwy powód" - napisał.
Piłkarz otrzymał wielkie wsparcie od kibiców US Lecce, którzy życzą mu szybkiego powrotu do pełni zdrowia i ostatecznego zwycięstwa nad chorobą.
Czytaj także:
Gdzie zagra Bogusz? Te trzy polskie kluby są zainteresowane graczem Leeds
Dwóch piłkarzy skreślonych w Lechu Poznań. Wiemy co z gwiazdami zespołu