Jagiellonia Białystok pokonała 1:0 (0:0) Lech Poznań w meczu 9. kolejki PKO Ekstraklasy. Dzięki temu udało się jej przerwać serię sześciu spotkań bez wygranej i znowu złapać kontakt z ligową czołówką. Kapitan Taras Romanczuk nie krył zadowolenia z innej kwestii. - Pokazaliśmy, że jesteśmy zespołem - zaznaczył.
- Walczyliśmy na boisku o każdą piłkę, by przeciwnik nie mógł stworzyć zagrożenia pod bramką. Oczywiście mieli jakieś okazje, ale to przecież mocny zespół i grał dobrą piłkę. Zdecydował jednak charakter. Wychodziliśmy z nastawieniem aby zagrać na zero z tyłu i wierzyliśmy, że jeśli to się uda to wygramy. Mieliśmy też swoje sytuacje i jedną wykorzystaliśmy - dodał 29-latek.
Romanczuk miał niebagatelną rolę w przełamaniu Jagiellonii i nie chodzi tylko o bardzo dobry występ na boisku. Swoje zrobił także w szatni, a podczas konferencji prasowej mocno zaznaczył to trener Ireneusz Mamrot. - On cały czas podkreślał przez te ostatnie 2-3 dni, że Lech nie wygrał dawno na tym stadionie. Ciągle o tym przypominał i ta wiara w zwycięstwo była u każdej osoby w drużynie - powiedział.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski czasem się myli. Tak przegrał z Muellerem!
Sam Romanczuk zachowywał dużą skromność po meczu. Nie szczędził pochwał kolegom, docenił także rywali. - Trzeba być szczerym, że mieliśmy też szczęście. W ostatnich meczach nam go brakowało, traciliśmy głupie bramki, więc tym razem to nam sprzyjało. Nie można jednak odbierać chłopakom tego, że zrobili kawał dobrej roboty - zauważył.
- To był dla nas najlepszy rywal na przełamanie. Przed meczem byliśmy "skasowani", zakładano że dostaniemy 0:2 czy 0:3. To wszystko też jakoś nas podbudowało. Przede wszystkim wyszliśmy jednak na boisko z myślą, by nie grać pięknie. Tak przecież było w drugich połowach z Cracovią czy Wartą Poznań i co z tego? Nie wygrywaliśmy. Tym razem skupiliśmy się więc na organizacji gry, szczególnie w drugiej połowie przy 1:0 aż miło się patrzyło - podsumował pomocnik Jagiellonii.