To, co zrobili Rosjanie, nie mieści się w głowie. "Przerażające"

PAP/EPA /  EPA/SERGEI ILNITSKY  / Na zdjęciu: zniszczenia w Mariupolu
PAP/EPA / EPA/SERGEI ILNITSKY / Na zdjęciu: zniszczenia w Mariupolu

- Największemu wrogowi nie życzę, żeby znalazł się w takiej sytuacji. Pamiętam to do dziś. Spadające bomby obudziły nas o 5 rano - mówi nam Artem Bondarenko, piłkarz Szachtara Donieck.

21-letni Artem Bondarenko mówił i łamał mu się głos. Jest zawodnikiem Szachtara Donieck, ale w poprzednim sezonie występował na wypożyczeniu w FK Mariupol. A przecież Mariupol to miasto, które w zasadzie już nie istnieje. Zostało w znacznej części zniszczone przez Rosjan.

- Przerażający widok. To było kwitnące i piękne miasto, a teraz jest praktycznie zrównane z ziemią. Spędziłem tam ostatni rok i bardzo boli mnie ta sytuacja - powiedział Bondarenko.

- Każdy przeżywa tę sytuację po swojemu. Niektórzy nasi zawodnicy zostali w Kijowie, pomagają jako wolontariat, inni zaś są żołnierzami. Przyjmujemy też uchodźców na zachodniej Ukrainie, wykorzystujemy swoje kontakty międzynarodowe, by pomóc jak tylko się da - dodał zawodnik Szachtara.

Obudziły go bomby

24 lutego w Ukrainie rozpoczął się prawdziwy koszmar. To wtedy rosyjskie wojska po raz pierwszy otworzyły ogień. - Pamiętam to do dziś. Obudziliśmy się o 5 rano. Dziewczyna mnie szturchnęła ze słowami "wstawaj, zaczęła się wojna". Natychmiast słychać było dźwięki wybuchających bomb, strzałów. Trudno opisać, co wtedy czułem. Nawet do najgorszej sytuacji da się przyzwyczaić, ale nie życzę nikomu, nawet największemu wrogowi, by przeżył coś takiego - wspomina Bondarenko.

Wtedy wszystko, łącznie z piłką nożną, zeszło na dalszy plan. - Po wybuchu wojny wszyscy rozjechali się do swoich miast. Przez 35-40 dni nie było żadnych treningów. Chowaliśmy się w piwnicach w oczekiwaniu na koniec bombardowania - mówi nasz rozmówca.

A dodajmy, że Szachtar od 2014 roku nie może grać w Doniecku. Od momentu wybuchu wojny w Donbasie swoją bazę treningową ma w Swiatoszynie na obrzeżach Kijowa. Podczas inwazji bomby uderzyły w boisko treningowe i pomieszczenie ze sprzętem.

Zagrają dla pokoju

W czwartek o godz. 19.30 Szachtar zagra towarzyski mecz z Lechią Gdańsk.

- Szachtar to drużyna, która jako jedna z pierwszych ucierpiała na skutek inwazji. Teraz jest niejako na wygnaniu. Nie może grać na swoim stadionie, a w zasadzie nie może grać w ogóle, bo rozgrywki zostały wstrzymane - mówi wiceprezes Lechii Michał Hałaczkiewicz.

To będzie drugie spotkanie Szachtara po wybuchu wojny. Parę dni temu przegrał 0:1 z Olympiakosem, choć nie wynik był najważniejszy.

Mecz odbędzie się w miejscu wyjątkowym. - Lechia powstała w 1945 roku, gdy miasto było kompletnie zniszczone w wyniku działań wojennych. Niedaleko stąd znajduje się Westerplatte, dla wielu z nas symbol. Nie tyle rozpoczęcia wojny, co bohaterskiej i heroicznej walki obrońców tego miejsca - podkreśla Hałaczkiewicz.

Przed południem informowano o sprzedaniu ośmiu tysięcy biletów na czwartkowy mecz. Celem było zebranie przynajmniej 100 tys. złotych i już teraz wiadomo, że się to udało. Środki zostaną przekazane na pomoc Ukraińcom, którzy uciekli do Gdańska, a także na odbudowanie kraju. - Bilety kosztują dziesięć złotych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wpłacić więcej - dodała prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz.

CZYTAJ TAKŻE:
Ujawniono szczegóły rozmów Lewandowskiego z Bayernem. "Robert był zły"
"Duża dawka energii w dalszej walce". Kucharski przekazał nowe informacje ws. swojego zdrowia