Większość kibiców Barcelony z rozrzewnieniem wspomina lata 2008-2012, gdy Pep Guardiola pełnił funkcję trenera Dumy Katalonii. To była bezdyskusyjnie jedna z najlepszych drużyn w historii europejskiego futbolu, przez kilka sezonów "Duma Katalonii" triumfowała we wszystkich możliwych rozgrywkach, w tym dwukrotnie w Lidze Mistrzów.
Hiszpan z pewnością pamięta zwycięski finał edycji 2010/11 z Manchesterem United (3:1). Wtedy wydawało się, że będzie seryjnie wygrywał Champions League. Na kolejny triumf w najważniejszych klubowych rozgrywkach czeka jednak do dziś - 11 długich lat. Po odejściu z Barcelony szukał nowych wyzwań, pracował z wielkimi piłkarzami, ale do finału dotarł tylko raz, przed rokiem.
Półfinał nie do przeskoczenia
Guardiola miał za sobą bogatą karierę piłkarską i dodatkowo zaczął z wysokiego C pracę w roli trenera, więc miał w rękach wiele argumentów przy negocjacjach z zainteresowanymi klubami. Po rocznym urlopie w Nowym Jorku postanowił wrócić do zawodu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gość ma niezłą parę w rękach! To rekord świata?
Przed sezonem 2013/14 związał się z Bayernem. Przenosiny do Monachium były karkołomnym wyzwaniem. Zwłaszcza że były opiekun Barcelony przejął schedę po Juppie Heynckesie, który poprowadził zespół do zwycięstwa w Lidze Mistrzów i przeszedł a emeryturę. Później też w szatni nastąpiła wymiana pokoleniowa. Cel był jeden: obrona tytułu.
Bawarczycy nie podjęli zbyt dużego ryzyka, stawiając na utytułowanego Guardiolę. Wydawało się, że on jest gwarantem kolejnych sukcesów. Jego podopieczni seryjnie zdobywali tytuły mistrzowskie na krajowym podwórku, ale problemy pojawiały się na europejskich arenach.
W swoim pierwszym sezonie szkoleniowiec dotarł aż do półfinału Ligi Mistrzów, gdzie został upokorzony przez Real Madryt (0:5 w dwumeczu). Sytuacja powtórzyła się w kolejnej edycji. Tym razem Bayern walczył o awans do finału z Barceloną i przegrał łącznie 3:5. Nie pomógł nawet Robert Lewandowski, który trafił na Allianz Arena latem 2014 roku.
Rodacy stali się prawdziwą zmorą Guardioli. W sezonie 2015/16 Bayern po raz trzeci z rzędu grał w półfinale i odpadł, tym razem z Atletico (2:2). Zadecydowała zniesiona już zasada o golach strzelonych na wyjeździe.
O krok od pucharu
Nie wystarczyły trzy kolejne mistrzostwa Niemiec. Guardiola opuszczał Bayern ze sporym poczuciem niedosytu. Zresztą już kilka miesięcy przed wygaśnięciem umowy było wiadomo, że zmieni otoczenie. Szejkowie z Man City zaproponowali mu bajeczne warunki w Manchesterze City.
Guardiola wraz z Txikim Begiristainem przeprowadził rewolucję na Etihad Stadium. Obaj świetnie znali się z czasów wspólnej pracy w Barcelonie. Kierownictwo klubu nie szczędziło pieniędzy na transfery. Nowy menedżer szybko zaczął odnosić sukcesy na Wyspach Brytyjskich. Przez pięć lat wygrał trzy razy Premier League i jest na dobrej drodze do zdobycia czwartego mistrzostwa.
Ale znowu - ekipa Guardioli zawodzi w europejskich pucharach. Pierwsze podejście zakończyło się klęską w 1/8 finału z AS Monaco (5:3 i 1:3) Kamila Glika. W następnych latach "The Citizens" nie potrafili przebrnąć przez ćwierćfinał. Anglicy przegrywali kolejno z Liverpoolem (1:5 w dwumeczu), Tottenhamem Hotspur (4:4), a nawet Olympique Lyon (1:3).
W poprzednim sezonie 51-latek miał puchar na wyciągnięcie ręki. Jego Manchester City nie przegrał ani jednego meczu w grupie i szedł jak burza w fazie pucharowej. Mistrzowie Anglii wyeliminowali Borussię M'glabach, Borussię Dortmund i Paris Saint-Germain.
W finale doszło do starcia angielskich drużyn. Na Estadio do Dragao niepokonany Man City musiał uznać wyższość Chelsea (0:1). Guardiola po 10 latach przerwy znów był w finale Ligi Mistrzów, ale to nawet nie był plan minimum dla drużyny zbudowanej za ponad miliard euro. Porażka była ogromnym ciosem dla menedżera.
W bieżącej edycji Manchester City zaliczał potknięcia, choć nadal ma szanse na końcowy triumf. W półfinale Guardiola ponownie jednak wpadł na Real Madryt, a o jego złej serii z hiszpańskimi rywalami już wspomnieliśmy. Przed meczem szkoleniowiec próbował zdjąć presję ze swoich zawodników.
- Gdybyśmy mieli rywalizować z historią Realu, to nie mielibyśmy żadnych szans. Dziesięć lat temu nie było nas w tym miejscu. Powtarzam piłkarzom, żeby cieszyli się chwilą. To zaszczyt, że możemy grać w półfinale Ligi Mistrzów. Musimy rozegrać dwa rewelacyjne spotkania, aby awansować do finału - tłumaczył na konferencji.
Niedawno Guardiola zadeklarował, że chce zostać w Manchesterze tak długo, jak to będzie możliwe. Porażka z Realem może jednak poważnie wpłynąć na jego pozycję w klubie. Pierwszy mecz zaplanowano na wtorek (26 kwietnia), natomiast rewanż odbędzie się za tydzień (4 maja).
Rafał Szymański, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Koniec marzeń Lewandowskiego. Benzema pewnym krokiem zmierza po Złotą Piłkę
Gwiazda PSG szczerze o sytuacji w klubie. "Brodziliśmy w g***ie"