Od kilku miesięcy 14 stycznia był zaznaczony na czerwono w kadrowych kalendarzach. Biało-Czerwonym nie dopisało szczęście w trakcie losowania, trafili na mistrzów olimpijskich Francuzów i mocnych Słoweńców zamiast na np. europejskiego średniaka czy przeciętną drużynę z innych kontynentów. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że zwłaszcza od rywalizacji ze Słowenią będą zależała przyszłość reprezentacji i jej odbiór wśród kibiców.
Biało-Czerwoni zapewnili mnóstwo emocji na starcie mistrzostw, przy fenomenalnym wsparciu z trybun przez cały mecz naciskali mistrzów olimpijskich Francuzów. - Momentami nie byłem w stanie nic powiedzieć Szymonowi Sićce, który stał obok mnie - mówił środkowy Michał Olejniczak.
Zdecydowały niuanse, wszyscy jak jeden mąż twierdzą, że zaważył krótki przestój w okolicach 50. minuty. Polacy stracili dwie bramki w grze w przewadze i nie odrobili już strat. Porażka 24:26 z Francuzami w meczu otwarcia sprawiła, że ziścił się przewidywany scenariusz. Wprawdzie Polacy wyszli na boisko z ogromną wolą zwycięstwa, ale przed turniejem brak punktów ze światową potęgą był wkalkulowany do rozrachunku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: treningi z nią dałyby popalić! Polska dziennikarka w formie
- Teraz to my musimy, a nie możemy. Zacznie się gra pod presją. Z Francuzami mogliśmy jeszcze zagrać na fantazji, licząc, że publiczność nas poniesie i sprawimy niespodziankę - skomentował po meczu z Francją Tomasz Gębala.
Potyczka ze Słowenią będzie - nie ma co ukrywać - spotkaniem o przyszłość tej kadry. Projekt trenera Patryka Rombla przechodzi weryfikację po czterech latach pracy, selekcjoner dostał duży kredyt zaufania, stworzył autorski zespół, stale robiący postępy. Na ocenę jego kadencji zaważy jednak drugi mecz MŚ 2023.
Jeśli nie uda się przynajmniej zdobyć punktu, to cel Polaków będzie właściwie poza zasięgiem. W II rundzie musiałoby dojść do szczęśliwego zbiegu okoliczności, bowiem wszyscy uczestnicy tej fazy zabiorą ze sobą punkty z poprzednich spotkań. Dwie porażki oznaczałyby, że Polacy już na wstępie mieliby dużą stratę do Hiszpanii, Francji i Słowenii. Zwycięstwo pozwoli wskoczyć na kurs do ćwierćfinału. Wprawdzie potem trzeba jeszcze pokonać w Katowicach Arabię Saudyjską, ale rywal z Bliskiego Wschodu odstaje od Europejczyków.
Na niekorzyść Polaków przemawiają statystyki, ale... nie do końca. W trakcie czteroletniej pracy Rombla tylko raz pokonali zespół z europejskiej czołówki. Byli to... Słoweńcy w maju 2021 roku. Dla kadry był to przełomowy występ - promyk nadziei na przyszłość. Teraz w najważniejszym spotkaniu czterolecia - potrzeba kolejnego przełomu. - Przestały nas zadowalać ładne porażki - skwitował Arkadiusz Moryto po inauguracji.
To będzie jednak zupełnie inna Słowenia niż jeszcze 1,5 roku temu. Nowy trener Uros Zorman - tak dobrze znający polskie realia (lata występów w kieleckich barwach) - odświeżył reprezentację, wprowadził dużo nowych twarzy. Zawodnicy zmęczeni kadencją Ljubo Vranjesa odzyskali radość ze zgrupowań. Wprawdzie w eliminacjach przegrali z Serbami, ale mogli liczyć na przychylność IHF i dziką kartę do MŚ 2023.
Słoweńcy chcą zerwać z łatką wiecznego niespełnionego czarnego konia turnieju. Trzeba to napisać wprost - ich siła rażenia jest nawet większa niż Polaków. Rewelacyjni środkowi napędzają grę (Dean Bombac, Domen Makuc, Rok Ovnicek i odkrycie ostatnich miesięcy Aleks Vlah), na skrzydle biega europejska gwiazda (Blaż Janc), każda pozycja jest solidnie obsadzona. Dla nich to także praktycznie mecz o wszystko, z tą różnicą, że w perspektywie mają jeszcze starcie z Francją.
Całe szczęście, że po polskiej stronie obyło się bez strat, a po inauguracji miny były nietęgi. Upadek Michała Olejniczaka wprowadził sporo niepokoju, skończyło się na mocnym stłuczeniu śródręcza. Jeden z liderów kadry znowu zaciśnie zęby - z Francuzami przyjął końską dawkę środków przeciwbólowych i nie dawał po sobie poznać, że kilka dni wcześniej uraz stawu skokowego praktycznie uniemożliwiał mu chodzenie. Teraz nie ma mowy od odpuszczaniu, przed nim i jego kolegami najważniejszy mecz tego czterolecia.