W fazie grupowej Kornecki przegrał rywalizację o miejsce między słupkami z Adamem Morawskim i Jakubem Skrzyniarzem. Żaden z nich nie błysnął, ale trzeba uczciwie przyznać, że obrona Biało-Czerwonych nie ułatwiała im zadania.
- Nie miałem nic do udowodnienia, taka była decyzja sztabu, zaakceptowałem ją, ale ja patrzę na siebie, w każdym meczu chcę zagrać najlepiej, jak mogę i tym razem też tak do tego podszedłem - powiedział dla WP SportoweFakty Mateusz Kornecki i dodał: - Trzy mecze obejrzałem z trybun, więc wystarczająco naoglądałem się chłopaków. Podświadomie zawsze jest żal, gdy zawodnik nie znajduje się na boisku, dostałem swoją szansę i chciałem pokazać się z najlepszej strony.
28-latek odbił siedem piłek, jego parady były szczególnie ważne w pierwszej połowie, gdy Hiszpanie starali się zrobić wszystko, by zbudować przewagę. Obrony Korneckiego wprowadzały dużo spokoju w grę Biało-Czerwonych. Niestety w drugiej połowie Polacy zanotowali spory przestój - w piętnaście minut rzucili zaledwie dwie bramki, a Gonzalo Perez de Vargas próbował im wybić walkę z głów. - Było kilka takich fragmentów niemocy, przestoje, karne, które oni zdobywali, a my nie. To są niuanse składające się na całość i decydujące o końcowym wyniku - stwierdził zawodnik.
ZOBACZ WIDEO: Odważna kreacja Ewy Brodnickiej. "Szalejesz"
Polacy kolejny raz udowodnili, że potrafią grać z Hiszpanami jak równy z równym - nie potrafią jednak postawić kropki nad "i". - Znów prowadziliśmy wyrównany pojedynek, ale znów przegraliśmy. Szkoda, bo to był bardzo dobry moment, by pokonać Hiszpanów. To bardzo utytułowany zespół, ale my zawsze mierzymy wysoko.
Kornecki podziękował też fanom. - Dla każdego zawodnika marzeniem jest być w reprezentacji i rozgrywać spotkania mistrzowskie przed własną publicznością. Jestem wdzięczny kibicom, bo mimo że nie zawsze nam idzie, oni cały czas nas wspierają.