Choć w 50. minucie Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski przegrywała z Górnikiem Zabrze 19:24, podopiecznym Kima Rasmussena udało się doprowadzić do remisu 25:25 i serii rzutów karnych. Tę biało-czerwoni rozstrzygnęli na swoją korzyść i w rywalizacji o 3. miejsce prowadzą 1-0.
- Totalnie nie mam pojęcia, jak ten mecz wygraliśmy. Tak jak trener powiedział, był to cud. Nic się nie układało, wyglądało to w ataku fatalnie. Moim zdaniem był to jeden z naszych najgorszych meczów w ataku w tym sezonie - powiedział bez ogródek Kamil Adamski.
ZOBACZ WIDEO: Anita Włodarczyk zaskoczyła internautów. Takiego ćwiczenia nie widzieli
Reprezentant Polski podkreślił, że po Górniku Zabrze widać było, że to zespół bardziej doświadczony w grze o dużą stawkę. Zgodził się ze stwierdzeniem, że wtorkowe spotkanie było znacznie trudniejsze niż mecze w rundzie zasadniczej. Wtedy ostrowianom w ataku udawało się dużo więcej.
- Można powiedzieć, że wszystko szło jak krew z nosa. Głupie decyzje, brak płynności gry, rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Momentami sami nie wiedzieliśmy, co robimy. I wychodzimy ze zwycięstwem z takiego meczu. Coś niesamowitego - skomentował.
Drugi mecz odbędzie się w poniedziałek, 3 czerwca o godz. 20:30 w Zabrzu. W przypadku wygranej, zawodnicy Rebud KPR Ostrovia zapewnią sobie pierwsze w historii miejsce na podium Orlen Superligi mężczyzn.
- Wiadomo, nie możemy teraz popadać w hurraoptymizm, bo robota nie jest skończona. Jedziemy do Zabrza, mamy na pewno przewagę psychologiczną, bo Górnik zagrał fenomenalny mecz, a nie wywieźli stąd zwycięstwa. Mam nadzieję, że skończymy tę rywalizację tam. A jeżeli nie, to u siebie jesteśmy bardzo mocni - zakończył Kamil Adamski.