Orlen Wisła udanie inauguruje nowy sezon Ligi Mistrzów. Dramaturgii na Węgrzech nie brakowało

Materiały prasowe / Orlen Superliga / Wybrzeże Gdańsk / Na zdjęciu: Przemysław Krajewski (Orlen Wisła Płock)
Materiały prasowe / Orlen Superliga / Wybrzeże Gdańsk / Na zdjęciu: Przemysław Krajewski (Orlen Wisła Płock)

Orlen Wisła Płock z przytupem rozpoczęła nowy sezon Ligi Mistrzów. Spotkanie na Węgrzech miało ogromną dramaturgię, ale mistrzowie Polski dowieźli zwycięstwo do końca. Bohaterem "Nafciarzy” został Melvyn Richardson, który popisał się aż 12 bramkami.

Orlen Wisła Płock w czwartek otworzyła nowy sezon Ligi Mistrzów. Z dużymi ambicjami, celami sięgającymi turnieju Final Four i nowymi nabytkami, które mają pozwolić mistrzom Polski walczyć z najlepszymi w Europie. A przecież tacy właśnie grają w Lidze Mistrzów.

Pierwszym przeciwnikiem był węgierski OTP Bank-Pick Szeged, a zatem zespół, który już od wielu lat walczy na europejskich parkietach. Być może bez większych sukcesów, ale to drużyna, z którą nie ma łatwych pojedynków. Bije od nich solidność. Zwycięstwo na start w gorącej węgierskiej hali byłoby sukcesem dla "Nafciarzy", a zarazem pokazaniem, że to nie tylko górnolotne słowa o awansie do Final Four, ale faktyczne pokazanie tego na parkiecie.

ZOBACZ WIDEO: Dostaje 8,5 tys. zł emerytury. Wyjawia, jak na to zapracował

Początek nie był łatwy, bo Pick od pierwszej minuty pokazywał, że tu łatwej gry nie będzie i prowadził po sześciu minutach 5:3. Co jednak mogło cieszyć płockich kibiców, to postawa Melvyna  Richardsona, który przyszedł do Wisły, żeby być gwiazdą - i od samego początku nią był. Faktycznie, gdy pojawiał się trudniejszy moment, piłka trafiała właśnie do niego, a on już wiedział, co zrobić.

To przełożyło się na to, że "Nafciarze" szybko odrobili straty i doprowadzili do remisu. Taki też rezultat widniał po pierwszym kwadransie - 8:8. Oprócz Richardsona świetnie wyglądał też inny nowy zawodnik Wisły, a więc Siergiej Kosorotow, który gdy odpalał swoje petardy zza dziewiątego metra, nie pozostawiał szans bramkarzowi Picku Rolandowi Miklerowi.

Trzeba jednak oddać gospodarzom, że mieli jasny plan na to spotkanie. Dużo krzywdy mistrzom Polski robili skrzydłowi, na których kończyła się większość akcji Picku. A gdy Mario Sostarić czy Sebastian Frimmel otrzymywali piłkę, zazwyczaj kończyło się to bramką. Wisła miała problem z szybką grą Węgrów, bo nawet po zdobytej bramce rywale błyskawicznie wznawiali i wypracowywali sobie dobre okazje w prosty sposób.

W końcówce pierwszej połowy to jednak Wisła wyszła na niewielkie prowadzenie. Uzyskała nawet dwa trafienia różnicy, co przy tak wyrównanym spotkaniu miało znaczenie. Wszystko jednak zostało zaprzepaszczone w ostatnich dwóch minutach, gdy Pick odrobił straty i doprowadził do remisu 16:16. Bez wątpienia bohaterem pierwszej części gry był Melvyn Richardson, który zdobył 6 bramek i był prawdziwym liderem. Warto wspomnieć, że Xavier Sabate zdecydował się na ciekawy manewr - na prawym skrzydle ustawił praworęcznego Przemysława Krajewskiego. Było to duże utrudnienie dla doświadczonego Polaka, ale mimo to zdołał dwukrotnie pokonać Miklera.

W drugiej połowie Hiszpan już nie kombinował i wpuścił na tę pozycję Michała Daszka. Ale to nikt inny jak Melvyn Richardson otworzył drugą część spotkania i pociągnął za sobą całą drużynę, która ponownie wypracowała sobie dwa trafienia przewagi i prowadziła po czterdziestu minutach 22:20, mimo że w bramce rozkręcał się Tobias Thullin.

Pick konsekwentnie punktował Wisłę swoimi szybkimi atakami. Trzeba przyznać, że defensywa "Nafciarzy" przeciwko atakowi pozycyjnemu była naprawdę bardzo dobra. Węgrzy mieli problemy, dlatego uciekali się do szybkich rozwiązań, które działały im perfekcyjnie, a Xavier Sabate nie miał na to lekarstwa. Co jednak mogło cieszyć Hiszpana - Wisła wciąż szła cios za cios z Pickiem i to ona miała już trzy bramki przewagi przed ostatnimi dziesięcioma minutami.

W końcówce prawdziwymi bohaterami, obok oczywiście Melvyna Richardsona, byli także inni rozgrywający. Mitja Janc czy Gergo Fazekas to zawodnicy, którzy całe spotkanie ciężko pracowali na środku rozegrania. Nie można zapomnieć również o obrotowym Abelu Serdio. Hiszpan dostawał naprawdę mnóstwo piłek - nie wszystko kończył, ale swoje dołożył. A przede wszystkim sprawiał, że defensywa Picku była mocno rozchwiana.

Na pięć minut przed końcem to wciąż Wisła była na prowadzeniu. Tyle tylko, że miała już tylko jedną bramkę przewagi. Wtedy za to swoje dołożyli skrzydłowi - Michał Daszek i Lovro Mihić. Ale to i tak nie przełożyło się na spokojną końcówkę. Na pięćdziesiąt sekund przed końcową syreną na tablicy wyników było 34:33. Na szczęście to mistrzowie Polski mieli piłkę.

Doszło jednak do niemałej dramaturgii w tym okresie. Najpierw sędziowie przez dłuższy czas analizowali sytuację, w której Borut Mackovsek faulował jednego z rozgrywających Wisły, a chwilę później blisko przewinienia w ataku był Melvyn Richardson. Ostatecznie jednak "Nafciarze" dowieźli zwycięstwo i wywieźli z Szeged komplet punktów, pokonując Pick na inaugurację nowej kampanii w Lidze Mistrzów 34:33. Bohater tego pojedynku był jeden - francuski rozgrywający zdobył aż 12 bramek.

Liga Mistrzów piłkarzy ręcznych, 1. kolejka:
OTP Bank-Pick Szeged - Orlen Wisła Płock 33:34 (16:16)

Komentarze (1)
avatar
kamil1984
11.09.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Bardzo ważne zwycięstwo Wisły ,i to jeszcze ba wyjeździe 
Zgłoś nielegalne treści