Od początku na parkiecie bezsprzecznie dominowali gracze MKS-u. Po 10. minutach na tablicy wyników było już 5:1 dla Nielby. Przewaga gospodarzy mogła być wówczas jeszcze większa. Nielbiści nie wykorzystali jednak w tym czasie aż trzech rzutów karnych. Najpierw dwukrotnie pomylił się z linii siedmiu metrów rozgrywający Dawid Przysiek. Po jednym niecelnym karnym wągrowczanin zreflektował się jednak udaną dobitką. W 9. minucie karnego przestrzelił też Przemysław Krajewski.
Kawał zdrowia na parkiecie zostawili jak zwykle obrotowi Nielby: Jakub Płócienniczak oraz Bartosz Witkowski. - Zarówno Jakub, jak i ja mieliśmy wiele okazji rzutowych. Co prawda nie udało się nam zdobyć wiele bramek, jednakże dzięki faulom popełnianym na nas, koledzy z drużyny mieli rzuty karne. W pierwszej połowie zabrakło po naszej stronie trochę skuteczności. Pokazaliśmy jednak silny charakter. Rywal nie mógł się przebić przez twardą defensywę Nielby. Cieszymy się ogromnie, że gramy dalej w Superlidze. Dziękujemy kibicom za ogromne wsparcie, którego nam dziś udzielili na trybunach - oceniał Witkowski.
Jakub Płócienniczak przyznał, iż wągrowiecki zespół zagrał teraz z większym spokojem, niż w Opolu. Zdaniem nielbisty, sędziowie pozwolili poczynać sobie dość ostro w obronie. - W efekcie przygnietliśmy rywala w defensywie, przez co w okresie pierwszych dziesięciu minut zdobył on zaledwie jedną bramkę. Dzięki dużej przewadze, w końcówce na parkiet weszli nasi młodzi zawodnicy, aby pomóc nam w zwycięstwie. Był to bardzo miły gest ze strony trenera - tłumaczył kołowy.
Z kolei Alosza Szyczkow po zakończeniu spotkania analizował grę rywali, dochodząc ostatecznie do wniosku, iż ekipa Gwardii na chwilę obecną nie posiada składu na ekstraklasę. - Jest to zespół młody, perspektywiczny i ambitny. Brakuje im jednak cennego doświadczenia. Przed pierwszym meczem mieliśmy zbyt mało materiałów na ich temat. Nie wiedzieliśmy, czego się po nich spodziewać. Przygotowując się do rewanżowego starcia, wyeliminowaliśmy wszystkie ich atuty. W efekcie, z Gwardii nikt dziś po prostu nie istniał! Opolanie nie mieli teraz żadnych czystych pozycji. Gdybyśmy zagrali do końcowego gwizdka z maksymalnym zaangażowaniem, wygralibyśmy różnicą wynoszącą ponad dwadzieścia bramek - oceniał prawoskrzydłowy.