Kamil Kołsut: W zaległym meczu pokonaliście rezerwy płockiej Wisły różnicą jedenastu bramek. Obserwując wyrównaną pierwszą część spotkania trudno było się spodziewać, że po przerwie pójdzie wam tak gładko.
Witold Rzepka: Zdecydowanie tak, bo na początku wydawało się, że będzie bardzo ciężko. Zaczęliśmy nieporadnie, za dużo było w naszej grze rozkojarzenia. Podejrzewam, że gdzieś tam w głowach pojawiła się świadomość, że mimo wszystko i tak ten mecz wygramy, a takie spotkania gra się zdecydowanie trudniej.
Spotkanie rozpoczęło się o dość nietypowej, wieczorowej porze, a pana gracze wyglądali, jakby dopiero co wstali z łóżka.
- To właśnie ten brak sportowego sprężenia. Zawodnicy wyszli na parkiet rozluźnieni, nie było pełnej mobilizacji i koncentracji.
Jednym z bohaterów meczu został Adam Marciniak, który rzucił czternaście bramek. W sumie w tym sezonie ma on ma swoim koncie już ponad sto trafień, ciężko sobie wyobrazić ten zespół bez niego.
- Adam gra naprawdę super i jest czołowym strzelcem drużyny. Zdecydowanie poszedł sportowo do góry, choć od pewnego czasu boryka się z dobrą kontuzją łokcia i staramy się go jakoś przez tą ligę przeprowadzić, bo po sezonie czeka do delikatny zabieg. Myślę też, że już jakoś się zgrał z zespołem, bo to jest dopiero jego pierwszy sezon z nami, a im dalej tym lepiej będzie się rozumiał z kolegami.
Latem w zespole doszło do kilku zmian i jak na razie wygląda na to, że praktycznie wszystkie ruchy transferowe były strzałami w dziesiątkę, bo nowi gracze stanowią o sile Zeptera.
- Myślę, że tak. Akurat ja miałem tą przyjemność decydowania o tym, kto zasili nasze szeregi przed sezonem i wydaje mi się, że w żadnym calu się nie pomyliłem.
Jesteście na drugim miejscu, przewaga nad trzecią lokatę urosła do pięciu oczek. Udział w meczach barażowych jest na wyciągnięcie ręki. Widać to po zawodnikach, czuć w zespole jeszcze większą mobilizację i podekscytowanie?
- Po tym meczu z Wisłą na pewno ta świadomość szansy jeszcze bardziej gdzieś tam w ich głowach zakiełkuje, co do tego nie mam wątpliwości.
Którego z czterech spotkań, jakie pozostały do zakończenia fazy zasadniczej, obawia się pan najbardziej?
- Wszystkie będą trudne, bo podejrzewam, że nawet Wolsztyniak łatwo nie odpuści. Jak widać każdy zespół, który przyjeżdża do Warszawy, chce za wszelką cenę chce wygrać, jest taka psychiczna potrzeba ogrywania stolicy tym bardziej, że jesteśmy w tej chwili wiceliderem. My nie możemy sobie pozwolić na żadną wpadkę i chcielibyśmy powalczyć do końca.
Spoglądacie już czasem na tabelę drugiej grupy pierwszej ligi, analizujecie z kim ewentualnie chcielibyście się spotkać?
- Tak, choć trudno jak na razie wyciągać jakieś wnioski, bo są tam bardzo małe różnice punktowe. W drugiej grupie wszystko może się jeszcze różnie poukładać, ale już przyglądamy się, kto może nam przypaść w barażach.
Stać was na sukces i awans do PGNiG Superligi? Mówi się, że rozgrywki tej drugiej grupy stoją na nieco wyższym poziomie.
- Zobaczymy, jak to wyjdzie z bezpośredniej konfrontacji. W tej chwili możemy tylko dywagować, która z grup pierwszej ligi jest mocniejsza, zweryfikują to dopiero mecze barażowe.
Po paru latach zastoju wreszcie coś się w stołecznym szczypiorniaku. Przed rokiem dobrze radziła sobie Politechnika, teraz o awans rywalizuje Zepter, a czwarte miejsce na mistrzostwach Polski juniorów wywalczyli szczypiorniści Agrykoli. Sportowo jest coraz lepiej i szkoda tylko, że pod względem organizacyjnym ciągle panuje zastój.
- To prawda, my sami staramy się wszystko układać, jakieś pomocy z zewnątrz nie mamy. Klub co może pomóc, to pomaga, ale w jego ramach funkcjonuje też wiele innych sekcji i ciężko zaspokoić potrzeby wszystkich jednocześnie. W związku z tym musimy sami starać się stworzenie jak najlepszych warunków do grania i trenowania.
Macie w związku z tym jakieś konkretne plany na najbliższą przyszłość?
- Oczywiście, że tak, ale wszystko to nie jest jeszcze sformalizowane. Zobaczymy, jak inni docenią nasz wysiłek i poziom sportowy, bo wiadomo, że potrzebne są - gdybyśmy chcieli grać w ekstraklasie - dużo inne środki finansowe, to jest już najwyższa półka. Nie da się tam rywalizować, wchodząc do gry z ulicy.